24 lip 2014

1. Stare śmieci

”Marzę o cofnięciu czasu.
Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu,
  jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku,,
Janusz Leon Wiśniewski



 
Siedziałam w jednym z przedziałów pociągu, jadącego wprost do Konohy i wsłuchiwałam się w odgłosy wydawane przez ów maszynę. Choć okno było uchylone to i tak w przedziale panowała okropna duchota. Spragniona choć lekkiego podmuchu wiatru, oparłam bezradnie głowę o nagrzaną szybę, za którą rozścielał się piękny krajobraz. Zielone łąki oblepione polnymi kwiatami. Spojrzałam delikatnie w górę, a rozgrzane do czerwoności słońce połaskotało mnie po twarzy. Przymrużyłam oczy, ale nie odwróciłam głowy.
 Czy właśnie tego mi było trzeba? O tak, zdecydowanie. Potrzebowałam spokoju, który dać mi mogła jedynie Konoha. Mój dom.
Śmieszne, że nawet w myślach te słowo brzmiało dziwnie obco. Nieświadomie zaczęłam odtwarzać wszystkie możliwe opcje spotkania z moją rodziną. Chociaż wiedziałam, że mi najlepiej wychodzą spontaniczne decyzje, wolałam dmuchać na zimne. Przez na okrągło powtarzane scenariusze spotkania zrobiłam się senna, a powieki na coraz dłużej przykrywały moje oczy. Bałam się, że mogę przegapić stację.
Wtedy właśnie pociąg zatrzeszczał i zaczął hamować, a przed oknem przedziału zawitała tablica z białym napisem "Konoha". Poczułam jak wielki kamień spada mi z serca, nagle mogłam zacząć oddychać pełną piersią. Kiedy zdecydowałam się opuścić moje rodzinne miasteczko wszędzie czułam się jak w klatce. Uczyłam się jak żyć oraz funkcjonować w nowym, wielkim świecie Tokio. Jeszcze raz spojrzałam na biały napis, by upewnić się czy aby nie śnię. Tyle razy właśnie w tym momencie się budziłam w moim mieszkaniu, cała spocona i zwijając w kłębek, cicho szlochałam. Tym razem jednak miało być zupełnie inaczej.  Naprawdę wróciłam.
— Witaj w domu Sakuro — mruknęłam sama do siebie, cicho wzdychając.
Podniosłam się z siedzenia i złapałam za torbę podróżną, w której trzymałam cały dorobek mojego dotychczasowego życia. To naprawdę żałosne, że całe czternaście lat spędzonych w Tokio zmieściłam w lekko podartej, ciemnoniebieskiej torbie podróżniczej średniej wielkości.
Schodząc po metalowych kratkach, które robiły za schodki, spojrzałam w prawą stronę. W stronę mojego domu. No to teraz czekam mnie najtrudniejsza część zadania. Spotkanie z rodziną


Idąc małymi uliczkami miasteczka, dostrzegałam każdą najmniejszą zmianę, która się tu dokonała. Zauważyłam brak żywopłotu przy domku państwa Deytano, inne kwiatki zasadzone na klombach przy fontannie, nowy sklep z warzywami na końcu ulicy. Każdą z tych zmian wprost chłonęłam wzrokiem, tak jakbym zaraz, za dosłownie moment miała wszystko stracić. Mijałam ludzi, którzy dziwnie mi się przyglądali, szepcząc między sobą. Byłam ciekawa czy mnie poznawali. Może byłam dla nich tylko obcą osobą? Częścią ich spokojnego życia, nic nie znaczącym szczegółem, który kiedyś przewinie się przez ich rzeczywistość nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Nie zważając na ich spojrzenia podążałam dalej, a z każdym krokiem nerwy zjadały mnie coraz bardziej. Zdarzało się, że musiałam przystanąć by złapać głębszy oddech, by naprawdę uwierzyć w to co się dzieje. Utwierdzałam sama siebie w tym, że to wszystko aby na pewno nie jest jednym z moich snów. Wytworem mojej chorej wyobraźni.
Stojąc przed rodzinnym domem i zastanawiałam się co mam zrobić. Zapukać? Tak po prostu? A może lepiej wcześniej zadzwonić i powiadomić, że przyjeżdżam? Hmm... Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałam.
Tępo wpatrywałam się w zamknięte drzwi. Sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Pociły mi się dłonie. Strach? Być może. Złapałam za rączkę od torby podróżnej. Co mi do tej pustej głowy strzeliło? Gdy tu jechałam wydawało mi się, że to dobry pomysł. Teraz już tak nie myślę. Odwróciłam się niepewnie tyłem w stronę drzwi - w stronę przeszłości. Zrobiłam krok.
Pierwszy... Drugi... Trzeci... Czwarty... Skrzypnięcie zakłóciło moje odliczanie.
Zatrzymałam się.
— Sakura? — Ten głos. Taki miły, ciepły, przyjazny z nutką niepewności. Był jak miód wylany na moje serce. Obróciłam się zaskoczona. Przed sobą miałam starszą kobietę w wieku, gdzieś około osiemdziesięciu lat. Jej siwe włosy uczesane w ciasnego koka pobłyskiwały w słońcu. Uśmiechnęła się. Na mój widok? Twarz miała pokrytą sporymi zmarszczkami, ale w sumie wyglądała wspaniale. Odkąd ją ostatni raz widziałam wiele się nie zmieniła. Może ciut zestarzała, ale tylko trochę. Ubrana jak zwykle w jedną ze swoich garsonek, tym razem jasną. Na szyi miała czarne korale, jej ulubione.
— Babcia? — spytałam. Mój głos drżał, nawet nie wiem, kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać słone łzy. Wzruszyłam się, w końcu tak dawno jej nie widziałam.
— Sakura, słońce. Tak za tobą tęskniłam. — Szybko do mnie podeszła i przytuliła. Utkwiłam w jej silnym uścisku, który sprawił, że poczułam się o wiele lepiej. — Wszyscy tęskniliśmy.
Odsunęła mnie od siebie delikatnie i otarła moje łzy. Zawsze tak robiła.
Wiedziałam, że zaraz zasypie mnie gradem pytań, na które koniecznie będę musiała odpowiedzieć. Nie powiem, że było mi to w tej chwili na rękę, niezbyt wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Byłam zagubiona.
— Co ty tutaj robisz? Czemu nie wchodzisz? Na długo przyjechałaś?
Widziałam w jej brązowych oczach ciepłe ogniki podekscytowania. Westchnęłam ciężko, by zebrać w sobie na tyle siły by te słowa przeszły przez moje gardło.
— Wróciłam na dobre. — Kątem oka zerknęłam na jej twarz, która wyrażała zdziwienie, ale zaraz pojawił się na niej firmowy uśmiech rodziny Haruno. Przynajmniej próbowała udawać.
— Co ty tu tak właściwie robisz? Gdzie mama? — zapytałam, by zmienić temat. Moja babcia od razu się ożywiła.
— Gdzie mama i gdzie mama — zaczęła mnie przedrzeźniać. — Tyle czasu cię nie widziałam, a ty zamiast opowiadać co u ciebie, to stajesz przed domem, do tego nie wchodzisz i pytasz jeszcze co ja tu robię?!
Miałam ochotę jęknąć.

— To nie tak. Jestem trochę rozkojarzona. — Tłumaczyłam się jak małe dziecko, które nie chce zostać ukarane. Spojrzałam na babcię proszącym wzrokiem. Ledwie przyjechałam, a już miałam dość. Ta cała sytuacja była strasznie niekomfortowa.
— Dobra, dobra. Już się tak nie tłumacz. Chodźmy, zaraz mi wszystko wyćwierkasz. — Z wielkim uśmiechem na twarzy wprowadziła mnie do rodzinnego domu.
Prawie nic się tu nie zmieniło. Te same meble, ta sama świąteczna zastawa na stole. Ściany w ciepłych kolorach jesieni, a na nich masa zdjęć - dzieciństwo, młodość - jakieś dyplomy oprawione w ramki. To wszystko zawierało tyle wspomnień, do których ciężko mi było wracać. Wzrok skierowałam na moją babcie, która niczym na motorku poruszała się po domu. Pokroiła ciasto i postawiła je na talerzyku, tuż przed moim nosem. Czy jest coś lepszego niż babcina szarlotka?
Z miłą chęcią zabrałam się za pałaszowanie przysmaku.
— Więc co cię tu sprowadza? — spojrzałam niepewnym wzrokiem na kobietę, do której owe słowa należały. Nie miałam ochoty się tłumaczyć z moich chorych urojeń. I tak nic by nie zrozumiała.
— Wiesz... — zaczęłam niepewnie — postanowiłam wrócić do Konohy. Potrzebuję spokoju i …
— I postanowiłaś wrócić na stare śmieci — dokończyła za mnie. — Tylko czy jesteś na to gotowa? Dasz radę zmierzyć się z przeszłością? — Zerknęła na mnie badawczym wzrokiem, szukając odpowiedzi. Problem tkwił w tym, że ja sama jej nie znałam. Chciałam spróbować. Po prostu ryzykowałam - jak zawsze zresztą.
— Mam dość uciekania, dam radę — zapewniłam. Naprawdę pragnęłam w to wierzyć. Kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie życzliwie. Odniosłam takie wrażenie, że ona dokładnie wiedziała jak się czuję, jak bardzo się boję. Za dobrze mnie znała.


Kończyłyśmy konsumować ciasto w ciszy, gdy nagle drzwi frontowe zostały otworzone. Spojrzałam niepewnie w stronę korytarza.
  Emiko?! Jesteś w domu? — Rozległ się głos mojej matki.
Na chwilę moje serce przestało bić. Zaczęłam się denerwować, tak strasznie się bałam. Spojrzałam w stronę babci, która dodawała mi otuchy spojrzeniem. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Pewnie gdyby nie ona uciekłabym, choćby oknem. Uważnie nasłuchiwałam, jak moja rodzicielka zdejmuje buty i zmierza w naszą stronę. Wyprostowałam się na krześle niczym struna. Próbowałam sobie przypomnieć jakąś formułkę powitalną z tych, które ćwiczyłam w drodze do Konohy. Jak na złość nic nie mogłam sobie przypomnieć. Jakby w tamtej chwili ktoś zapytałby mnie jak mam na imię, zapewne nie miałabym pojęcia. Stres całkowicie mnie zżerał.
— Emiko? Gdzie jesteś? Byłam na zakupach i tak sobie pomyślałam, że zrobiłabym na obiad… — W tym momencie weszła do salonu. Spojrzała w moją stronę, a z jej rąk wyleciały dwie duże torby, zapewne z zakupami. Na jej twarzy zagościł szok i niedowierzanie.
         W pomieszczeniu zaległa cisza, której nawet mucha nie ośmieliła by się przerwać. Obserwowałam ją uważnie, rejestrując wzrokiem wszystkie zmiany, które w niej zaszły. Wiedziałam, że robiła to samo. Ubrana była w materiałowe spodnie do łydek oraz zwiewną zielona bluzkę. Jej różowe włosy, które po niej odziedziczyłam były trochę dłuższe niż je zapamiętałam. Teraz swobodnie spadały jej falami na ramiona. Do tej pory pamiętam jak w dzieciństwie uwielbiałam się nimi bawić. Niepewnie zerknęłam w jej niebieskie oczy w których dostrzegłam ból i wyrzuty skierowane w moją stronę. Nie miałam pojęcia jak mam się zachować. To wszystko było ponad moje nerwy.
— Widzisz, Kazumi, mamy gościa. — Babcia, udając radosną próbowała rozładować atmosferę, ale ja wyczułam w jej głosie podenerwowanie. Mimo to byłam jej wdzięczna.
Wiedziałam, że moja mama nie wie jak się zachować w takiej sytuacji. W sumie ja też nie miałam na ten temat zielonego pojęcia. To było jak jedna wielka brazylijska telenowela, w której ja grałam główną rolę.
Podjęłam szybką, spontaniczną decyzje i zerwałam się z krzesła jak oparzona. Dobiegłam do niej, wpadając w rodzicielskie ramiona. Z całej siły wtuliłam się w nią jak małe dziecko. To dziwne, ale ona nawet pachniała tak jak dawniej. Zaciągnęłam się aromatem konwalii. Doskonale pamiętałam jak moja mama się nimi spryskiwała, mówiąc, że wtedy czuje się tak jak na pierwszej randce z moim tatą. Kiedyś nie rozumiałam czemu to robi, dlaczego rozdrapuje stare rany. Pamiętam jak miałam do niej o to żal,  który z wiekiem minął. Śmierć ojca była dla mnie silnym ciosem, po którym dość długo się zbierałam. Teraz z perspektywy czasu sama chcę go wspominać, nawet jeśli przypominać mi mają o nim stare perfumy mamy. To właśnie obrazy z przeszłości sprawiły, że obie czułyśmy jego obecność.  Byłam z tatą silnie związana, to on bronił mnie przed złem tego świata, ale gdy tylko go zabrakło wszystko się posypało.
Poczułam na mojej szyi coś mokrego, dlatego gwałtownie oderwałam się od rodzicielki i spojrzałam w jej niebieskie, zapłakane oczy. Wstrząsnęły mną wyrzuty sumienia. Czyżbym aż taką krzywdę wyrządziła jej moim wyjazdem? By choć w minimalnym stopniu okazać jej jakiekolwiek wsparcie, przytuliłam ją z całej siły szepcząc ciche: „ciii”. Właśnie wtedy nawiedziła mnie myśl, że jednak postąpiłam słusznie.
— To naprawdę ty? — spytała moja mama, obejmując mnie szczelnie ramionami. Przez je głos przemawiało niedowierzanie.
— Tak to ja, jestem tu… Nigdzie się nie wybieram — zapewniłam. — Czy mój pokój jest jeszcze wolny? — spytałam z nadzieją. W odpowiedzi usłyszałam śmiech mojej matki, który był jak plaster na wszystkie rany.


Wchodząc do pokoju na poddaszu miałam mieszane uczucia. Gdy tylko zobaczyłam małe pomieszczenie, które kiedyś robiło za mój pokój. Małe, białe kwiatki wymalowane na ścianach przez moją matkę przypominały mi każdą bajkę, którą przeczytała mi na dobranoc. Duże łóżko zaścielone było taką samą pościelą, jak wtedy kiedy opuszczałam ten dom. Nad tapczanem poprzyklejane na taśmę samoprzylepną były zdjęcia: moje, przyjaciół, rodziców i to jedno na które nie mogłam patrzeć. Przywoływało one wspomnienia wraz z uczuciami, do których nie chciałam wracać. Wywoływały one zbyt duży ból z którym nawet po takim odstępie czasu nie mogłam się pogodzić. Podeszłam bliżej ściany i jednym sprawnym ruchem zerwałam z niej zdjęcie.
— To już koniec — wyszeptałam sama do siebie, chowając fotografie do kieszeni dżinsowych spodni.
Z ciężkim westchnieniem położyłam się na łóżku, zamykając oczy. Cisza jaka panowała w domu działała na mnie niezwykle kojąco. Leżąc tak, rozmyślałam nad tym jak ma wyglądać moje życie, tu w Konoha. Może dla innych było to proste, ale ja już nie należałam do osób optymistycznie nastawionych do całego świata, już nie. Zwlekłam się z przyjemnie miękkiego materaca, kierując się w stronę drzwi.
Cichym krokiem schodziłam po kręconych  schodach w dół. Już po drodze słyszałam dźwięk gotującej się w czajniku wody. Wiedziałam co zastanę na dole i jak się okazało wcale się nie pomyliłam. Moja mama krzątała się po kuchni parząc herbatę i robiąc kanapki. Ten widok zastawałam za każdym razem, gdy byłam mała. Tylko wtedy widywałam oboje rodziców. Uśmiechnęła się do wspomnień, w których tata włączał radio,  porywając w objęcia moją matkę trzymającą w ręce  upaćkany masłem nóż i razem tańcowali po całej kuchni. Doskonale pamiętałam ich radosne śmiechy, które rozbrzmiewały w całym domu. Chciałabym jeszcze raz zastać taki widok. Tylko jeden, jedyny raz. Podeszłam bliżej wchodząc do jasnego pomieszczenia. Całym swoim ciężarem oparłam się o znajdujący za mą stół. Wzrokiem obserwowałam sprawne ruchy mamy przy krojeniu pomidora.
— Pomóc ci w czymś —  spytałam cicho, zwracając na siebie uwagę. Obdarowana zostałam miłym uśmiechem.
— Jak chcesz to możesz pokroić tego ogórka. — Nic więcej nie mówiąc zabrałam się do pracy. Od czasu do czasu zerkałam w stronę rodzicielki, obserwując ją dokładnie. Mimo tego, że nie zachowywała się w stosunku do mnie jakoś nieuprzejmie to w jej oczach dostrzegałam wiele negatywnych emocji. Gdy na mnie spoglądała, widziałam ten smutek pomieszany ze złością i żalem. Ten widok był dla mnie nie do zniesienia. Ja naprawdę chciałam wszystko naprawić.
— Babcia już poszła?
— Tak. Stwierdziła, że nie będzie nam teraz przeszkadzać, ale zapowiedziała, że wpadnie jutro dowiedzieć się od ciebie wszystkich najnowszych plotek z wielkiego świata.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Ta kobieta z wiekiem ani trochę się nie zmieniła.
— A ty mamo, nie chciałabyś wiedzieć?
— Czego? — spytała, uważnie mi się przyglądając.
— No… tego co robiłam w Tokio? — Naprawdę chciałam jej się ze wszystkiego zwierzyć. Pragnęłam, by mnie zrozumiała.
— Może innym razem. — Jej ton głosu zrobił się suchy i nieprzyjemny. Nie powiem sprawiło mi to ból, ale wiedziałam, że minie jeszcze sporo czasu nim wszystko wróci do normy.
Do końca kolacji nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem.  Było mi z tym strasznie ciężko, ale nie chciałam jej do niczego zmuszać. Po skończonym posiłku wróciłam do siebie na górę, żegnając się z mamą cichym „dobranoc”.



Rankiem obudziły mnie jakieś głosy. Przetarłam zaspane oczy i usiadłam leniwie na łóżku. Z dołu wyraźnie dochodziły odgłosy kłótni, najprawdopodobniej mojej mamy i babci. Nie słyszałam dobrze, o co jest ta poranna awantura, ale domyślałam się tego. Wstałam z miękkiego materaca, zarzucając na siebie szlafrok i wkładając pluszowe kapcie. Zirytowana ruszyłam w kierunku hałasów. Schodząc po kręconych schodach, wszystko słyszałam coraz wyraźniej. Przystanęłam na ostatnim schodku, przysłuchując się tej głośnej wymianie zdań.

— Wiesz, że nie możesz tak postępować. Nie możesz wiecznie trzymać jej pod kloszem! Ona jest dorosła i potrafi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny! — Pierwszy rozległ się oburzony głos mojej babci, ta kobieta zawsze stała za mną murem, nie ważne jak bardzo nabroiłam. Zupełnie jak kiedyś mój ojciec.
— Szkoda, że nie grała takiej dorosłej czternaście lat temu, może jeśli wtedy była by taka odpowiedzialna, to dziś uważałabym inaczej! — Słowa mojej matki zabolały. Nigdy nie myślałam o tym, że ma o mnie takie zdanie.
— Gdybyś może okazała jej wsparcie, to postąpiła by inaczej, ale ty oczywiście wolałaś rozpaczać nad tym, że została sama! Nigdy tak naprawdę nawet nie próbowałaś jej zrozumieć!
— Za to ty, cokolwiek by nie narobiła to przyklaśniesz jej, że postępuje właściwie! Jak można pozwolić by młoda dziewczyna…
— Dość! — krzyknęłam, zbiegając z ostatnich schodów. Po prostu nie mogłam pozwolić na to, by ta cała konwersacja zaszła tak daleko. Z gniewem spojrzałam na obie panie, które z całej siły próbowały uniknąć mojego wzroku. — To była moja decyzja, jasne?! Tylko i wyłącznie moja…
To wszystko tak strasznie bolało. Przed oczami cały czas przelatywały mi wspomnienia, kiedy miałam już dość, kiedy planowałam wrócić i wszystko powiedzieć. Tak bardzo potrzebowałam czyjegoś wsparcia, ale wiedziałam, że w takiej sytuacji nie mam na kogo liczyć. Chciałam być silna i tego dokonałam.
— Sakura ja… — zaczęła moja matka, ale ja nie zamierzałam jej słuchać. Miałam jej już dosyć.
— Nie mamo! Powiedziałaś już wystarczająco dużo. Wiem, że masz do mnie żal i nie liczę na szybkie wybaczenie, ale spróbuj chociaż raz postawić się na moim miejscu. — Czułam jak dłużej tego nie wytrzymam, oczy zaczynały mnie coraz bardziej piec, aż w końcu z pod powiek wydobyły się pierwsze serie łez. Miałam być twarda, ale gdy moja najbliższa rodzina uważała mnie za potwora, dłużej nie potrafiłam dusić w sobie emocji.

Powstrzymałam płacz i biorąc swoje rozhisteryzowane ‘ja’ na górę, udałam się do swojego pokoju. Zapłakana rzuciłam się a łóżko, które przyjęło mnie z otwartymi ramionami. Wtuliłam głowę w poduszkę, próbując stłumić szloch. Znów zapragnęłam uciec, spakować się i tak po prostu zniknąć. Roztrzęsiona usiadłam na materacu wzrokiem wodziłam po całym pokoju szukając potrzebnej mi rzeczy.
Jest!

Wstałam z tapczanu, kierując się w stronę torby. Sprawnym ruchem chwyciłam za jej lekko przetarty pasek. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam do dużej szafy. Chaotycznymi ruchami wyciągałam z niej przeróżne ubrania, które wczoraj tak starannie poukładałam. Nerwowo upychałam wszystko w torbie, nie przejmując się tym, że ciuchy mogą się wymiętolić. Raz po raz zanurzałam dłoń w szafie wyciągając jakąś bluzkę czy spodnie i wciskałam je do dużej kieszeni.
— Znowu uciekasz.
Ten głos sprawił, że zamarłam w miejscu. Te dwa słowa trafiły mnie jak grom z jasnego nieba przytwierdzając z całą swoją mocą do podłoża. Zaschło mi w gardle, a usta na przemian otwierały się i zamykały.
— Miałaś spróbować żyć normalnie, a wystarczyło kilka słów byś podkurczyła ogon i zwiała. Czy tak ma wyglądać zaczynanie wszystkiego od nowa? Pomyśl tylko, naprawdę uważasz, że wszyscy tak od razu zapomną i przyjmą cię z otwartymi ramionami?
— Babciu ja… — zaczęłam, próbując znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie. No bo przecież wcale nie uciekałam? To była tylko jedna z tych chwil słabości, które dopadają głównego bohatera w każdej telenoweli.
— Nie tłumacz się. Wiem, że to trudne.    Spojrzałam z ulgą w jej oczy w których nie dostrzegłam ani cienia pogardy, tylko samo zrozumienie. Wzięłam głęboki oddech i odłożyłam torbę podróżną do szafy.
— Masz rację — przyznałam. — Nie powinnam podkurczać ogona. To się więcej nie powtórzy. — Obdarowałam staruszkę słabym uśmiechem. Naprawdę czułam się lepiej. Znów byłam gotowa zmierzyć się ze słabościami.
  Dobrze już dobrze. Ubieraj się, zabieram cię na spacer. —  Już miałam wyrazić swoje obawy co do tego pomysłu, ale stanowczy głos babci postawił mnie pod ścianą. — Nawet nie waż się zaprzeczać! Widzę cię gotową na dolę za piętnaście minut. Zrozumiano? —  Kiwnęłam twierdząco głową, znów zostając w pokoju sama. Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na porozwalane w szafie rzeczy i na siłę wciśniętą do niej torbę. Wiele nie myśląc zabrałam się za sprzątanie.



Idąc razem z babcią jedną z ulic Konohy zastanawiałam się ile czasu minie zanim inni się zorientują, że z powrotem wróciłam. Kiedy zaczną się pytania? Kogo pierwszego spotkam? Wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi i chciałam chociaż w małym stopniu się do tego przygotować. Całą drogę wszyscy a mnie spoglądali, może już się domyślili? A może to ja zaczynałam wariować, doszukując się tego, co tak naprawdę nie miało miejsca.

— Co zamierzasz teraz zrobić? — spytała babcia, idąc koło mnie. Dziś miała na sobie zwiewną jasnobrązową sukienkę w czarne wzory. Jej głowę zdobił duży kremowy kapelusz, który chronił ją przed słońcem. Szła z dumnie uniesioną głową, nie przejmując się spojrzeniami kierowanymi w naszą stronę. Wyglądała tak jakby ich w ogóle nie dostrzegała, albo zwyczajnie ignorowała.
— Jeśli chodzi ci o pracę to już ją znalazłam. — odpowiedziałam cicho, starając się by nikt inny nie podchwycił naszej rozmowy. Chciałam jak najdłużej zostać anonimowa. Emiko spojrzała się na mnie zdziwionym wzrokiem żądając więcej informacji.
— Jak jeszcze mieszkałam w Tokio dostałam propozycje pracy w szpitalu w Konoha na oddziale pediatrii. — wytłumaczyłam. Nerwowo zagryzłam wargę, czekając na uszczypliwą uwagę, co do wyboru mojej decyzji. Ku mojemu zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło. Babcia wyraźnie się zamyśliła, a ja nie chciałam jej przeszkadzać. Skręciłyśmy w jedną z mniejszych uliczek, gdzie panował mniejszy ruch. Droga była pokryta kocimi łbami, a chodniki dużo węższe. Wszystko było dużo bardziej przytulne.
— Rozumiem. — Wreszcie się odezwała, ale w jej głosie nie usłyszałam ani nutki złości. Był jak zwykle miły i pełen zrozumienia. Zupełnie nie wiedziałam czemu posądziłam ją o inną reakcje. To w końcu była jedyna taka osoba, która zawsze mnie wspierała.
— Cały czas się za to obwiniasz prawda? — spytała, a ja przystanęłam gwałtownie. Nie chciałam do tego wracać. Wiedziałam, że jak zwykle ma racje, obwiniałam się. Krążyło za mną poczucie winy które cokolwiek bym zrobiła nie chciało ustąpić. Ja cały czas pokutowałam i nie miałam zamiaru przestać, nie dopóki nie uznam, że wszystko zostało mi wybaczone.
— Musisz kiedyś przestać. To cię gubi. — stwierdziła, nie słysząc z mojej strony żadnej odpowiedzi. Słuchałam jej uważnie, ale nie chciałam odpowiadać. Bardzo dobrze zdawałam sobie z tego sprawę, za dobrze.
— Spójrz tam są stragany z owocami kupmy coś, nie zdążyłam zjeść śniadania. — Zmieniłam temat na wygodniejszy, patrząc wygłodniałym wzrokiem na soczyste kolorowe owoce. Naprawdę nie zdążyłam nic wcześniej zjeść. Po mojej prawej stronie rozległo się ciche westchnienie. Babcia spojrzała na mnie pobłażliwym wzrokiem i rzuciła ciche „chodźmy”.
Podeszłam bliżej straganów, oglądając uważnie lśniące w słońcu jabłka, winogrona oraz pomarańcze. Wyglądały naprawdę bardzo apetycznie, aż ślinka mi ciekła. Dosłownie, pożerałam je wzrokiem.
— Zaraz przyjdę, widziałam tu gdzieś wczoraj taką ręcznie robioną biżuterię. Naprawdę świetnie wykonana. To tu nie daleko, dasz radę? – spytała podekscytowana.
Widziałam w jej oczach radosne ogniki, gdy tylko wypowiedziała słowo „biżuteria”. Zaśmiałam się w odpowiedzi i pokiwałam twierdząco głową. Czemu niby miałabym nie dać sobie rady? To tylko chwila, co może mi się stać? Miałam zacząć funkcjonować normalnie i żyć pełną piersią. Nie potrzebowałam całodobowej opieki. Emiko obdarowała mnie wdzięcznym spojrzeniem i ruszyła żwawo w stronę upragnionego straganu. Przyjrzałam się jej uważnie. Jak na starszą panią miała naprawdę szybkie ruchy. Uśmiechnęłam się na ten widok; jej dobre samopoczucie naprawdę mnie cieszyło.



— Pomóc ci w czymś moje dziecko? — Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos. Obróciłam się w stronę starszego pana, który najprawdopodobniej był właścicielem tego stoiska. Miał posiwiałe włosy, śmiesznie podkręcone wąsy i krótką bródkę. Jego strój stanowiły zielone ogrodniczki, dość mocno opięte na jego okrągłym brzuchu oraz czerwona koszula w kratę.  Wyglądał na miłego.
— Poproszę te cztery jabłka — powiedziałam, wskazując na obiekt mojego zainteresowania palcem. Staruszek obdarował mnie uśmiechem po czym zaczął pakować produkty do papierowej torby. Zapłaciłam i ruszyłam śladem mojej babci.
Przeciskałam się między ludźmi, których znacznie przybyło odkąd ostatnio przemierzałam te małe uliczki. Wszyscy gdzieś się spieszyli, potrącając mnie ramionami. W tym momencie Konoha przypominała mi Tokio. Tam też wiecznie wszyscy za czymś gonili, pieniądze i kariera były na pierwszym miejscu, a krzywdy ludzkie nikogo nie wzruszały.
Nagle zostałam silnie popchnięta przez jednego ze spieszących gdzieś przechodniów. Straciłam równowagę i by przypadkiem nie upaść, złapałam się jednej z pobliskich latarni, wypuszczając przy tym z rąk papierową torbę. Czerwone jabłka potoczyły się po jednym z chodników w dół. Wiele nie myśląc ruszyłam ich śladem. Zbiegając z górki starałam się je wszystkie pozbierać.
Jedno, dwa, trzy… Brakowało tylko czwartego.
Zdeterminowana wyostrzyłam wzrok dostrzegając czerwoną piłeczkę blisko stoiska z rozłożonymi kwiatami. Widziałam jak jabłko wpada pod stoły z bukietami. Podbiegłam bliżej kładąc papierową torbę z jabłkami na jednym z właśnie tych stołów. Schyliłam się i na czworaka przemierzałam odległość dzielącą mnie od soczystego celu. Na moje nieszczęście czerwony obiekt wcale nie raczył się zatrzymać, wręcz przeciwnie brnął dalej, a ja za nim. Przez chwilę zupełnie straciłam je z oczu, dlatego przyspieszyłam. O, jest! Jabłko wyturlało się z pod długiego stołu i zatrzymało między dwoma innymi straganami. Ucieszona skierowałam się w jego stronę. Miałam je niemal na wyciągnięcie ręki, ale moją widoczność utrudnił cień. Przede mną pojawił się tajemniczy osobnik i podniósł moje obite już śniadanie. Zezłoszczona głośno prychnęłam, patrząc na czarne, męskie buty.
— To twoje? — rozległ się głęboki głos. Znudzona spoglądaniem na jego pantofle,  uniosłam głowę w górę.
Wtedy właśnie mnie sparaliżowało, a ręce zaczęły się niekontrolowanie trząść.  Doświadczyłam na przemiennie fal gorąca i lodowatego mrozu, które przechodziły przez moje ciało. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nawet zdążyłam zapomnieć o jabłku znajdującym się w jego dłoni. Ze strachem spoglądałam w czarne tęczówki mężczyzny, który wydawał się tak samo zszokowany jak ja.
— Sakura? — wypowiedział jak w transie. Nie odezwałam się, po prostu na niego patrzałam. W jednej chwili zabrakło mi słów, a świat stanął na głowie.
 
 

 Od autorki:
Na początku chciałabym Was bardzo przeprosić za to, że wczoraj nie pojawił się rozdział tak jak wcześniej obiecywałam. Niestety źle się czułam i nie miałam siły dokończyć pisania. 
Co do samego opowiadania to na pewno nie będzie ono jakieś długie, jeszcze nie wiem jak mi to wszystko wyjdzie, ale przewiduje gdzieś tak piętnaście rozdziałów. No chyba, że historia jakoś wybitnie się spodoba to będę wtedy kombinować, ale na razie zamierzam twardo trzymać się planów. :D
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i że nie zniechęca Was po przeczytanym prologu. Według mnie wyszedł tak sobie, ale ostateczną decyzje pozostawiam Wam.
Czekam na reakcje w komentarzach i za wczasów przepraszam za błędy, bo pewnie jest ich sporo.
Pozdrawiam,

Link

14 komentarzy:

  1. Długie! Yay to dobrze :D Nie doszukałam się błędów ani nic w tym stylu...
    Co do choroby... PRZYZNAJ SIĘ, ŻE TO KAC, A NIE! xD
    Interesująco zaczęłaś, ale moim zdaniem za dużo tajemnicy. W sensie tajemnic jest ok, ale to ciągłe owijanie... "mogłam zrobić, to, tamto itd" szkoda, że tak latałaś wokół jednego tematu a nic o nim nie wspomniałaś. Nie rozwinęłaś go. No szkoda kurde!
    Jak mniemam Sakura i Sasuke znali się wcześniej. Co takiego Haruno zrobiła, że to ma aż takie konsekwencje? Mam nadzieję, że to coś poważnego, bo jak nie to masz wciry :p żeby tak przeżywać... Dobra nie rozwodzę się, ale mam nadzieję, że zbyt długo nie będziesz ciągneła tej niewiedzy bo to trochę denerwujące :*
    Także słowa krytyki już były teraz plusy:
    powtórzę DŁUGIE! :D
    Wszystko ładnie stylistycznie, acz był zdanie babki którego nie zrozumiałam za pierwszym razem, ale później skojarzyłam XD
    Ps Ile Saki ma lat? Już pewnie stara jest :P

    Świetnie opisana wewnętrzna walka dziewczyny, ładny dobór słów. Za stronę techniczną masz 10/10 :D
    mówię za dużo gadałaś o tym samym, ale i tak ok ^^
    miałam pisać : trzymaj się cieplutko, ale i tak zaraz popiszemy na GG :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejciu, jaki długi komentarz. O.o
      Jaka choroba?? O,o
      Jestem cała tajemnicza huhuhuhuhuhuh :P
      Boję się, że dostanę wciry :D
      Saki ma trzydzieści pięć lat, czy ja wiem czy taka stara XD
      Ja mam ostatnio, że gadam w kółko o tym samym, ale co tam, następnym razem będzie lepiej. Jak ja lubię cię drażnić, ale niestety już od następnego rozdziału będę wszystko wyjaśniać, więc nie martwiaj się no! :P
      Paulina :D

      Usuń
    2. Dobra, już zaczaiłam o co chodzi z tą chorobą.... ;D

      Usuń
    3. Jaki zapał XD

      Usuń
  2. Ohayo ! ~
    No więc wiek Sakury,matko ;D no już nie jest pierwszej młodości ;DDD Intryguje mnie co ta wariatka znów zrobiła no ;D Skoro nawet matka ma jej to za złe musiała coś ostro przeskrobać.. hmmm czyżby znała Sasuke już wcześniej?Coś czuję,że w Konoha będzie jej lepiej,Sasuke jej pomoże zapomnieć mimo ,że wróciła do źródła wspomnień ;3 Ale to tylko moje zdanie ;D Przepraszam,że po przeczytaniu nie dodałam kom ale ,gorszy dzień i czytałam w telefonie ^^Nienawidzę pisać komentarzy z komórki -.- To wychodzi zawsze taka wielka tragedia ;D !Dziękuję Ci za kopniaka motywacyjnego ; D !! I ogłaszam wszem,że dodaję Cię do blogów które czytam ^^ Czy Ci się to podoba czy nie ;d oooo ! :p A teraz moja droga imienniczko uciekam pisać. Mam nadzieję,że wyjdzie coś z tego ^^

    Pozdrawiam,ściskam i całuję ^^
    Polly-chan ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: dziękuje za komentarz! :*
      Och te spekulacje... uwielbiam czytać pomysły czytelników na temat tego co wydarzy się w notce, potem robię Wam na złość, huhuhuh :D
      Po drugie: też nie lubię pisać komci z telefonu, więc masz moje pełne zrozumienie. :3
      Co do kopniaka.... mam nadzieję, że nie zarobisz na kolejnego! Będę wtedy jeszcze gorsza, ha! :P
      Po trzecie: z tą imienniczką to mnie zaskoczyłaś O.o ...
      Masz rację lepiej zmykaj pisać !
      Również pozdrawiam
      Imienniczka :*

      Usuń
  3. Cześć!
    Dziękuję za komcia i miłe słowa.
    Od następnej notki będzie się wszystko wyjaśniać, więc spokojnie, pomalutku się wszystkiego dowiesz. :D
    Pamiętaj, prawie robi różnice... XD
    Również pozdrawiam, wena się przyda!
    Paulina

    Ps. Ja też mam nadzieję, że znajdę czas by zajrzeć, na twojego bloga!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablonik się robi, robi :D. Dziś zostałam w domciu, tak kocham moją mamusię i zamiast się uczyć 70 słówek na niemiecki wolałam poczytać blogi. Ech dobrze, że zabrałam się za Twojego<3. Jest wspaniały. Uwielbiam "kobiecą literaturę". Czytając Twojego bloga czułam się jakbym czytała książki Daniele Steel lub Nory Roberts. Do tego zaciekawił mnie tytuł. "Życie bez miłości to czarodziejska latarnia bez światła", uwielbiam, sama go kiedyś chciałam użyć, ale jednak wyszła Taoreta xD. Masz strasznie świetny styl pisania. Czyta się przyjemnie i szybko. Sakura widać na pierwszy rzut oka, że nie jest szczęśliwa. Mam nadzieję, że zakończysz bloga szczęśliwie. Jestem taka głupia, że pewnie nie ważne jak zakończysz i tak się rozpłaczę ;-;. Chcę już nowy rozdział, jak mniemam ma być Sasuke ;> . Ach będzie się działo :D.
    Pozdrawiam :*
    Paula

    OdpowiedzUsuń
  5. Jacie nie mogę xd
    Fajnie, że się robi. <3
    Jeju, ale żeś mi na słodziła! Co do mojego stylu pisania to nie jest on jakiś szczególny i według mnie jeszcze muszę dużo nad nim popracować, ale cieszę się, że Ci się podoba. :D
    Oj nie płacz! Ja też zawszę tak przeżywam to co przeczytam, także witaj w klubie xd
    Oj będzie się działo, chyba.... xd
    Dziękuje za pozdrowienia i także pozdrawiam :*
    Paulina xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam znowu.
    Wczoraj przeczytałam prolog, a dzisiaj wzięłam się za rozdział pierwszy.
    Mam dzisiaj smutny humor, a po tym rozdziale jestem jeszcze bardziej przybita.
    Tak pięknie go napisałaś. Przede wszystkim podoba mi się ta cała tajemnica wokół tego, ciekawość aż zżera, ale mam nadzieję, że tak szybko to się nie wyjaśni.
    Sakura wydaję mi się osobą, która bardzo została zraniona.
    Dla mnie było smutno, ale naprawdę rewelacyjnie.
    Smutne opowiadanie, na smutne dni, to jest to.
    No nic, gorąco pozdrawiam.
    / Kim EveLin.

    OdpowiedzUsuń
  7. Łał, jestem od wrażeniem, że skomentowałaś moje wszystkie rozdziały, razem z prologiem. Wiem, że nie ma ich dużo... ale jednak fakt, że pod każdym zostawiłaś po sobie ślad mnie zszokował. Szczerze to mi by się pewnie nie chciało, dlatego tak Cię podziwiam. No i oczywiście jest mi tak milusio <3
    Ja też uwielbiam podczas czytania, gdy jest dużo niewiadomych i po kolei się wszystko wyjaśnia.
    Zastanawiam się czy być zadowoloną z tego, że cię dobiłam, czy nie xd
    Masz tu ode mnie dużo całusów :* :* :* :* :* :*
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, tak jak obiecałam, wpadłam do Ciebie i mam już za sobą pierwszy rozdział :D Ale zanim zacznę o samym rozdziale, to chciałam się "pochwalić" moją głupotą xD Dopiero teraz zorientowałam się, że u mnie w spisie blogów, które aktualnie czytam podałam Twój link, ale nie taki, który przekierowuje Cię na listę rozdziałów, tylko do prologu xD I cały czas byłam święcie przekonana, że na prologu skończyłaś, a tu taka niespodzianka. Z trzema rozdziałami jestem do tyłu xD Oczywiście tylko ja byłam do tego zdolna xP Ale już wszystko poprawione :*
    A teraz trochę o rozdziale: Zacznę od tego, że pięknie piszesz opisy i przemyślenia Sakury, nabrałaś wprawy w wcześniejszym blogu i teraz wyszło Ci bajecznie :) Widzę duży postęp. Co prawda, było parę błędów tj wycierasz czy podenerwowanie, które pisze się razem, ale uznaję, że to z powodu pośpiechu :)
    Ciekawa jestem co Sakurze nie wyszło w dużym mieście. Czy chodziło o karierę? Czy może o życie prywatne? Jakiś powód musiał być, że wróciła w rodzinne strony. No i co i kto był na zdjęciu, które tak gwałtownie oderwała ze ściany :D Skończyło się w bardzo ciekawym momencie, więc dłużej pisać nie będę, tylko od razu przechodzę do następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo mi, że wpadłaś. Jeju, skomentowałaś wszystkie posty! O.o
      I teraz ja muszę pisać odpowiedzi... :P Ale to nie zmienia faktu, że strasznie mi miło! :*
      Oj tam głupotą. Gdybyś wiedziała co mi czasami zdarza się zrobić...
      Heh, też myślę, że jest trochę lepiej i miło mi słyszeć, że ktoś też to zauważył. :D
      No wiem, wiem te błędy... Miałam je poprawić, ale ten mój leń mnie od tego bardzo dobrze odciągną i już tak zostało!
      Wiem, że skończyłam jak skończyłam, ale ten moment mi się bardzo spodobał i uznałam, że amen - koniec! :D

      Usuń
  9. No dobra, jestem ciekawa, co się wydarzyło w życiu Sakury, że najpierw opuściła Konohę, by w końcu do niej powrócić. ;)
    I widzę, że ten powrót do najłatwiejszych nie należy, bo z matką, mimo wszystko, wciąż ma spęcia. Ale ma tż kochającą babcię, więc dobre i to. :D
    A na końcu to był Sasuke, tak? :D Zresztą, zaraz się dowiem. xD

    OdpowiedzUsuń

Szablon: Linki