16 mar 2019

8. Nieporozumienia



     „Zawsze stali po przeciwnych stronach przepaści. Na początku małżeństwa przewiesili przez tę przepaść wąski mostek. Od czasu do czasu jedno przechodziło do drugiego, chybocząc się na boki. Tylko po tej drugiej stronie wcale nie było fajnie i w końcu i tak wracali na swoją stronę. I tak żyli przez lata. Z czasem już nawet nie przechodzili na tę drugą stronę, bo i po co.”
Gabriela Gargaś

Zmrużyłam oczy obracając się na brzuch i zanurzając dłonie pod puchatą poduszkę. Jasne światło poranka oświetlało pokój, co było zasługą niezaciągniętych rolet. Wzięłam głęboki wdech, pocierając rozgrzanym policzkiem o materiał poszewki, wtedy właśnie do moich nozdrzy dotarł zapach lawendy.
— Cholera... — Otworzyłam szybko oczy i obróciłam się z powrotem na plecy, siadając. Rozejrzałam się po pokoju, w którym ostatniej nocy rozmawiałam z Sasuke i poczułam jak żołądek skręca mi się z nerwów. Zasnęłam. Najzwyczajniej w świecie padłam. O Boże.
Otworzyłam szeroko oczy widząc moje spodnie złożone na nocnym stoliku. Wstyd palił mi policzki. Jeszcze tego brakowało aby mój BYŁY mąż musiał rozbierać mnie do snu. Spojrzałam na swoją poplamioną kawą bluzkę i białe, bawełniane majtki. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, że mogłam założyć jakąś bardziej „wyjściową” bieliznę, ale zaraz palnęłam się w czoło. Sakura, ogarnij się! Dobrze, że całe to rozbieranie skończyło się tylko na spodniach, to zaoszczędziło mi kolejnych powodów do wstydu.
Odkryłam kołdrę a mój wzrok powędrował na za duże, męskie skarpetki, które miałam na nogach, a uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Po tylu latach cały czas pamiętał.
„ Wywijałam jak zawodowa tancerka po świeżo wypastowanych panelach, mając na sobie tylko czarny szlafrok Sasuke i zielone skarpetki w kropki. Ślizgałam się, śmiejąc radośnie do muzyki lecącej ze starego radia, które dostałam kiedyś od mojego taty na dziesiąte urodziny.
— Zaraz się przewrócisz — usłyszałam głos Sasuke, zanim jego ręce objęły mnie w pasie, a jego głowa spoczęła na moim ramieniu.
Uśmiechnęłam się pod nosem, czując pocałunki na swojej szyi. Obróciłam się, aby spojrzeć w ciemne oczy bruneta, a jego gorące usta zaraz przylgnęły do moich. Już chciałam objąć go w pasie, kiedy odsunął się ode mnie na krok i chwycił moje dłonie.
— Można panią prosić? — wymruczał, głaskając zewnętrzną część mojej prawej dłoni.
Skinęłam głową w odpowiedzi i zaraz znalazłam się w ramionach Sasuke, kołysząc się z nim w rytm spokojnej melodii.
— Przecież ty nie lubisz tańczyć — stwierdziłam, kiedy jego ręka mocniej zacisnęła się na mojej talii.
— Ale ty lubisz, a ja chcę sprawić ci przyjemność. Jeśli uśmiechniesz się dzięki pokołysaniu się do jednej z tych beznadziejnych piosenek, moje męki się opłacą. — Puścił do mnie oczko, a jego twarz rozjaśnił uśmiech, który z pewnością był zaraźliwy, bo zaraz i ja zaczęłam się szczerzyć.
Musiałam przyznać przed samą sobą, że mimo szczerej niechęci Sasuke do tańczenia, wcale nie deptał mi po palcach. Każdy jego krok był ostrożny i przemyślany, a ja po prostu mogłam się odprężyć i poddać jego ruchom. Oparłam głowę na jego ramieniu wtulając się w niego, odurzona miętowym zapachem jego wody kolońskiej.
Piosenka nagle się skończyła, a z radia wypłynął szybki jazzowy kawałek. Chcąc zaskoczyć swojego narzeczonego, odsunęłam się od niego gwałtownie i już miałam zacząć taneczne szaleństwo, kiedy poślizgnęłam się i w jednej chwili wylądowałam tyłkiem na podłodze, słysząc jak z ust Sasuke wymyka się ciche przekleństwo.
— Nic ci nie jest? — Kucnął obok, pomagając pozbierać się mi i mojej godności z podłogi.
         — Nie, nic... Tylko duma ucierpiała — mruknęłam. Zostałam sprawnie przetransportowana na łóżko, gdzie Sasuke ściągnął mi skarpetki, okrężnymi ruchami pocierając zimne stopy. — Ej, czemu zdjąłeś moje ukochane skarpetki!
         — Bo jeszcze chwila latania w nich po domu, a zrobisz sobie krzywdę i ucierpi coś więcej niż twoja duma. Nie rozumiem, kupiliśmy kapcie i obiecałaś, że będziesz w nich chodzić. A tymczasem dalej biegasz w skarpetkach. — Zmierzył mnie surowym wzrokiem, kończąc swój wywód.
         — Nic nie rozumiesz, ja naprawdę staram się chodzić w tych głupich kapciach, ale skarpetki są o wiele wygodniejsze i nie muszę ich ściągać i zakładać za każdym razem jak chcę, dajmy na to, wejść na łóżko. A do tego są ciepłe! — Uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc, że to lekko go zmiękczy. I wcale się nie pomyliłam, bo rysy jego twarzy złagodniały, a z ust wymsknęło się ciche westchnięcie.
         — Niech ci będzie. — I nagle jego dłonie z moich stóp znalazły się na udach, sunąc wyżej, co skwitowałam zadowolonym uśmieszkiem.”
Budzik w mojej komórce zadzwonił, a ja w pośpiechu wygramoliłam się z łóżka. Dorwałam telefon i wyciągając go z tylnej kieszeni moich spodni szybko wyciszyłam. Szybkimi ruchami  zaczęłam wciągać na siebie spodnie, zdejmować nie swoje skarpetki  i po cichu wymknęłam się z pokoju, zabierając ze sobą torbę, która leżała przy drzwiach. Szłam długim korytarzem i po ciuchu stąpałam po schodach starając się nie narobić hałasu. W przedpokoju szybko zakładałam buty, ciesząc się jak głupia, że wymknę się niepostrzeżenie i obejdzie się bez żadnych tłumaczeń. Jakoś później to wszystko odkręcę, prawda?
Chwyciłam gwałtownie za klamkę i wtedy stanęłam oko w oko z mysią czupryną Camil.
— Dzień dobry, śniadanie? — Wzrok gosposi wodził po mojej osobie oceniająco, a ja odruchowo zaczęłam przeczesywać włosy, świadoma tego jak okropnie mogę wyglądać.
— Dzień dobry... Ja, ja w sumie już będę się zbierać. — Wyminęłam ją w drzwiach zezując wzrokiem na siatki z zakupami, które trzymała w dłoni. — Miłego dnia! Do widzenia.
I już kroczyłam w stronę wyjścia z posesji. Nie obróciłam się za siebie, ale czułam jak wzrok Camil odprowadza mnie aż do furtki. Ta kobieta była władczynią tego miejsca, zdecydowanie dawała odczuć, że to ona w nim rządzi. Pomyślałam, że może pomaga panu Uchicha nie tylko w prowadzeniu domu. Skrzywiłam się do siebie zmieniając tor myśli.
         Konoha jeszcze nie obudziła się ze swojego snu. Wiał chłodny wiatr, smagał moje ramiona, kiedy opuszczałam jeden z wczesnych autobusów. Otuliłam się rękoma, świadoma tego, że wybiegając jak złodziej z domu Sasuke nie zabrałam ze sobą kurtki. Ciche westchnienie wydobyło się z mojej piersi zamieniając się w biały obłoczek. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę znanego mi osiedla.
         Wszystko tu miało swój specyficzny klimat, który nadawała stara kamienica. Pamiętałam godziny spędzone na placu zabaw i babcie krzyczącą z okna abym przyszła na obiad. Każdy kąt budził wspomnienia.
         Uśmiechnęłam się do nich i otworzyłam drzwi prowadzące na klatkę schodową. Już wtedy usłyszałam muzykę dudniącą na wszystkich piętrach, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył na wspomnienie tej wariatki z niebieskimi końcówkami włosów. Zaczęłam wbiegać po schodach, a jazzowy kawałek brzmiał coraz głośniej i wyraźniej, kiedy już byłam na właściwym piętrze, drzwi Nanami zostały uchylone i wyleciał przez nie mężczyzna w samych bokserkach, trzymający resztę odzieży w ramionach.
Z niedowierzającym uśmiechem zaczął ubierać się na klatce schodowej, nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. A ja po prostu stałam i gapiłam się na niego jak sroka w gnat. I to całkiem przystojny gnat. Zagryzłam lekko dolną wargę sunąc wzrokiem po brązowej czuprynie kręconych włosów i wąskim ustom. Zerknęłam na muskularne ramiona i ładnie wyrzeźbioną sylwetkę, nic przesadnego; piękne, szczupłe ciało. Czułam się zażenowana swoim zachowaniem i tym, że bezkarnie przyglądam się jakiemuś mężczyźnie. Moja podświadomość grzmiała, że przecież to on stał rozebrany na klatce schodowej i powinien się wstydzić – nie ja! Mimo to odchrząknęłam cicho, dając o sobie znać.
         Zielone oczy zerknęły na mnie ze zdziwieniem, a silne dłonie właśnie zapinały pasek od spodni. Nie wyglądał na speszonego, no w porównaniu do mnie. Teraz dopiero uświadomiłam sobie jaki jest młody i poczułam się (o ile to w ogóle możliwe) jeszcze bardziej zażenowana. To jeszcze dzieciak... A Nanami... To obrzydliwe. Uśmiech dumy pojawił się na jego twarzy, dobrze wiedział, że ja wiem. Ba, on był z tego piekielnie zadowolony. Minął mnie bez słowa, wyjmując z kieszeni papierosa. Stałam przez chwilkę mrugając szybko, po czym obrzuciłam spojrzeniem drzwi sąsiadki i udałam się do swojego mieszkania. Wolałam udać. W ogóle nic nie wiedziałam. Na nikogo się nie gapiłam. I nie, nie pociekła mi ślinka.
         W progu zaraz pozbyłam się torby i butów, nie bawiąc się w przekręcanie zamka w drzwiach, niczym na autopilocie powędrowałam w stronę sypialni. Rzuciłam się w ubraniach na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Już miałam odpływać w niebyt, kiedy drzwi do mojego domu otwarły się z hukiem.
— Akuku! Wyłaź, bo mam dla Ciebie propozycje nie do odrzucenia! — W całym mieszkaniu rozległ się roześmiany głos Nanami, a ja zdusiłam jęk rozpaczy w poduszce.
— Tutaj — wychrypiałam cicho, ale ta i tak mnie usłyszała. Szybkie kroki rozległy się w korytarzu i ucichły w progu mojej sypialni.
         Nie ruszyłam się nawet o centymetr, nie mówiąc już o spoglądaniu na swojego „gościa”. Czułam jak mierzy mnie czujnym spojrzeniem i mogłam tylko wyobrazić sobie co o mnie myśli. Z pewnością wyglądałam żałośnie we wczorajszych ciuchach z  kiepską fryzurą, przytulającą jedyną towarzyszkę każdej nocy – poduchę. No niestety, moje życie nie jest tak ciekawe jak twoje.
— Wstawaj, śpiochu! — Usłyszałam rozbieg i zaraz ciężar ciała blondynki wgniótł mnie w materac. — Śmierdzisz starą panną, wstań i może weź prysznic... — marudziła zaraz przy moim uchu. — Dziś wieczorem wychodzimy!
         Prychnęłam pod nosem. Nie mogłam uwierzyć, że znamy się tak krótko, a ona wpada do mojego mieszkania i proponuje mi wspólne wychodzenie. To nie mieściło mi się w głowie, zdecydowanie wolałam aby dała mi święty spokój.
— Nigdzie z Tobą nie idę — postanowiłam.
         Dłoń Nanami wylądowała na mojej głowie i zrobiła z moich włosów większy busz.
— Wiedziałam, że się zgodzisz! — W chwili, kiedy już zaczynałam użalać się nad swoim marnym losem Nanami kontynuowała wciskanie mi swoich racji — Zobaczysz, nic tak nie poprawia humoru, jak założenie czegoś seksownego i wypicie całkiem niezłej ilości alkoholu. Każda kobieta ci to powie!
         Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad jej słowami i nie licząc się z oburzonym sapnięciem zrzuciłam ją z siebie jednym szybkim ruchem. Wariatka!
         Kilka minut później siliłam się używając sporej ilości argumentów, jednym okiem obserwując blondynkę siedzącą na moim kuchennym blacie. Jej mina wyrażała najbardziej dziecinne zniecierpliwienie jakie kiedykolwiek dane mi było oglądać.
         — Nie wiem czy mi się ten pomysł podoba... — mruknął głos po drugiej stronie telefonu. — Nie jestem w nastroju na jakieś wyjścia.
         Przewróciłam oczami i ręką kazałam zejść Nanami z blatu, co oczywiście nie odniosło żadnych skutków. Prędzej dogadałabym się ze ścianą.
         — Gwarantuje ci, że to będzie naprawdę dobry pomysł! — uparcie powtórzyłam słowa, które jeszcze nie tak dawno sama miałam okazję usłyszeć. — Adres zaraz Ci wyślę, czekam na Ciebie.
         Usłyszałam zmęczone westchnięcie po drugiej stronie telefonu, liczyłam na to, że się zgodzi.
         — Gwarantuje Ci same mocne drinki — dodałam zachęcająco, pamiętając o warunku, który został mi postawiony
         — Zgoda. — W duchu pogratulowałam sobie małego zwycięstwa i odkładając telefon uśmiechnęłam się do nic nie rozumiejącej blondynki. – Wieczorem wychodzimy!


         Kiedy udało mi się pozbyć Nanami za punkt honoru postawiłam sobie ogarnięcie całego mieszkania. Co prawda kartonów już się pozbyłam, ale pranie aż wołało mnie z łazienki.
         Usiadłam przed pralką, przyglądając się złotemu napisowi „Beti”, który ją zdobił. Już wiedziałam, że moja babcia sama takiego imienia nie wymyśliła. Nazwy programów praktycznie nie były już widoczne, co zawdzięczać można było wiekowi urządzenia.
         — To nie może być trudne… — mruknęłam, wkładając do bębna ubrania. Zamknęłam drzwiczki, nasypałam proszku i… gapiłam się na gałkę wokół której powinny być nazwy programów prania.  — To może tak. — Poruszyłam ją lekko włączając na jeden z początkowych programów. Patrzyłam jak pobiera wodę a następnie zaczyna pracować. Z początku cicho, niepewnie aż w końcu ruszyła na pełnych obrotach hucząc niemiłosiernie. Momentami nawet podskakiwała w miejscu, zrzucając wszystkie stojące na niej kosmetyki.
         — Faktycznie, chodzi jak rasowy czołg. — Zasłoniłam dłońmi uszy i wyszłam z łazienki.



         Stojąc przed swoją szafą zastanawiałam się co z moich ubrań nadaje się na wyjście do klubu. Przyjrzałam się krytycznym wzrokiem swojemu odbiciu w lustrze, worek na śmieci z pewnością idealnie by na mnie leżał. Tęskniłam za smukłym ciałem nastolatki, którą kiedyś byłam. Wcześniej nie mogłam zauważyć u siebie ani jednej fałdki, a teraz? Wykrzywiłam usta patrząc na swój duży tyłek, aż w końcu chwyciłam pierwszą lepszą rzecz z szafy i przyjrzałam się swojemu odbiciu ponownie.
         Moje zmagania z zawartością szafy skończyły się na granatowej bluzce i jasnych jeansowych spodniach. Z cierpiętniczą miną spojrzałam na wysokie szpilki, które Nanami dostarczyła mi zaraz po obejrzeniu kolekcji trampek, które według mnie były cudownym obuwiem. Oczywiście po wysłuchaniu trylogii na temat mylności mojego założenia, zostałam postawiona przed „szpilkowym kluczem do pewności siebie każdej kobiety”. Założyłam je, nie czując się ani pewnie, ani wygodnie.  Już tego żałuję...
         Lekko denerwowałam się przed wyjściem z domu, miałam wrażenie, że nie robiłam tego od wieków. Całe szczęście, że wymusiłam na Nanami spokojniejszy lokal, nie chciałam wrzucać siebie i Nori na głęboką wodę. Chciałam z nią porozmawiać o nieobecności w szpitalu a hałas i pijani ludzie z całą pewnością nie ułatwiają rozmów. Głęboki wdech i do przodu Sakura! Nie będzie tak źle!


         — O nie! Nie, nie, nie, nie, nie... Nie wejdę tam! — Wściekła Nori piorunowała wzrokiem mnie, a ja Nanami, na co ta reagowała nerwowym chichotem. W myślach powtarzałam jak mantrę, że gorzej już być nie może.
         — Ale spokojnie, rudzielcu. Klub jak klub, no może trochę więcej osób niż pierwotnie zakładałyśmy, ale w całym mieście nie ma lepszych imprez. — Nanami przerzuciła swój kucyk przez ramię, wprawiając złote koła zdobiące jej uszy w ruch. W obcisłej czarnej sukience wyglądała seksowniej niż ja i Nori razem wzięte, co wywoływało rozdrażnienie naszej dwójki.
         — To miał być spokojny lokal — wycedziłam, zerkając na budynek.
         Głośną muzykę słychać było na całej ulicy, a kolorowe światła odprowadzały młodych ludzi z szampańskich nastrojach jeszcze parę metrów od klubu. Nie tego się spodziewałam.
         Nori zmieszana potarła swoje ramiona i wycofała się lekko.
         — Ja idę Sakura, nie mam ochoty teraz na takie atrakcje jak ten klub. Poza tym... Chyba nie ubrałam się odpowiednio. — Zerknęła na swoje spodnie, a następnie na sukienkę blondynki.
         Poczułam, że właśnie zawiodłam na całej linii. Mogłam zrobić spotkanie u siebie, a nie polegać na stukniętej sąsiadce.
         — Przepraszam... — Nie dokończyłam, bo Nanami weszła mi w zdanie.
         — Słuchajcie, laski. Wiem, że może nie tego się spodziewałyście i nie tak to miało wyglądać, ale obiecuję zrobić wszystko abyście dobrze się bawiły. To tylko z zewnątrz wygląda tak źle, w środku jest całkiem niezła atmosfera i bardzo dobre drinki. Wejdźmy tylko na chwilę, jeśli będzie słabo to wrócimy do domów. To jak?
         To brzmiało nieźle, zerknęłam na Nori licząc, że spodoba jej się pomysł, ale jej zaciśnięte usta nie wróżyły niczego dobrego.
         — Nie jestem pewna... — Ale jej też nie pozwolono dojść do słowa.
         — Stawiam pierwszą kolejkę! — I te trzy słowa zadecydowały o dzisiejszym wieczorze. Mniej lub bardziej pewnym krokiem weszłyśmy do klubu.
         Tak jak się tego spodziewałam atmosfera była gorąca. Nawet bardzo. Żar aż bił od tego miejsca, a już szczególnie od rozpalonych tańcem ludzkich ciał. Światła lamp odbijały się od pokrytego lustrami sufitu, ginąc w ciasnym tłumie. Nie wyobrażałam sobie aby można było wcisnąć tam palec, a co dopiero jakąś nową osobę – mimo to ludzi tańczących przybywało. Swoje kroki skierowałam za dziewczynami prosto do baru. Bo, jak tłumaczyła nam na wstępie Nanami - dobry alkohol to podstawa, każdej imprezy.
         Nigdy nie byłam fanką głośnych klubów i dzikich imprez. Nigdy nawet nie pomyślałam aby do jakiegoś pójść. Myśląc nad tym jak kiedyś spędzałam czas wolny, widziałam tylko siebie, książki i Sasuke. Nic dziwnego, był moim jedynym przyjacielem, takim od zawsze na zawsze. Każdą chwilę spędzaliśmy razem już od najmłodszych lat. Wspólna zabawa w piasku, nauka, pierwsze randki, pocałunki. Teraz żałowałam, że nie wykorzystałam tego czasu lepiej. Zamknęłam się w sobie, jak w domku, z którego jedynym oknem na świat był właśnie Sasuke. Teraz chciałam odskoczni. To co było kiedyś już nie wróci.
         Rozsiadłyśmy się na stołkach barowych, stopniowo nabierając pewności siebie. Oczywiście cała ta niepewność nie dotyczyła Nanami, widać było, że ta czuje się w tym miejscu jak we własnej sypialni. Swobodnie zarzuciła nogę na nogę, eksponując przy tym szczupłe kostki oraz niemożliwie wysoki obcasy. Iskrzącymi oczami rozglądała się wokół, jakby kogoś szukała, co zresztą zaraz potwierdziła zatrzymując go na barmanie. Jej język powoli zwilżył dolną wargę. Krzyknęła coś, chyba czyjeś imię, ale muzyka wszystko zagłuszyła. Powiodłam za nią wzrokiem na obiekt jej zainteresowania; niczego nieświadomy brunet czyścił spokojnie kufle od piwa.
         — Sai! — ponowiła głośniej, a brązowe oczy zaraz na nas spojrzały. Lekki uśmiech rozpromienił twarz mężczyzny, co od razu uświadomiło mi, że muszą się dobrze znać. Ciekawe jak dobrze... Od razu pomyślałam o młodym chłopaku, który nie tak dawno zbierał swoje ubrania z naszej klatki schodowej.
         — Hej Sai! Trzy margherity na początek. — Krzyknęła Nanami. Odpowiedziało jej skinienie głowy, a po chwili trzy drinki już stały na ladzie.
— Ktoś tu jest stałym gościem  — zauważyła głośno Nori, odpowiedział jej tylko tajemniczy uśmiech blondynki.
Możliwe, że barman kiedyś też opuszczał mieszkanie Nanami z zadowolonym uśmiechem.  
Z każdą minutą siedzenia przy barze nabierałam pewności, że nigdy się nie dowiem, dlaczego Nori nie przychodziła do pracy i na pewno nie namówię jej na powrót. Było po prostu za głośno aby zaczynać rozmowę, a ja już widziałam te kolejne zmiany w szpitalu na mojej głowie. Rozdrażniona zabrałam się za picie swojego drinka. Obserwowałam jak barman mówi coś do ucha Nanami i... chyba nawet ją w nie gryzie! Odwróciłam od nich wzrok lekko zażenowana, może i trochę zazdrosna. Chociaż w sumie nie powinnam, nie tęskniłam za facetami; ich niskimi głosami, lekkim zarostem, silnymi dłońmi... Westchnęłam lekko i skończyłam swoją margheritę. Tak, zdecydowanie nie tęskniłam.
— Nasza loża już czeka. — Nagle zostałam pociągnięta za rękę i przeciskałam się za dziewczynami w głąb sali.

Siedząc na skórzanej, czarnej kanapie czułam jak humor mi się poprawia. W tym końcu klubu, przy kwadratowych stolikach nie było już tak głośno. Od szalonych klubowiczów oddzielała nas ciemna, szklana szyba, która wyciszała trochę muzykę i bawiących się ludzi. Poczułam się jak jakaś ważna szycha. Na stoliku pojawiły się kolorowe drinki, których nie potrafiłam nazwać, ani nawet określić skąd je mamy. Spojrzałam na Nanami spod uniesionych brwi, ale ta sprytnie unikała mojego wzroku. Nori zerkała na nas zaciekawiona, upijając ostrożnie drinka.
— Skąd to wszystko? — zapytała.
— Oj, ja też jestem ciekawa. Nanami?
W odpowiedzi zaśmiała się głośno, przeczesała swoje włosy i spojrzała na nas, jak na nic niewiedzące dzieci.
— No nie patrzcie się  na mnie jak na jakiegoś mafioza. Kiedyś tu pracowałam, zanim na dobre zajęłam się malarstwem. — Wzruszyła ramionami, jakby to o czym mówiła nie miało żadnego znaczenia. — Ten barman, którego miałyście okazje poznać — Sai, jest właścicielem tego klubu. Kiedyś mieliśmy okazje nie odrywać od siebie rąk i cały dzień spędzić w łóżku, jeśli wiecie co mam na myśli... — Poruszyła sugestywnie brwiami i zaśmiała się wdzięcznie. — Ale już tego nie robimy, lepiej wychodzi nam przyjaźń... Chociaż on pewnie by chciał aby było jak dawniej... — zamyślona urwała na chwilę i poprawiła się na siedzeniu, zarzucając nogę na nogę — Widzicie te obrazy na ścianach?
Zmrużyłam oczy, szukając na ścianach wspomnianych obrazów i rzeczywiście, znalazłam. Nie wiem dlaczego wcześniej ich nie zauważyłam, za to teraz nie mogłam oderwać od nich wzroku. Z daleka wyglądały jak fotografie. Dopiero jak się przyjrzałam dostrzegłam pociągnięcia pędzla. Czarno-białe, duże akty przedstawiające kobiety w rozmaitych pozach. Były pełne wdzięku, wiły się na obrazach jak żywe. Zupełnie wolne, zdawały się wychodzić z ram wprost na parkiet. Niemal czułam pożądanie na ich widok. Niezwykłe.
— Ja je namalowałam. Sai jako pierwszy docenił mój talent i poprosił mnie o te obrazy. Z hobby przerzuciłam się na pracę. Dzięki kasie zarobionej na tym i kolejnych zleceniach, które po zawieszeniu moich prac w tym klubie, zaczęły napływać jestem w stanie dokształcać się i utrzymywać. Ot, cała tajemnica.
— Twoje obrazy są piękne — wtrąciła Nori. Chyba byłyśmy pod takim samym wrażeniem.
— Dzięki!
Odetchnęłam z ulgą, jednocześnie zaciekawiona tym wyznaniem. Nie spodziewałam się takich nowości z życia mojej sąsiadki. Jedna rzecz w tej całej historii budziła moje zastanowienie. Jej relacja z Saiem - nie do końca wierzyłam aby to coś co było między nimi tak po prostu minęło. Nie po tym jak dostałam okazję aby  sączyć darmowego drinka i siedzieć w ekskluzywnej loży. Żaden facet nie stara się tak dla przyjaciółki.
— To wy tu sobie siedźcie jak na stare panny przystało, a ja ruszam na łowy! — Nanami wstała szybko z kanapy i kręcąc biodrami wyszła, zostawiając mnie i Nori same. Żadna z nas nie zaprotestowała. Niech idzie.
— To nie moje klimaty! — mruknęła Nori zanurzając się w kanapie. Wyglądała na zmęczoną, jakby dźwigała na plecach ciężar przekraczający jej możliwości.
Upiłam drinka, nerwowo potarłam rękoma o swoje uda.
— Wiem, że niezupełnie tak miało wyglądać nasze spotkanie, ale jesteśmy same. I nie da się nie zauważyć, że coś się u ciebie dzieje. Możesz mi powiedzieć, obiecuję, że zachowam to tylko dla siebie. Nawet jeśli…
— Ej, spokojnie — przerwała mi. Uśmiechnęła się do mnie tak delikatnie, że nie byłam pewna czy to był uśmiech. — Przecież obiecałam, że ci powiem. Tylko... muszę pomyśleć od czego zacząć.
Obserwowałam w skupieniu jak pochyla się i opiera na swoich dłoniach, jak nerwowo przeczesuje kręcone włosy, pozostawiając je w jeszcze większym nieładzie. Milczałam, mając nadzieję, że to skłoni ją do szczerej rozmowy. Czasem żadne słowa nie wyciągną z ludzi takiej prawdy jak właśnie cisza. Cholerna cisza, która pożera każdy sekret i każe nam się z nim zmierzyć. I właśnie tego dokonała teraz Nori, zmierzyła się ze wstydem, bólem i upokorzeniem. Jej emocje zmiażdżyły mnie, wywołując coraz to większe łzy z każdym wypowiedzianym słowem…
— Jestem mężatką, nie mam dzieci ani zwierząt. Mam tylko męża... Jakbyś go poznała - oczarowałby cię. Przystojny, mądry i dowcipny. Wszyscy zawsze się nim zachwycali, dusza towarzystwa. Właśnie w takim człowieku się zakochałam. Całe życie pokazywał mi jakie to mamy szczęście, że mamy siebie. Potem coś się zepsuło, nie mogliśmy mieć dzieci. Każda próba kończyła się coraz większym rozczarowaniem i bólem. Nie chciałam się poddać, nawet nie wiesz jak się czułam, kiedy przechodziłam ulicą i widziałam te wszystkie znajome z wózkami i ciążowym brzuszkiem. One promieniały! A ja? Nienawidziłam siebie i ich również zaczynałam nienawidzić. Poszłam do pracy i skupiłam się na tym co wychodziło mi najlepiej.  Niestety nawet tam mierzyłam się z ze swoim bólem. Nigdy nie zapomniałam, przez to wszystko nie czułam się w pełni kobietą. Pragnienia posiadania dziecka nie da się tak po prostu wymazać z serca. Namawiałam męża abyśmy poddali się badaniom. Niestety nie zgodził się, ale ja nie mogłam tak tego zostawić... Rozumiesz?
Oddychała spazmatycznie, kołysząc się to w przód to w tył. A ja nie potrafiłam się ruszyć z miejsca objąć ją, czy nawet złapać za rękę. Byłam w stanie tylko słuchać, przekonana, że to jeszcze nie koniec historii.
— Przebadałam się bez jego wiedzy. Okazało się, że wszystko ze mną okej. Mogę mieć dzieci. Nawet nie wiesz z jaką ulgą odetchnęłam... Wróciła mi wiara, ale doszły też obawy co do jego zdrowia. Zaczęły się kłótnie, coraz częstsze, gwałtowniejsze. Padały słowa, których nigdy sobie nie mówiliśmy. Aż dostałam w twarz... Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, myślałam, że to był tylko ten jeden raz. Każdemu przecież zdarza się wybuchnąć. Niestety to był dla niego przełomowy moment, coraz częściej zdarzało mu się mnie pchnąć, kiedy zaczynaliśmy się kłócić. Ciągle pokazywał mi jak to nic nie jestem warta.
— To nieprawda — zaprotestowałam, nie wiedząc co mam powiedzieć. — Jesteś więcej warta niż myślisz.
Jej smutne, zapłakane oczy patrzyły na mnie z obawą tak ogromną, że z ledwością wytrzymywałam ich intensywność.
— To nie koniec — szepnęła. — Zapomniałam powiedzieć ci kim był mój mąż. Kolejny atut dla jego osoby to praca. Był strażakiem. Ratował ludzi i ich majątki.
— Był? — natychmiast wyłapałam czas przeszły.
Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, jeśli ciszą można nazwać przytłumione klubowe dźwięki.
— Wiele razy chciałam od niego odejść. Nie miałam na nic siły. Nosiłam ze sobą  papiery rozwodowe, ale zawsze brakowało mi odwagi aby je wypełnić. Obiecywałam sobie, że to zakończę. Dziś, w tej chwili, zaraz mu je dam i wyjdę z domu i nie obejrzę się za siebie. Nasza ostatnia kłótnia zakończyła się dłonią zaciskającą się na mojej szyi. I tego dnia chyba zrozumiałam, że jeśli nie odejdę teraz to mogę nie mieć następnej okazji. Kiedy tylko wyszedł do pracy, zaczęłam się pakować. Wtedy usłyszałam wiadomości w radiu. Pożar na jakiejś farmie, który pochłonął cały majątek i zabrał ze sobą jedno życie. Nie skupiłam się na szczegółach, zajęta rozpaczą mojego serca. Stałam przed drzwiami z walizką, bałam się przekroczyć próg domu. Myślałam i myślałam... Wtedy dzwonek. Trzy krótkie sygnały. Policja, komendant straży, przyjaciel męża. David zginął w pożarze.
Zamknęła oczy, a po jej policzkach spływały łzy. Chwyciłam jej rękę, niezupełnie wiedząc co chciałabym przekazać tym gestem. Wsparcie? Na pewno, tylko, że nie na tyle wystarczające. Zrozumienie? Nie mogłam powiedzieć, że rozumiałam jej sytuację. Myślę, że chciałam przyjąć trochę jej bólu. Strasznym było to z czym musiała zmierzyć się Nori.
— Zostałam sama z organizacją pogrzebu i udawaniem żałoby po mężu, który nigdy nie traktował mnie jak swoją żonę. — Dłońmi lekko osuszyła swoje łzy i spojrzała na mnie uważnie. — Wybaczysz mi te zmiany, które musiałaś wziąć na siebie?
Uśmiechnęłam się i tylko kiwnęłam zgodnie głową, objęłam Nori ramieniem i podsunęłam jej drinka. Nie odczuwałam ani grama złości. Chciałam, aby moja koleżanka poczuła się trochę lepiej, nawet jeśli będę zmuszona wziąć na siebie kolejne zmiany. Doskonale rozumiałam jak to jest znaleźć się w trudnej sytuacji, gdzie nikt nie może ci pomóc, ale wsparcie bywa o wiele ważniejsze.
 Nagle znów usłyszałyśmy gwar głośnej muzyki i śmiechy, a w naszym cichym schronieniu pojawiła się Nori, oczywiście nie sama. Chichocząca się para wkroczyła tanecznym krokiem do naszego azylu, a z każdym ich krokiem moje oczy robiły się większe. Nanam, trzymająca w swojej ręce kolejnego drinka,  uśmiechała się szeroko i przedstawiła nam swojego towarzysza.
— No proszę, proszę. A kogo my tu mamy. —  Kei uśmiechnął się szeroko, wkładając ręce w kieszenie ciemnych jeansów.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Co on tu robi?!
— Sakura nie wspominała, że się znacie. — Pełne iskierek oczy Nanami spoglądały to na mnie to na jej towarzysza. Jej dłoń sunęła po ramieniu mężczyzny, a uśmiech nie znikał z twarzy.
Dla swojego własnego dobra, żeby uniknąć ognia pytań, wymyśliłam najprostsze wytłumaczenie.
— Poznaliśmy się w pracy. Witaj, Kei. — Posłałam blondynowi delikatny uśmiech i spojrzałam troskliwie na Nori. Miała trochę zaczerwienione oczy, ale wydawała się być w miarę dobrym stanie.
Nanami nie zadawała już kolejnych pytań, możliwe, że moja odpowiedź w ogóle nie była dla niej ważna. Szeptała coś do ucha blondynowi, a ten potakiwał zgodnie głową.
— Uwaga, uwaga! — krzyk podpitej już trochę Nanami zwrócił uwagę wszystkich. — Przyprowadziłam was tu, żebyśmy się zabawiły! A wy, stare panny, siedzicie i smęcicie. Stanowczo się na to nie zgadzam! — roześmiała się wesoło i poklepała swojego towarzysza po ramieniu. —  Marsz na parkiet!
— Nie wydaję mi się aby to był...
— Już idziemy, wy przodem — poleciła Nori, a ja spojrzałam na nią pytająco. W odpowiedzi dostałam tylko lekki uśmiech i skinienie głową.
Wiedziałam, że oznaczało one koniec naszej dotychczasowej rozmowy. Nie miałam wyboru. Westchnęłam cicho i podniosłam tyłek z kanapy.
— No i to rozumiem! — Nanami uniosła swojego drinka w geście toastu i ruszyła, prowadząc za rękę Keia na parkiet.
Nie wiem ile czasu spędziłam w tłumie spoconych ciał. Nie wiem ile alkoholu wypiłam ani czy dobrze rejestrowałam wszystko, co dzieje się wokół. Widziałam swoją sąsiadkę, która tańczyła tańca-ocierańca z ginekologiem. Moja wyobraźnia podsuwała mi nawet obraz ubierającego się Keia na naszej klatce schodowej, a głupi uśmieszek zawitał na mojej twarzy. Spojrzałam na siedzącą przy barze Nori i rejestrowałam jej zamglone spojrzenie i różowe policzki. Jej usta przytulały coraz to nowsze kieliszki, wysysając z nich życiodajny płyn. Szkło głośno brzęczało mi w głowie z każdym uderzeniem o blat baru. Zerknęłam na tego barmana... Saia, jeśli dobrze udało mi się zapamiętać. Jego wzrok co chwilę lądował na wijącej się na parkiecie parze. Przyjaciele, ta jasne. Wmawiaj sobie Nanami.
— Wezwij mi taksówkę, Sakura — bąknęła  cicho Nori. Jej głowa kołysała bezwładnie na boki, a na twarzy gościł delikatny uśmiech. Wyglądała jakby zaraz miało pochłonąć ją cudowne zapomnienie, jakie niesie ze sobą sen.


Po dźwiękach ogłuszającej muzyki, kolorowych światłach lamp i żarze spoconych ciał cudownie było poczuć na twarzy powiew chłodnego powietrza. Mimo nie tak późnej godziny, noc zdecydowanie rozgościła się na niebie, przysłaniając wschodzący księżyc ciemnymi chmurami. Zdecydowanie przyszła pora na powrót do domu. Wyciągnęłam z jeansów telefon i wystukałam esemesa do Nanami, pisząc o  szybszym powrocie do domu Nori, a za chwilę i moim. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Ledwo zdążyłam potrzeć ramiona, czując na nich gęsią skórkę, a coś ciepłego zawisło na moich barkach. Zaskoczona zrzuciłam z siebie tajemniczą rzecz i od razu obróciłam się gwałtownie, gotowa stoczyć walkę mojego życia z nieszczęśnikiem, który postanowił mnie zaatakować. Uniosłam zaciśnięte ręce w pięści gotowa do obrony, tak jak nauczył mnie kiedyś tata i…
— Ejejejej! Spokojnie narwańcu! - Blond czupryna uniknęła mojego ciosu, a ja ostrożnie przyjrzałam się mojemu „oprawcy”.
  O jeny, nie skradaj się tak! — burknęłam oburzona, patrząc na Keia, który właśnie otrzepywał swoją marynarkę, patrząc na mnie urażonym wzorkiem. — Przepraszam, nie wiedziałam, że za mną wyszedłeś.
— Nanami powiedziała mi, że zdecydowałaś się na powrót do domu. Pomyślałem, że nie powinnaś wracać sama, ale chyba się pomyliłem. Powinnaś mieć jakąś tabliczkę... Coś w stylu „uważaj zbliżenie grozi śmiercią”...
         Wzruszyłam ramionami, nie robiąc sobie nic z uśmieszku na jego twarzy.
—  Przestraszyłeś mnie. — Zabrzmiało jak usprawiedliwienie.
Kei uśmiechnął się do mnie, a jego oczy błyszczały na tle rozradowanej twarzy. Było w nim coś takiego, co nie pozwalało trzymać urazy. Uspokoiłam się i wysiliłam na uśmiech, ale byłam pewna, że przy samym blondynie wypadam blado.  Nagle mnie oświeciło.
— A co z Nanami?
         Policzki blondyna trochę poróżowiały.
           Ona chyba ma niezłe plecy. Zniknęła z jednym z kelnerów. Powiedziała, żeby się o nią nie martwić i coś o dobrych rękach.
         — Rozumiem. 
— To co... — Znów podał mi swoją marynarkę i zakołysał się lekko na piętach. — Dasz się odprowadzić?
         Mogłam powiedzieć nie i zamówić taksówkę również sobie. Już nawet miałam to na końcu języka, lecz mimo to kiwnęłam głową i ramię w ramię ruszyłam z towarzyszem w stronę swojego mieszkania. Otuliłam się szczelnie pożyczoną mi marynarką. Cisza, która zaległa między nami była swobodna, przynajmniej dla mnie. Czułam, że Kei co chwilę zerka na mnie w skupieniu, jakby chciał o coś zapytać, ale ostatecznie tylko patrzy.
— Pytaj — rzuciłam, widząc, że zbliżamy się już do mojego mieszkania.
— Ale o co?
— O to co Ci tak chodzi po głowie. — Spojrzałam na Keia, a ten nerwowo podrapał się po głowie.
— Mieszkałaś już w Konoha — mruknął cicho. Nie pytał, nie przypuszczał. On wiedział. — Dawno?
Zacisnęłam pięści na połach marynarki, chcąc nabrać odwagi i trochę się ochronić - bynajmniej przed zimnem. Najbardziej obawiałam się słów, które potrafiły zranić swoją mocą moje serce i uczucia bliskich mi osób. O ile ja zdążyłam przyzwyczaić się do tego bólu - rodzina wciąż dotkliwie go odczuwała.
— Trochę czasu minęło…
— Czternaście lat, to wcale nie tak mało — poprawił mnie.
— Hmm… — Zbierałam się na uformowanie konkretnej odpowiedzi. — Nie jest to dla mnie wygodny temat, o czym zdajesz się wiedzieć. Mimo to pytasz. Dość śmiałe posunięcie, biorąc pod uwagę, że praktycznie się nie znamy — wytknęłam mu. Niestety nie wyglądał na przejętego. Burak.
— Nosisz obrączkę — zauważył. — Jednak już od dawna nie jesteś mężatką. Ludzie trochę gadają…
— To po co mam ci cokolwiek tłumaczyć. Przecież wszystko już wiesz. — Zdenerwowanie zaczęło przejmować nade mną kontrolę. Chyba to zauważył, bo po chwili jego dłoń wylądowała na moim ramieniu w celu… No właśnie. Jakim?
— Nie chciałem cię urazić. — Głos wyrażał skruchę. — Jesteś bardzo tajemnicza. 
Westchnęłam cicho i przystanęłam przed klatką schodową, która wiodła do mojego mieszkania. Wysiliłam się na uśmiech i spojrzała na Keia.
—  Proszę  — Zdjęłam z siebie jego marynarkę, podając mu ją. — I... dziękuję.
—  Drobiazg  — odparł, wkładając ją nonszalancko. Puścił do mnie oczko. Zdążyłam zapomnieć o czym rozmawialiśmy.
— Do zobaczenia? — Uciekło z moich ust niby stwierdzenie, niby pytanie. Spojrzałam na niego z lekka już senna. Jego oczy, już nie psotne, a poważne zlustrowały moją sylwetkę. Nie minęła chwila. Poczułam, jak jego obie dłonie Keia lądują na moich ramionach, a jego twarz zbliża się do mojej. Ciepłe warg dotknęły mojego policzka.
Moja dusza natychmiastowo poczuła się uwięziona w klatce. Niewielkiej, pozłacanej i stworzonej przeze mnie - dla mnie. Nie odepchnęłam go, nie zareagowałam w żaden sposób. Stałam się słupem soli.
— Do zobaczenia — odparł cicho. Rzucił mi ostatnie niepewne spojrzenie i zaczął odchodzić.
Potrząsnęłam tylko głową, zapewniając siebie, że ten gest z pewnością był przyjacielski. Jak zwykle panikujesz. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wygrzebałam klucze z torebki i ruszyłam w stronę klatki schodowej. Rejestrowałam, jak drzwi do środka otwierają się jeszcze przede mną, a z środka wychodzi czarnowłosy mężczyzna, trzymający w dłoni kurtkę. Moją kurtkę. Jego oczy były chłodne, usta zaciśnięte.
On widział.





Szablon: Linki