1 lut 2016

7. Kołysanka

~ Dla wszystkich czekających.

„Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha,
A kto się zbudzi nie wierzy w przebudzenie.”
Jacek Kaczmarski


            Wchodząc do gabinetu ze stertą niebieskich teczek i pękiem kluczy w dłoni, czułam jak moje odrętwiałe ciało odmawia współpracy. Przez pięć minut męczyłam się, aby przekręcić zamek w drzwiach, a gdy już mi uległy, musiałam jeszcze uderzyć biodrem o klamkę.
— Auć! — wrzasnęłam, automatycznie pocierając bolące miejsce. W jednej chwili  wszystkie teczki wyślizgnęły mi się z rąk, z hukiem uderzając o ziemię. Przewróciłam oczami, ten dzień zdecydowanie nie zapowiadał się najlepiej.
Schyliłam się aby je pozbierać, szybko chwyciłam to cholerstwo pod pachę i zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi gabinetu. Od razu uderzył we mnie zapach świeżo parzonej kawy, kojący wszystkie zmysły. Natychmiast odłożyłam wszystkie papiery na pobliskie krzesło i zaciekawiona podeszłam do biurka. Na blacie stał plastikowy kubek z czarną, gorącą kawą, a przed nim niewielkich rozmiarów złożona karteczka. Z zaskoczeniem przyglądałam się białemu skrawkowi papieru, zastanawiając się, czy nie zaszła jakaś pomyłka, ale ostatecznie chwyciłam za liścik z czystej ciekawości.
Wypiłem Twoją, więc czas na rewanż.
K.
  Uśmiechnęłam się pod nosem, czytając treść raz jeszcze. Miałam ochotę pokręcić z pobłażaniem głową, ale zamiast tego chwyciłam za kubek z gorącą kawą i upiłam łyka. W końcu darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a gest z całą pewnością należał do miłych. Zanotowałam sobie w pamięci, że muszę podziękować.
            Z rozmachem zasiadłam przy biurku i zarzuciłam na nie nogi. Tak, tego mi było trzeba, stwierdziłam siorbiąc gorącą kawę. Wtem drzwi do gabinetu otworzyły się cicho, a do pomieszczenia niepewnym krokiem weszła Nori. Na jej widok ledwo co zdołałam utrzymać kubek z kawą, oczywiście musiałam wylać trochę na swoją bluzkę, no musiałam!
            — Cholera! — syknęłam, stając na równe nogi.
            — Mi też miło cię widzieć
            Podniosłam oczy z mojej poplamionej bluzki na kpiarski uśmiech rudowłosej. O proszę, wiedźma wróciła.
            — Co… Co ty tu robisz?! — zagrzmiałam i w podskokach okrążyłam biurko, żeby tylko znaleźć się bliżej Nori i nawciskać jej za tak długie nie odzywanie się.
            — Właściwie to ja już wychodzę, przyszłam tylko po parę dokumentów. Zobaczymy się jutro w pracy, cześć. — Nie zważając na moje jakiekolwiek protesty, tak o, wyminęła mnie i wyszła.
            Stałam przez chwilę ogłupiała wewnątrz gabinetu, nie do końca wierząc w to, że spławiono mnie tak szybko. O nie, tak łatwo się nie poddam! Zacisnęłam wojowniczo dłonie w pięści i z głośnym prychnięciem natarłam na niewinne drzwi, otwierając je z rozmachem. Przez chwilę mierzyłam korytarz wzrokiem bazyliszka, aż moją uwagę przykuły rude pukle znikające za ścianą. Wyprostowałam się i szybkim krokiem ruszyłam za tą wredną małpą. Najpierw nie ma jej tyle czasu, nie daje nawet znaku życia, aż tu nagle przychodzi jak nigdy nic i w dodatku ze mnie drwi!
            Dogoniłam ją przed samym wyjściem ze szpitala.
            — Nori! — Złapałam ją niezbyt delikatnie za ramię i obróciłam w swoją stronę. Na jej twarzy zagościło zdziwienie, a zaraz po nim irytacja. Z mojego powodu?
            — Nie mam czasu na pogawędki, Sakura. Muszę już iść.
            I dopiero wtedy uważniej na nią spojrzałam, a jej marny wygląd wbił mnie w ziemię. Wyglądała na zmęczoną i cholernie smutną. Miała bladą twarz, wzrok zamglony i pozbawiony jakichkolwiek iskierek szczęścia. Kręcone włosy bez żadnego połysku przysłaniały jej oczy. Tak bardzo przypominała mi mnie z tych gorszych okresów mojego życia. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Co się stało?
            — Nori, wszystko z tobą w porządku? — Głupio się pytasz, Sakura, pewnie, że nie!
            Rudowłosa zbladła jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. Odgarnęła niesforne kosmyki z twarzy, a ja znów poddałam ją mojej własnej rewizji. Ubrana była w lekko pogniecioną, granatową bluzkę, a na nią zarzuconą miała cienką szarą kurtkę – dla mnie stanowczo za cienką jak na tę porę roku. Na nogach miała czarne spodnie, które na udzie miały jakąś plamkę. Kobieta stojąca przede mną to z całą pewnością nie była Nori!
            — Nic się nie dzieje — odparła opryskliwie. — A niby co ma się dziać?
            Szybko zmusiła się do uśmiechu, ale nie ze mną te numery. Martwiłam się o moją… No właśnie kogo? Znajomą? Przyjaciółkę?
            — Nie zbywaj mnie! Chcę ci pomóc, porozmawiajmy — powiedziałam cicho i spojrzałam na nią łagodnie.
            — Nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy, nie potrzebuję żadnej rozmowy!
            Zmarszczyłam gniewnie brwi.
            — Od jakiegoś czasu biorę wszystkich twoich pacjentów, nie mam czasu porządnie się wyspać! Odwalam robotę za siebie, za ciebie i jeszcze dostałam wizytę domową! Uważam, że jesteś winna mi jakieś wytłumaczenia! Jeśli to ją nie przekona, to ja już nie wiem! Przez chwilę rudowłosa sprawiała wrażenie rozzłoszczonej, ale zaraz przez jej twarz przemknęło coś na kształt podziwu.
            — Nie odpuścisz — stwierdziła.
            — Ani mi się śni.
            Westchnęła ciężko, po czym wyciągnęła z kieszeni małą karteczkę z numerem.
            — Masz, zadzwoń do mnie po pracy, to sobie pogadamy. — Odwróciła się na pięcie, mając wychodzić, kiedy nagle przystanęła. — A! I najlepiej, żebyś miała dla mnie jakiś alkohol!
            Uśmiechnęła się krzywo i wyszła, opuszczając mury szpitala i pozostawiając mnie samą w przejściu. Jeszcze przez moment wiodłam za nią wzrokiem, póki nie zniknęła z pola widzenia. Głośno wypuściłam powietrze z płuc, szykowała się ciężka rozmowa. Przynajmniej dopięłam swego. Zamyśliłam się przez chwilę, a wtedy usłyszałam nad sobą czyjś radosny głos.
            — Hej! Kawa smakowała? —  Podskoczyłam jak oparzona, omal nie krzycząc czym wywołałam cichy chichot. Odwróciłam się gwałtownie, napotykając rozbawione spojrzenie niebieskich oczu. Kei ginekolog, no proszę.
            — Nie strasz ludzi! — Pacnęłam go ręką w ramię na co skrzywił się lekko. I bardzo dobrze, miało boleć! — Jeszcze zawału ktoś dostanie!
            Kąciki jego ust mocno zadrżały.
            — No cóż. Jako, że akurat znajdujemy się w szpitalu, na pewno ten ktoś będzie pod dobrą opieką. — Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
            — Nie żartuj sobie. I lepiej więcej mnie nie strasz. — Pogroziłam mu palcem nie kryjąc uśmiechu, na co ten uniósł ręce w obronnym geście.
            — W porządku, w porządku! Widzę, że zostawiłaś coś sobie na później — parsknął śmiechem i wskazał palcem na moją poplamioną koszulkę.
            Stłumiłam w sobie chęć westchnięcia i wywróciłam oczami. Postanowiłam zignorować fakt, że stoję przed nim z wielką plamą kawy na bluzce. Każdemu może się zdarzyć, prawda?
            — A, tak. Była świetna, naprawdę nie musiałeś, ale doceniam gest.
            Kei przybrał groźną minę.
            — Spróbowałabyś nie docenić!
            Uśmiechnęłam się do niego blado.
            — Coś nie tak? — spytał, przyglądając mi się uważnie. Jego brwi zmarszczyły się w zabawny sposób. Już miałam coś odpowiedzieć, kiedy po całym holu zabrzmiał donośny, kobiecy głos.
            — Doktorze Yakimura, pacjentka na pana czeka!
            Blondyn spojrzał na mnie przepraszająco.
            — Już idę! — odkrzyknął. — Jak widzisz, Sakuro, moje pacjentki już z bezradności rozkładają nogi — oznajmił z uśmiechem, mrugnął do mnie i odszedł sprężystym krokiem, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć. Co za człowiek.
            Uśmiech zamarł mi na ustach, gdy tylko przypomniałam sobie o tych wszystkich kartach zdrowia, które na mnie czekają. Jak nic się nie wyrobię!
            Dosłownie biegiem dotarłam do swojego gabinetu, mając świadomość, że nie przebrałam bluzki. Zmierzyłam się z nieprzychylnymi spojrzeniami osób czekających w kolejce i czmychnęłam do środka swojego azylu, wołając pierwszego pacjenta.


            Kończąc o dziewiętnastej pracę, wiedziałam, że mam spore opóźnienie i nie zdążę na autobus, by dojechać do Daikiego. Spakowałam manatki do torebki, zarzuciłam na poplamioną koszulkę kurtkę po czym zdążyłam zadzwonić po taksówkę. Czułam się o wiele lżej ze świadomością, że dziś nie natknę się na Sasuke. Miałam wykonać swoją pracę i wrócić do domu, bez żadnych ekscesów po drodze.
            Podjeżdżając pod dom Uchihów, a raczej rezydencje, odczuwałam lekki stres. Taki niewielki supełek na żołądku, który nie dawał mi o sobie zapomnieć. Głupia, jego tu nie ma! Wysiadłam z taksówki i podałam kierowcy odliczoną już wcześniej sumę pieniędzy, wzięłam głęboki wdech, czułam się gotowa na przekroczenie progu tego domu.
            Zapukałam cicho do drzwi i ze zdenerwowania zaczęłam bawić się rękawami kurtki. Strzepywałam niewidzialne pyłki, gładziłam niewygnieciony materiał, a to wszystko do czasu. Poderwałam gwałtownie głowę, słysząc ciche skrzypnięcie. Ciepło domowe owiało mi twarz, na której pojawiło się zaskoczenie.
            — Nie chcemy niczego kupić — oznajmiła znudzona nastolatka, nawet nie podnosząc na mnie wzroku znad telefonu. Kąciki ust jej drgały, gdy sunęła palcem po dotykowym ekranie. Poznałam ją od razu.
            — Niczego nie sprzedaję, Aiko. — Na dźwięk swojego imienia uniosła szybko głowę, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Jej oczy błysnęły blaskiem, zapewne mnie rozpoznała. — Przyszłam do Twojego brata, mogę wejść?
            — Nie wolno mi wpuszczać obcych — mruknęła drwiąco. Jednym szybkim dmuchnięciem usunęła brązowy włos opadający jej na oczy. Miała w sobie to coś, co posiadał każdy z rodziny Uchihów. I nie, nie była to uprzejmość.
            — Myślę, że tym razem będziesz musiała zrobić jednak mały wyjątek – powiedziałam, pokazując jej dwoma palcami jak mały on będzie.
            Już właściwie miałam usłyszeć kolejną, jakże miłą odpowiedź, kiedy zza drzwi wynurzyła się Camil, patrząc na mnie surowym wzrokiem. Miałam przeczucie, że ta kobieta nie za bardzo za mną przepada… A kto za mną przepada, hmm?
            — Aiko, wpuść panią doktor — mruknęła tylko i zaraz jej mysia czupryna zniknęła w głębi domu.
            Zdziwiona obserwowałam całą sytuacje, jak i to, że zaraz zostałam wpuszczona do środka. Czyżby młoda miała do kogoś respekt?
            Ostrożnie wchodziłam do tej jaskini lwa z grzeczności ściągając buty i odzienie wierzchnie. Najchętniej bym się go nie pozbywała, mój umysł cały czas podpowiadał, że wtedy będę mogła szybciej uciec, ale starałam się go ignorować. Szybko zerknęłam na plamę kawy na mojej bluzce i otoczyłam się ramionami, licząc na to, że zakryję choć trochę. Marzenie ściętej głowy.
            — Zgaduję, że do Daikiego trafisz, czy też mam ci pomóc? — kąśliwe pytanie przypomniało mi o obecności jeszcze jednej osoby.
            Uśmiechnęłam się najmilej jak tylko w tej chwili potrafiłam i pokręciłam przecząco głową. Tak oto zostałam sama, stojąc w nieprzytulnym korytarzu tego wielkiego domu. Lekko przytłoczona całym tym chłodem jak najszybciej kroczyłam przez korytarz i prawie biegiem przemierzyłam schody. Stojąc przed pokojem Daikiego szybciej łapałam powietrze. Zachowujesz się jakby cię ktoś gonił, Sakura… Zignorowałam własne myśli i cichutko zapukałam, nie doczekując się żadnej odpowiedzi, więc uchyliłam drzwi wchodząc ostrożnie do dziecięcego pokoju. Mój wzrok od razu padł na łóżko, gdzie leżał mały Daiki smacznie śpiąc.
Podeszłam bliżej i wtedy w oczy rzuciło mi się to, że mały ma zatkany nos i musi oddychać przez usta. Jego policzki były lekko zaróżowione, a czarne włosy kleiły się do czoła. Moja dłoń odruchowa zaczęła gładzić chłopca po głowie. Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, nie mogłam napatrzeć na tę słodką twarzyczkę i spokojny wyraz twarzy. Daiki był cudnym dzieckiem, marzeniem każdego rodzica – i tak właśnie na niego spoglądałam.
Otrząsnęłam się z  swojej chwilowej zadumy i cofnęłam dłoń. Nie warto rozpływać się nad czymś co nigdy nie będzie nasze. Przysunęłam dla siebie krzesło stojące trochę dalej od łóżka i na kolanach umieściłam swoją torbę lekarską. Wygrzebałam z niej stetoskop i nową parę rękawiczek, jeszcze na chwilę wzrok zawiesiłam na malcu, ale zaraz delikatnie trąciłam go w ramię.
— Daiki obudź się, Daiki… — prosiłam najłagodniej jak umiałam, a chłopiec zaczął kręcić się na swoim łóżku. — No już, obudź się. Po badaniu będziesz spał dalej…
Czarne, rozespane oczy spojrzały na mnie ze zdziwieniem.
— To pani… — mruknął niewyraźnie.
— Tak, to ja, Sakura. Zbadam cię i będzie po wszystkim, w porządku?
Odpowiedziało przytaknięcie.
— Łapki w górę, teraz cię osłucham.
Wykonywałam rutynowe czynności podziwiając to, że Daiki nawet nie mruknął słowa sprzeciwu. Wyjątkowo posłuszny, pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Skończyłam oglądać jamę ustną i zabrałam się za węzły chłonne.
— Długo jesce?
— Nie… O, skończyłam! — Uśmiechnęłam się radośnie. — Połóż się teraz, a ja podam ci antybiotyk.
Odsunęłam się od Daikiego, jeszcze ostatni raz dotykając dłonią jego policzka. Przykryłam go szczelnie kołderką i wyszłam z pokoju, pozostawiając uchylone drzwi. Oplotłam się szczelnie ramionami, błądząc wzrokiem po śnieżnobiałych ścianach, kiedy schodziłam po schodach. Chciałam poprosić Camil o naszykowanie małemu czegoś lekkiego do zjedzenia jak wstanie. Choć może nie powinnam… Chyba go tu nie głodzą. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, jak zwykle popadałam w paranoje. Schodząc już z ostatniego stopnia, miałam właśnie kierować się w stronę kuchni, kiedy moją uwagę ponownie przykuły te zdjęcia. Szybko zyskały moje zainteresowanie i nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam się przechadzać korytarzem, oglądając ponownie każde z kolei. Uśmiechnęłam się do ostatniej fotografii i już miałam się odwracać na pięcie, kiedy moje oczy zawiesiły się na klamce. Wcześniej nie zauważyłam, aby znajdował się gdzieś tu jakiś pokój. Rozejrzałam się po pustym korytarzu, po czym chwyciłam za klamkę i pociągnęłam – otwarte. Kierowana ciekawością pchnęłam drzwi, a moim oczom ukazał się skąpany w ciemnościach pokój. Moje usta ułożyły się w jedną wielką literkę „o”. Tu było całkiem inaczej.
Duże, niezaścielone łóżko stanowiło centrum. Od razu widać było, że jest to sypialnia małżeńska. Wkroczyłam do środka, zamykając za sobą drzwi, może nie powinnam… Tak, zdecydowanie nie powinnam tu wchodzić, ale mimo to – postanowiłam się rozejrzeć. Ze strachem stanowiącym mieszankę z kobiecą ciekawością oglądałam to wszytko. Wodziłam wzrokiem po zasłoniętych zasłonach, które dawno nie były ruszane, na co wskazywał okrywający je gruby kurz. Miałam ochotę zedrzeć je jednym ruchem i wpuścić do pokoju trochę światła. To okropne, że w domu, gdzie wszystko było sterylnie czyste znajdował się taki pokój. Miałam wrażenie, że wszyscy zapomnieli o tym miejscu albo chcieli zapomnieć. Splotłam ramiona na klatce piersiowej i zakołysałam się na piętach. Mimo ogólnego nieporządku było tu przytulnie, co chyba zdziwiło mnie najbardziej. Puchowe poduchy, pożółkłe kwiatowe tapety oraz różne duperele zajmujące swoje miejsce na komodzie sprawiały, że chciało się tu zostać.
Miałam co do tego pomieszczenia mieszane uczucia. Z jednej strony byłam zaciekawiona, zafascynowana niespodziewaną zagadką, którą mogłam odkryć. Zaś z drugiej zwyczajnie bałam się tego odkrycia - mogło zaboleć.
Czy to sypialnia… Sasuke?
Zakodowałam to pytanie w głowie i zostawiłam je sobie na deser. Chciałam bardziej rzucić okiem na owe duperele, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Ślamazarnym krokiem doczłapałam się w kierunku komody, moje palce starły z niej trochę kurzu, ukazując dawną świetność. Mebel nie należał do najtańszych, aby to stwierdzić nie trzeba było być jakimś znawcą. Szybko zauważyłam ramkę ze zdjęciem stojącą daleko w tyle za mało ważnymi ozdóbkami. Pochwyciłam ją jedną ręką, a drugą przetarłam brudne szkiełko. Serce podeszło mi do gardła, świetnie kojarzyłam brązowowłosą kobietę na fotografii. Piękna, nie można było zaprzeczyć. Duże czekoladowe oczy spoglądały roześmiane z obiektyw z pod prostej, brązowej grzywki. Lekko zarysowane kości policzkowe okrywał rumieniec, a różowe usta uśmiechały się nieśmiało. Jedną rękę miała wplecioną w swoje długie, kręcone na końcówkach włosy. Anioł nie kobieta. Odłożyłam ramkę tak szybko jakby mnie parzyła i pozostawiłam komodę w spokoju.
Przytłoczona informacjami, które zaczęły mnie zalewać usiadłam na tym co miałam pod ręką i oparłam się dłońmi o blat, strącając coś z jego nawierzchni. Przetarłam swoją twarz i spojrzałam przed siebie, widząc swoje niewyraźnie odbicie w lustrze. Och, toaletka.
— No ładnie. Czas się zbierać — mruknęłam pod nosem.
Schyliłam się aby odłożyć zwalony przedmiot na miejsce, chciałam zostawić wszystko tak jak było. Pochwyciłam w swoje palce drobny pierścionek z kamieniem. Zapewne diament, choć nigdy nie byłam znawcą.
— Piękny — Obróciłam go kilka razy w dłoniach, nie mogąc nie zachwycać się jego kunsztownym wykonaniem. Zapewne drogi, to widać było na pierwszy rzut oka, ale delikatny i równocześnie skromny. Może i nie powinnam, ale to był moment i srebrny pierścionek wylądował na moim serdecznym palcu.
„Dzień raczej należał do tych smutnych, szarych i pełnych deszczu, który grał swoją własną melodię na parapetach każdego mieszkania. W tym i naszego. Przewróciłam kartkę jednej z moich ulubionych powieści i umieściłam się wygodnie na piersi Sasuke. Starałam się za wszelką cenę skupić na książce, ale czułam się rozpraszana. Przez deszcz i przez bruneta. Wyczuwałam jaki jest dziwnie spięty. Zerkałam na niego niepewnie przez ramię i obserwowałam ten kamienny wyraz twarzy. Oczy, to one go zdradzały. Błądziły po całym mieszkaniu poszukując nie wiadomo czego.
— Czy ty musisz się tak kręcić, hmm? — mruknął, patrząc na mnie pouczająco. — Zwiążę cię jak nie przestaniesz.
Na jego usta wkradł się bezczelny uśmieszek, który zignorowałam.
— Co się dzieje?
Zmarszczone brwi miały być odpowiedzią na moje pytanie.
— Sasuke, nie jestem ślepa. Jesteś zdenerwowany. — Usiadłam na wprost niego, odrzucając książkę w dalsze rejony łóżka. — Powiedz mi, proszę.
Na jego twarzy pojawiło się zawstydzenie. Tak! Zawstydzenie!
— Oj, teraz się nie wywiniesz! Musisz mi powiedzieć o co chodzi, bo umrę z ciekawości!
Patrzyłam na niego nie mogąc ukryć podekscytowania, zapowiadała się jakaś grubsza sprawa, ale widząc jak Sasuke wstaje i wychodzi z sypialni moja wszelka radość zaczęła gasnąć. No co się stało?! Mrugałam szybko, lekko zszokowana całą sytuacją. Po chwili ciche chrząknięcie wybudziło mnie z transu. Obejrzałam się przez lewe ramię, a w progu stał Sasuke z ciemnym pudełeczkiem w dłoni.
Obróciłam się cała w jego stronę, a w tym czasie on już skradał się po łóżku, nie odrywając swojego wzroku ode mnie. Całkowicie pochłonęły mnie jego ciemne oczy, jak studnie bez dna, mogłam w nich tonąć już zawsze. Kiedy nagle nie wiadomo kiedy prawie zaczęliśmy stykać się nosami, czułam jego oddech owiewający mi usta i nagle moje zrobiły się dziwnie suche, jakbym co najmniej rok nie miała w nich wody. Tylko na niego tak reagowałam, to było o wiele silniejsze ode mnie.
— Takie sytuacje…— mruknął. —  No nie jestem w tym najlepszy. Chciałbym ci pokazać, że masz być ze mną. Może nie wierzę w bajki o przeznaczeniu, ale nie wierzę też w to, że mogłoby cię nagle nie być. Muszę udowodnić sobie, no i tobie, że to nie pomyłka. Bo widzę cię Sakura. Jesteś za każdym razem kiedy otwieram lub zamykam oczy. I to coś znaczy. Nie chcę cię przestraszyć, nie musimy się spieszyć… Ja… No może to powie ci więcej.
Spojrzałam na jego dłonie, otwierające ciemne pudełeczko, nie mogłam oddychać. Jak w zwolnionym tempie widziałam jak wieczko się podnosi, a przed moimi oczami błyszczy srebrny pierścionek z maleńkim zielonym oczkiem. Drobny, skromny, na sam jego widok zbierało mi się na płacz, ale zamiast tego moje policzki zapłonęły żywym ogniem a usta wygięły się w ogromnym uśmiechu.
  — To… oświadczyny, tak?
  Sasuke skinął głową z uśmiechem.
— Wiesz, że powiem „tak” — wydusiłam.
— Wiem, to tylko formalności.
  Roześmiałam się głośno i złączyłam nasze usta.”

— Co ty tu robisz?
Głos przepełniony jadem odciął wszystkie wspomnienia. Schowałam dłonie za siebie, patrząc na Aiko przestraszonym wzrokiem. Co ja tu robię, co ja tu robię… No właśnie.
— Szukałam… łazienki.
Serio?
— Ten pokój, jak widzisz, nie przypomina łazienki. — Aiko zacisnęła dłonie w pięści, być może mi się wydawało, ale przez chwilę miałam wrażenie, że jej oczy się zaszkliły. Poczułam się okropnie.
— No tak. Przepraszam, to… jestem po prostu ciekawa. — Uśmiechnęłam się blado.
            Dłoń dziewczyny poprawiła spadające jej na czoło brązowe kosmyki włosów. Cały czas wbijała we mnie wzrok. Była jak dzikie zwierzę, które chce zaatakować, ale jednak się boi.
            — Nie możemy tu być — mruknęła, otaczając się ramionami.
            Obserwowałam jak zaczyna zezować wzrokiem to na mnie to na poszczególne przedmioty znajdujące się w pokoju. Na moich oczach robiła się bezbronna.
            Odchrząknęłam.
            — Aiko, jeśli tylko chcesz… porozmawiać, nie musisz się krępować. — Moje dłonie zaczęły skomplikowaną gestykulacje. Nabrałam do płuc dużą ilość powietrza i szybko ją wypuściłam. — Jestem, dobrze?
            I kiedy myślałam, że ona coś powie po domu rozniósł się płacz. Spięłam się cała i w jednej chwili wyminęłam stojącą w drzwiach Aiko. Pędziłam wzdłuż schodów, prosto do pokoju Daikiego.
            Do środka wpadłam jak huragan, gdzieś po drodze wyminęłam człapiącą powoli po schodach Camil. Szybko oceniłam sytuację. Zapłakana twarz chłopca i z lekko zaspany wzrok. Złe sny przytrafiały się każdemu, a zwłaszcza mi.
            — Daiki, maluchu — szepnęłam, zbliżając się bliżej łóżka jak i chłopca, aż w końcu usiadłam obok niego i zgarnęłam go w swoje ramiona. — To był tylko koszmar, ciii… Tylko koszmar.
            Małe, ciepłe dłonie mocno zacisnęły się na moich ramionach. Naglę stałam się bardzo komuś potrzebna. To było niesamowite uczucie. Położyłam się na dziecięcym łóżku, ciągnąc za sobą Daikiego, który zaraz oparł głowę na moim ramieniu. Gładziłam go po włosach, policzku, nucąc pod nosem dobrze znaną mi melodię.
            — Zapiewaj, plose.
            Westchnęłam tylko i przystałam na cichą prośbę.
Kwitnący dziki kwiecie
Ach, proszę cię, powiedz mi
Dlaczego ludzie walczą
I krzywdzą się nawzajem?
Już mnie nie kochasz
Ani nie potrzebujesz
Jestem przez to teraz samotna
Twoje słowa zawsze sprawiały, że wpadałam w złość
I zawsze kończyło się to moim płaczem
Ale zaraz po tym,
Ty nieśmiało mówiłeś "przepraszam"
Kocham wyraz twarzy, z jakim to wypowiadałeś.
Nie pozwól mi odejść
Przytul mnie mocno, z całych swych sił
Chcę być w twoich ramionach
Razem, zetknięci czołami
Zaśniemy*


            Daiki już spał wtulając się we mnie, a ja sama nawet nie zauważyłam kiedy słowa zamieniły się w ciche mruczenie, aż w końcu całkowicie pochłonęła mnie cisza.


            Nagle zaczęło mi brakować ciężaru małego ciałka Daikiego, który leżał na mnie. Poczułam jak unoszę się nad ziemią. To dziwne doznanie pozwoliło mi się na trochę rozbudzić, nie wiedziałam co się dzieje. Nad sobą miałam jasny sufit, który płynął mi przed oczami, a czasami nawet skręcał. Przez głowę przeleciała mi myśl, że znajduję się na jakiejś karuzeli albo zwyczajnie ciągle śpię. Westchnęłam ciężko, a następnie przymknęłam powieki rozkoszując się tym błogim stanem i uczuciem odprężenia. Wcale nie chciałam tracić miłego ciepła, które owiewało mi policzek.
— Tak przyjemnie… — wymamrotałam pod nosem.
         Wtuliłam się w – jak myślałam - poduszkę, która nie okazała się tak miękka jak się tego na początku spodziewałam, drgała i poruszała się jakby była żywa. To odkrycie zmusiło mnie, aby ponownie przyjrzeć się tej dziwnej sytuacji. Uchyliłam zaspane powieki, próbując  się lekko podnieść, ale coś brutalnie mnie ścisnęło, każąc leżeć. Co jest?!
— Śpij… — Usłyszałam nad uchem stłumiony głos…Sasuke?
Zmarszczyłam brwi lecz posłusznie wykonałam polecenie. Mimo zamkniętych oczu w mojej głowie szalała burza. Zaczęłam usilnie sobie przypominać gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Wystarczyła chwila, aby wszystkie wspomnienia spłynęły na mnie jak lodowata woda. Podziałało to na mnie otrzeźwiająco. Co ja, do cholery, zrobiłam?!
Poczułam jak ląduję na czymś miękkim, więc jednym szybkim ruchem zerwałam się na proste nogi. Niestety nie wyszło tak jak chciałam. Byłam przemęczona i niewyspana, dlatego, jak tylko moje kończyny dotknęły podłogi, zachwiałam się pokracznie.
— Spokojnie! — Dłoń Sasuke wylądowała na moim ramieniu, zmuszając tym samym abym usiadła.
Klapnęłam tyłkiem na miękką pościel i spojrzałam na niego poważnie. Ubrany w czarne jeansy i granatowy sweter z pod którego wystawała jakaś koszula. Wyglądał tak ciepło, powiedziałabym nawet, że rodzinnie. To tylko pozory, Sakura.
— Powinnam się już zbierać.
Było mi wstyd za to, że zasnęłam nie w swoim domu, jeszcze do tego Sasuke musiał mnie przenosić. Na samą myśl zapiekły mnie policzki. Co za żenująca sytuacja.
— Nie wiem czy to dobry pomysł, możesz przenocować u mnie  — spojrzałam na niego oniemiała — to znaczy… W tym domu, w pokoju gościnnym — odchrząknął.
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jego zdenerwowanie.
— To nie jest najlepszy pomysł. Wolałabym abyś zamówił mi taksówkę.
Zerknęłam szybko w stronę okna widząc jak księżyc intensywnie rozjaśnia czarne niebo. Przerażała mnie ta późna pora, nie miałam nawet pojęcia, która jest godzina. Jak dobrze, że nie mieszkałam już z mamą. W myślach widziałam jej niezadowoloną minę i groźne spojrzenie. Nie jesteś już dzieckiem… Pokręciłam głową nad moją głupotą i zerknęłam niepewnie na bruneta, liczyłam na to, że przystanie na mój pomysł z radością, ale najwidoczniej nie. Sasuke założył ręce na piersi, wyglądał na nieprzekonanego. Jego oczy w świetle lampki błyszczały powagą i uporem. Miał lekko przemęczoną twarzy, tak jakby nie miał na nic czasu. Jakby nie wszystko mógł mieć pod kontrolą. Byłam pewna, że jeśli przejechałabym po jego policzku dłonią, wykryłabym lekki zarost. To zawsze świadczyło u niego o braku czasu dla siebie.
Zerknął szybko na tę nieszczęsną plamę na mojej koszulce, ale nic nie powiedział. Nie musiał, było mi wystarczająco wstyd. Szybko objęłam się ramionami.
— To jak będzie z tą taksówką?
Uśmiechnął się pod nosem. Widziałam, że ta cała sytuacja lekko go bawi. W sumie… nie ma co się dziwić. Mnie pewnie też będzie to bawić. Za jakiś czas, parę dni, miesięcy, no ewentualnie lat.
— Sasuke, chcę jechać do domu — oznajmiłam z uporem.
Ciche westchnięcie wypełniło pokój.
— Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę.
Skinęłam tylko głową i śledziłam go zaspanym wzrokiem aż do drzwi, za którymi zniknął. Przez chwilkę rozglądałam się po przytulnym pokoiku, w którym zapewne goszczono o wiele lepszych gości ode mnie. Mój nos był mile drażniony lawendą, która ususzona wisiała na karniszu. Znów zrobiłam się senna. Ręką wygładziłam białą, chłodną pościel. Tak bardzo chciałam się w niej zanurzyć. Może tak na chwilkę…
— Trzy spokojne wdechy, Sakura.
Pierwszy – położyłam się na łóżku.
Drugi –  zamknęłam oczy. Wszystko zaczęło być tak bardzo odległe.
Trzeci – chyba… odpłynęłam.

— Sakura…?





Od Autorki:
No to tak. Mogłabym Was przepraszać za tak długą nieobecność, ale bardzo nie lubię przepraszać i nie będę tego robić. :P
Od jakiegoś czasu trochę mi się chorowało, musiałam przejść operację i inne nieciekawe bzdety, więc nie miałam najmniejszej ochoty na pisanie. Potem problemy z lapkiem, internetem – no jak wali się wszystko to wszystko, prawda? :D
Rozdział, jak pewnie widzicie, nie jest długi, bez zbędnych opisów i zabaw w przeciąganie… Mi wydaje się, że jest lepiej, no ale zobaczymy co Wy na ten temat powiecie, podoba się?
Teraz jakoś znajduję mniej czasu na pisanie, ale postaram się nie robić długich przerw, tak, postaram… Nie chcę obiecywać, bo różnie może być.
Chcę bardzo podziękować MAŁYM DUSZKOM, którzy mimo tak dawno wstawionego wpisu dalej ze mną byli, wypytywali i prosili… Łał, byłam zaskoczona… Jestem zaskoczona! Wiecie jak miło jest zajrzeć na bloga i przeczytać komentarz abym napisała nowy rozdział? No bardzo miło. Gdyby nie takie odzewy, no nie wiem jakby sytuacja wyglądała… Rozdział jest jaki jest, ale to, że jest faktycznie zawdzięczam Wam. Dajecie świetnego kopa do pisania. Naprawdę, dziękuję <3

* tekst ten nie jest mój.

9 komentarzy:

  1. O rety.... ROK czekać! No oszalałam! :D Kompletnie, totalnie się zdziwiłam gdy zerkając tutaj z czystej ciekawości widzę... WPIS! :D :D

    Czekam na następną notkę! Oby troooche szybciej! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, o rety! :) Nie ma co szaleć, nigdy nie porzuciłam bloga i nie porzucę. Odstępy miedzy rozdziałami mogą być różne ale zawsze trzeba wyczekiwać.
      Jeśli chcesz wiedzieć więcej lub mieć pewność czy planuje kolejny rozdział zapraszam do zakładki kontakt albo na fb :>

      Usuń
  2. Moje zdziwienie również było ogromne :D Bardzo się cieszę, że już wróciłaś!
    Mam nadzieję, że nowy wpis pojawi się niebawem ;)
    Pozdrawiam cieplutko!
    Watashi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jak ja lubię czytać te komentarze! Nic nie wywołuje u mnie takiego uśmiechu :> Ja też się cieszę, nad nowym wpisem cały czas pracuje. Jeszcze myślę o zmianie szablonu, a mam taaakiego lenia :D
      No ale postaram się!
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Przyznam że kiedyś czytałam twojego bloga, bardzo namiętnie z resztą.. a później zgubiłam do niego link (!!). Nawet nie wiesz jak odżałowałam tak ogromną stratę!
    Na szczęście jestem tutaj znowu, i czekam! Bo robisz coś cudownego!
    Czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuuu dziewczynoooo! Dałaś mi dzisiaj motywacji i właśnie siedzę i próbuję pisać.
      Widzialam, że pozostawilas mi link na swojego bloga - zerkne!
      Bywaj! ;D

      Usuń
  4. Siema.
    Ostatnimi czasy ciągle błądzę po internetach, ale do tej pory nie zgarnęłam się, żeby napisać komcia, a przeczytałam niedługo po dodaniu. Na ogólnikowo zło ze mnie wcielone.
    Otóż długo Cię nie było. Przez chwilę nawet myślałam, że ni chuj, nie wrócisz, nie skończysz tego opka, życie Cię zjadło i wiadomo nici z dogodzenia ośmiornicy (czyt. mnie). A tu proszę, niczym żelki z nieba, pojawiła się i nareszcie nakarmiła swojego głowonogiego stałego bywalca.
    Jestem zaszczycona! Serio. Czuję się rozpieszczona Twoimi zdolnościami pisarskimi, to była taka odskocznia, relaks i w ogóle cudy miody, malinesie.

    Sakura jest bardzo... nie tyle co skromna, jest bardzo wrażliwą postacią w Twoim opku. Może już o tym mówiłam, no ale kij z tym, powtórzę się.
    Trochę wgniotło mnie w fotel przy rozkładaniu nóg. Zbok z tego ginekolożka, yy... Yukimury. Bez kitu. xD
    Pytanie, kim jest Nori... Jeśli przewinęła się przez poprzednie rozdziały, to chuj, nie pamiętam jej. Oświecisz mnie pewnie w przyszłości. :3
    Nie lubię panny Aiko. Może dlatego, że jest dla mnie idealnym odbiciem Sasuke (i może dlatego, że jest jego dzieckiem).

    Sakurcia ZASNĘŁA U SASKA NA CHACIE. Omnomnomnom. Daj mi seksy! ;>

    Błędów chyba nie ma. Raczej nie znalazłam. W sumie nawet nie szukałam. Treść ważniejsza.

    To wszystko!
    Trzym się, pisz, żyj pisarsko, a przede wszystkim skończ to opko, bo czekam.

    Pozderki!

    PENNA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się uśmiałam czytając Twój komentarz, taki banan na twarzy jakiego świat nie widział! Dziękuję, że jesteś moja Ty czytelniczko ;*
      Nori jak najbardziej była w poprzednich rozdziałach, radzę do niech wrócić kochana!
      Następny rozdział się pojawi, kolejny tak samo... I jeszcze jeden... XD Tylko nie wiem kiedy. Mam już go jakoś w połowie napisanego, ale teraz wyjechałam na 2 miesiące do pracy i bycze sie na plaży w Rewalu ;D Postaram się coś pisać na karteczkach, ale bardzo tego nie lubię, więc może być różnie. Na ten moment jestem bez internatu i bez laptopa :/
      Ciężko mi wracać do pisania o ss, ale prędzej zdechne patrzac na lapka niż nie dokoncze tego bloga ;)
      Buziaki od zmęczonej po pracy autorki ;*

      Usuń
    2. Mam nadzieję, ze zrozumiałaś ogólną treść mojej odpowiedzi, bo na telefonie takie rzeczy mi sie dziwne napisały xd

      Usuń