”Marzę o cofnięciu czasu.
Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg
w swoim życiu,
jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym
kierunku,,
Janusz Leon Wiśniewski
Siedziałam
w jednym z przedziałów pociągu, jadącego wprost do Konohy i wsłuchiwałam się w
odgłosy wydawane przez ów maszynę. Choć okno było uchylone to i tak w
przedziale panowała okropna duchota. Spragniona choć lekkiego podmuchu wiatru,
oparłam bezradnie głowę o nagrzaną szybę, za którą rozścielał się piękny
krajobraz. Zielone łąki oblepione polnymi kwiatami. Spojrzałam delikatnie w
górę, a rozgrzane do czerwoności słońce połaskotało mnie po twarzy.
Przymrużyłam oczy, ale nie odwróciłam głowy.
Czy właśnie tego mi było trzeba? O tak,
zdecydowanie. Potrzebowałam spokoju, który dać mi mogła jedynie Konoha. Mój
dom.
Śmieszne,
że nawet w myślach te słowo brzmiało dziwnie obco. Nieświadomie zaczęłam
odtwarzać wszystkie możliwe opcje spotkania z moją rodziną. Chociaż wiedziałam,
że mi najlepiej wychodzą spontaniczne decyzje, wolałam dmuchać na zimne. Przez
na okrągło powtarzane scenariusze spotkania zrobiłam się senna, a powieki na
coraz dłużej przykrywały moje oczy. Bałam się, że mogę przegapić stację.
Wtedy
właśnie pociąg zatrzeszczał i zaczął hamować, a przed oknem przedziału zawitała
tablica z białym napisem "Konoha". Poczułam jak wielki kamień spada
mi z serca, nagle mogłam zacząć oddychać pełną piersią. Kiedy zdecydowałam się
opuścić moje rodzinne miasteczko wszędzie czułam się jak w klatce. Uczyłam się
jak żyć oraz funkcjonować w nowym, wielkim świecie Tokio. Jeszcze raz
spojrzałam na biały napis, by upewnić się czy aby nie śnię. Tyle razy właśnie w
tym momencie się budziłam w moim mieszkaniu, cała spocona i zwijając w kłębek,
cicho szlochałam. Tym razem jednak miało być zupełnie inaczej. Naprawdę wróciłam.
— Witaj w domu Sakuro —
mruknęłam sama do siebie, cicho wzdychając.
Podniosłam
się z siedzenia i złapałam za torbę podróżną, w której trzymałam cały dorobek
mojego dotychczasowego życia. To naprawdę żałosne, że całe czternaście lat
spędzonych w Tokio zmieściłam w lekko podartej, ciemnoniebieskiej torbie
podróżniczej średniej wielkości.
Schodząc
po metalowych kratkach, które robiły za schodki, spojrzałam w prawą stronę. W
stronę mojego domu. No to teraz czekam mnie najtrudniejsza część zadania.
Spotkanie z rodziną
Idąc
małymi uliczkami miasteczka, dostrzegałam każdą najmniejszą zmianę, która się
tu dokonała. Zauważyłam brak żywopłotu przy domku państwa Deytano, inne kwiatki
zasadzone na klombach przy fontannie, nowy sklep z warzywami na końcu ulicy.
Każdą z tych zmian wprost chłonęłam wzrokiem, tak jakbym zaraz, za dosłownie
moment miała wszystko stracić. Mijałam ludzi, którzy dziwnie mi się
przyglądali, szepcząc między sobą. Byłam ciekawa czy mnie poznawali. Może byłam
dla nich tylko obcą osobą? Częścią ich spokojnego życia, nic nie znaczącym
szczegółem, który kiedyś przewinie się przez ich rzeczywistość nie
pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Nie
zważając na ich spojrzenia podążałam dalej, a z każdym krokiem nerwy zjadały
mnie coraz bardziej. Zdarzało się, że musiałam przystanąć by złapać głębszy
oddech, by naprawdę uwierzyć w to co się dzieje. Utwierdzałam sama siebie w
tym, że to wszystko aby na pewno nie jest jednym z moich snów. Wytworem mojej
chorej wyobraźni.
Stojąc
przed rodzinnym domem i zastanawiałam się co mam zrobić. Zapukać? Tak po
prostu? A może lepiej wcześniej zadzwonić i powiadomić, że przyjeżdżam? Hmm...
Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałam.
Tępo
wpatrywałam się w zamknięte drzwi. Sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Pociły mi się dłonie. Strach? Być może. Złapałam za rączkę od torby podróżnej.
Co mi do tej pustej głowy strzeliło? Gdy tu jechałam wydawało mi się, że to
dobry pomysł. Teraz już tak nie myślę. Odwróciłam się niepewnie tyłem w stronę
drzwi - w stronę przeszłości. Zrobiłam krok.
Pierwszy... Drugi...
Trzeci... Czwarty... Skrzypnięcie zakłóciło moje odliczanie.
Zatrzymałam się.
— Sakura? — Ten głos.
Taki miły, ciepły, przyjazny z nutką niepewności. Był jak miód wylany na moje
serce. Obróciłam się zaskoczona. Przed sobą miałam starszą kobietę w wieku,
gdzieś około osiemdziesięciu lat. Jej siwe włosy uczesane w ciasnego koka
pobłyskiwały w słońcu. Uśmiechnęła się. Na mój widok? Twarz miała pokrytą
sporymi zmarszczkami, ale w sumie wyglądała wspaniale. Odkąd ją ostatni raz
widziałam wiele się nie zmieniła. Może ciut zestarzała, ale tylko trochę.
Ubrana jak zwykle w jedną ze swoich garsonek, tym razem jasną. Na szyi miała
czarne korale, jej ulubione.
— Babcia? — spytałam. Mój
głos drżał, nawet nie wiem, kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać słone łzy.
Wzruszyłam się, w końcu tak dawno jej nie widziałam.
— Sakura, słońce. Tak za
tobą tęskniłam. — Szybko do mnie podeszła i przytuliła. Utkwiłam w jej silnym
uścisku, który sprawił, że poczułam się o wiele lepiej. — Wszyscy tęskniliśmy.
Odsunęła
mnie od siebie delikatnie i otarła moje łzy. Zawsze tak robiła.
Wiedziałam,
że zaraz zasypie mnie gradem pytań, na które koniecznie będę musiała
odpowiedzieć. Nie powiem, że było mi to w tej chwili na rękę, niezbyt
wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Byłam zagubiona.
— Co ty tutaj robisz?
Czemu nie wchodzisz? Na długo przyjechałaś?
Widziałam
w jej brązowych oczach ciepłe ogniki podekscytowania. Westchnęłam ciężko, by
zebrać w sobie na tyle siły by te słowa przeszły przez moje gardło.
— Wróciłam na dobre. —
Kątem oka zerknęłam na jej twarz, która wyrażała zdziwienie, ale zaraz pojawił
się na niej firmowy uśmiech rodziny Haruno. Przynajmniej próbowała udawać.
— Co ty tu tak właściwie
robisz? Gdzie mama? — zapytałam, by zmienić temat. Moja babcia od razu się
ożywiła.
— Gdzie mama i gdzie mama
— zaczęła mnie przedrzeźniać. — Tyle czasu cię nie widziałam, a ty zamiast
opowiadać co u ciebie, to stajesz przed domem, do tego nie wchodzisz i pytasz
jeszcze co ja tu robię?!
Miałam
ochotę jęknąć.
— To nie tak. Jestem
trochę rozkojarzona. — Tłumaczyłam się jak małe dziecko, które nie chce zostać
ukarane. Spojrzałam na babcię proszącym wzrokiem. Ledwie przyjechałam, a już
miałam dość. Ta cała sytuacja była strasznie niekomfortowa.
— Dobra, dobra. Już się
tak nie tłumacz. Chodźmy, zaraz mi wszystko wyćwierkasz. — Z wielkim uśmiechem
na twarzy wprowadziła mnie do rodzinnego domu.
Prawie
nic się tu nie zmieniło. Te same meble, ta sama świąteczna zastawa na stole.
Ściany w ciepłych kolorach jesieni, a na nich masa zdjęć - dzieciństwo, młodość
- jakieś dyplomy oprawione w ramki. To wszystko zawierało tyle wspomnień, do
których ciężko mi było wracać. Wzrok skierowałam na moją babcie, która niczym
na motorku poruszała się po domu. Pokroiła ciasto i postawiła je na talerzyku,
tuż przed moim nosem. Czy jest coś lepszego niż babcina szarlotka?
Z
miłą chęcią zabrałam się za pałaszowanie przysmaku.
— Więc co cię tu
sprowadza? — spojrzałam niepewnym wzrokiem na kobietę, do której owe słowa
należały. Nie miałam ochoty się tłumaczyć z moich chorych urojeń. I tak nic by
nie zrozumiała.
— Wiesz... — zaczęłam
niepewnie — postanowiłam wrócić do Konohy. Potrzebuję spokoju i …
— I postanowiłaś wrócić
na stare śmieci — dokończyła za mnie. — Tylko czy jesteś na to gotowa? Dasz
radę zmierzyć się z przeszłością? — Zerknęła na mnie badawczym wzrokiem,
szukając odpowiedzi. Problem tkwił w tym, że ja sama jej nie znałam. Chciałam
spróbować. Po prostu ryzykowałam - jak zawsze zresztą.
— Mam dość uciekania, dam
radę — zapewniłam. Naprawdę pragnęłam w to wierzyć. Kobieta w odpowiedzi
uśmiechnęła się do mnie życzliwie. Odniosłam takie wrażenie, że ona dokładnie
wiedziała jak się czuję, jak bardzo się boję. Za dobrze mnie znała.
Kończyłyśmy
konsumować ciasto w ciszy, gdy nagle drzwi frontowe zostały otworzone.
Spojrzałam niepewnie w stronę korytarza.
— Emiko?! Jesteś w domu? — Rozległ się głos
mojej matki.
Na
chwilę moje serce przestało bić. Zaczęłam się denerwować, tak strasznie się
bałam. Spojrzałam w stronę babci, która dodawała mi otuchy spojrzeniem. Byłam
jej za to bardzo wdzięczna. Pewnie gdyby nie ona uciekłabym, choćby oknem.
Uważnie nasłuchiwałam, jak moja rodzicielka zdejmuje buty i zmierza w naszą
stronę. Wyprostowałam się na krześle niczym struna. Próbowałam sobie
przypomnieć jakąś formułkę powitalną z tych, które ćwiczyłam w drodze do
Konohy. Jak na złość nic nie mogłam sobie przypomnieć. Jakby w tamtej chwili
ktoś zapytałby mnie jak mam na imię, zapewne nie miałabym pojęcia. Stres
całkowicie mnie zżerał.
— Emiko? Gdzie jesteś?
Byłam na zakupach i tak sobie pomyślałam, że zrobiłabym na obiad… — W tym
momencie weszła do salonu. Spojrzała w moją stronę, a z jej rąk wyleciały dwie
duże torby, zapewne z zakupami. Na jej twarzy zagościł szok i niedowierzanie.
W
pomieszczeniu zaległa cisza, której nawet mucha nie ośmieliła by się przerwać.
Obserwowałam ją uważnie, rejestrując wzrokiem wszystkie zmiany, które w niej
zaszły. Wiedziałam, że robiła to samo. Ubrana była w materiałowe spodnie do
łydek oraz zwiewną zielona bluzkę. Jej różowe włosy, które po niej
odziedziczyłam były trochę dłuższe niż je zapamiętałam. Teraz swobodnie spadały
jej falami na ramiona. Do tej pory pamiętam jak w dzieciństwie uwielbiałam się
nimi bawić. Niepewnie zerknęłam w jej niebieskie oczy w których dostrzegłam ból
i wyrzuty skierowane w moją stronę. Nie miałam pojęcia jak mam się zachować. To
wszystko było ponad moje nerwy.
— Widzisz, Kazumi, mamy
gościa. — Babcia, udając radosną próbowała rozładować atmosferę, ale ja
wyczułam w jej głosie podenerwowanie. Mimo to byłam jej wdzięczna.
Wiedziałam,
że moja mama nie wie jak się zachować w takiej sytuacji. W sumie ja też nie
miałam na ten temat zielonego pojęcia. To było jak jedna wielka brazylijska
telenowela, w której ja grałam główną rolę.
Podjęłam
szybką, spontaniczną decyzje i zerwałam się z krzesła jak oparzona. Dobiegłam
do niej, wpadając w rodzicielskie ramiona. Z całej siły wtuliłam się w nią jak
małe dziecko. To dziwne, ale ona nawet pachniała tak jak dawniej. Zaciągnęłam
się aromatem konwalii. Doskonale pamiętałam jak moja mama się nimi spryskiwała,
mówiąc, że wtedy czuje się tak jak na pierwszej randce z moim tatą. Kiedyś nie
rozumiałam czemu to robi, dlaczego rozdrapuje stare rany. Pamiętam jak miałam
do niej o to żal, który z wiekiem minął.
Śmierć ojca była dla mnie silnym ciosem, po którym dość długo się zbierałam.
Teraz z perspektywy czasu sama chcę go wspominać, nawet jeśli przypominać mi
mają o nim stare perfumy mamy. To właśnie obrazy z przeszłości sprawiły, że
obie czułyśmy jego obecność. Byłam z
tatą silnie związana, to on bronił mnie przed złem tego świata, ale gdy tylko
go zabrakło wszystko się posypało.
Poczułam
na mojej szyi coś mokrego, dlatego gwałtownie oderwałam się od rodzicielki i
spojrzałam w jej niebieskie, zapłakane oczy. Wstrząsnęły mną wyrzuty sumienia.
Czyżbym aż taką krzywdę wyrządziła jej moim wyjazdem? By choć w minimalnym
stopniu okazać jej jakiekolwiek wsparcie, przytuliłam ją z całej siły szepcząc
ciche: „ciii”. Właśnie wtedy nawiedziła mnie myśl, że jednak postąpiłam
słusznie.
— To naprawdę ty? —
spytała moja mama, obejmując mnie szczelnie ramionami. Przez je głos
przemawiało niedowierzanie.
— Tak to ja, jestem tu…
Nigdzie się nie wybieram — zapewniłam. — Czy mój pokój jest jeszcze wolny? —
spytałam z nadzieją. W odpowiedzi usłyszałam śmiech mojej matki, który był jak
plaster na wszystkie rany.
Wchodząc
do pokoju na poddaszu miałam mieszane uczucia. Gdy tylko zobaczyłam małe
pomieszczenie, które kiedyś robiło za mój pokój. Małe, białe kwiatki wymalowane
na ścianach przez moją matkę przypominały mi każdą bajkę, którą przeczytała mi
na dobranoc. Duże łóżko zaścielone było taką samą pościelą, jak wtedy kiedy
opuszczałam ten dom. Nad tapczanem poprzyklejane na taśmę samoprzylepną były
zdjęcia: moje, przyjaciół, rodziców i to jedno na które nie mogłam patrzeć.
Przywoływało one wspomnienia wraz z uczuciami, do których nie chciałam wracać.
Wywoływały one zbyt duży ból z którym nawet po takim odstępie czasu nie mogłam
się pogodzić. Podeszłam bliżej ściany i jednym sprawnym ruchem zerwałam z niej
zdjęcie.
— To już koniec —
wyszeptałam sama do siebie, chowając fotografie do kieszeni dżinsowych spodni.
Z
ciężkim westchnieniem położyłam się na łóżku, zamykając oczy. Cisza jaka
panowała w domu działała na mnie niezwykle kojąco. Leżąc tak, rozmyślałam nad
tym jak ma wyglądać moje życie, tu w Konoha. Może dla innych było to proste,
ale ja już nie należałam do osób optymistycznie nastawionych do całego świata,
już nie. Zwlekłam się z przyjemnie miękkiego materaca, kierując się w stronę
drzwi.
Cichym
krokiem schodziłam po kręconych schodach
w dół. Już po drodze słyszałam dźwięk gotującej się w czajniku wody. Wiedziałam
co zastanę na dole i jak się okazało wcale się nie pomyliłam. Moja mama
krzątała się po kuchni parząc herbatę i robiąc kanapki. Ten widok zastawałam za
każdym razem, gdy byłam mała. Tylko wtedy widywałam oboje rodziców. Uśmiechnęła
się do wspomnień, w których tata włączał radio,
porywając w objęcia moją matkę trzymającą w ręce upaćkany masłem nóż i razem tańcowali po
całej kuchni. Doskonale pamiętałam ich radosne śmiechy, które rozbrzmiewały w
całym domu. Chciałabym jeszcze raz zastać taki widok. Tylko jeden, jedyny raz.
Podeszłam bliżej wchodząc do jasnego pomieszczenia. Całym swoim ciężarem
oparłam się o znajdujący za mą stół. Wzrokiem obserwowałam sprawne ruchy mamy
przy krojeniu pomidora.
— Pomóc ci w czymś — spytałam cicho, zwracając na siebie uwagę.
Obdarowana zostałam miłym uśmiechem.
— Jak chcesz to możesz
pokroić tego ogórka. — Nic więcej nie mówiąc zabrałam się do pracy. Od czasu do
czasu zerkałam w stronę rodzicielki, obserwując ją dokładnie. Mimo tego, że nie
zachowywała się w stosunku do mnie jakoś nieuprzejmie to w jej oczach
dostrzegałam wiele negatywnych emocji. Gdy na mnie spoglądała, widziałam ten
smutek pomieszany ze złością i żalem. Ten widok był dla mnie nie do zniesienia.
Ja naprawdę chciałam wszystko naprawić.
— Babcia już poszła?
— Tak. Stwierdziła, że
nie będzie nam teraz przeszkadzać, ale zapowiedziała, że wpadnie jutro
dowiedzieć się od ciebie wszystkich najnowszych plotek z wielkiego świata.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Ta kobieta z wiekiem ani trochę się nie zmieniła.
— A ty mamo, nie
chciałabyś wiedzieć?
— Czego? — spytała,
uważnie mi się przyglądając.
— No… tego co robiłam w
Tokio? — Naprawdę chciałam jej się ze wszystkiego zwierzyć. Pragnęłam, by mnie
zrozumiała.
— Może innym razem. — Jej
ton głosu zrobił się suchy i nieprzyjemny. Nie powiem sprawiło mi to ból, ale
wiedziałam, że minie jeszcze sporo czasu nim wszystko wróci do normy.
Do
końca kolacji nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. Było mi z tym strasznie ciężko, ale nie
chciałam jej do niczego zmuszać. Po skończonym posiłku wróciłam do siebie na
górę, żegnając się z mamą cichym „dobranoc”.
Rankiem
obudziły mnie jakieś głosy. Przetarłam zaspane oczy i usiadłam leniwie na
łóżku. Z dołu wyraźnie dochodziły odgłosy kłótni, najprawdopodobniej mojej mamy
i babci. Nie słyszałam dobrze, o co jest ta poranna awantura, ale domyślałam
się tego. Wstałam z miękkiego materaca, zarzucając na siebie szlafrok i
wkładając pluszowe kapcie. Zirytowana ruszyłam w kierunku hałasów. Schodząc po
kręconych schodach, wszystko słyszałam coraz wyraźniej. Przystanęłam na
ostatnim schodku, przysłuchując się tej głośnej wymianie zdań.
— Wiesz, że nie możesz
tak postępować. Nie możesz wiecznie trzymać jej pod kloszem! Ona jest dorosła i
potrafi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny! — Pierwszy rozległ się oburzony
głos mojej babci, ta kobieta zawsze stała za mną murem, nie ważne jak bardzo
nabroiłam. Zupełnie jak kiedyś mój ojciec.
— Szkoda, że nie grała
takiej dorosłej czternaście lat temu, może jeśli wtedy była by taka
odpowiedzialna, to dziś uważałabym inaczej! — Słowa mojej matki zabolały. Nigdy
nie myślałam o tym, że ma o mnie takie zdanie.
— Gdybyś może okazała jej
wsparcie, to postąpiła by inaczej, ale ty oczywiście wolałaś rozpaczać nad tym,
że została sama! Nigdy tak naprawdę nawet nie próbowałaś jej zrozumieć!
— Za to ty, cokolwiek by
nie narobiła to przyklaśniesz jej, że postępuje właściwie! Jak można pozwolić
by młoda dziewczyna…
— Dość! — krzyknęłam,
zbiegając z ostatnich schodów. Po prostu nie mogłam pozwolić na to, by ta cała
konwersacja zaszła tak daleko. Z gniewem spojrzałam na obie panie, które z całej
siły próbowały uniknąć mojego wzroku. — To była moja decyzja, jasne?! Tylko i
wyłącznie moja…
To
wszystko tak strasznie bolało. Przed oczami cały czas przelatywały mi
wspomnienia, kiedy miałam już dość, kiedy planowałam wrócić i wszystko
powiedzieć. Tak bardzo potrzebowałam czyjegoś wsparcia, ale wiedziałam, że w
takiej sytuacji nie mam na kogo liczyć. Chciałam być silna i tego dokonałam.
— Sakura ja… — zaczęła
moja matka, ale ja nie zamierzałam jej słuchać. Miałam jej już dosyć.
— Nie mamo! Powiedziałaś
już wystarczająco dużo. Wiem, że masz do mnie żal i nie liczę na szybkie
wybaczenie, ale spróbuj chociaż raz postawić się na moim miejscu. — Czułam jak
dłużej tego nie wytrzymam, oczy zaczynały mnie coraz bardziej piec, aż w końcu
z pod powiek wydobyły się pierwsze serie łez. Miałam być twarda, ale gdy moja
najbliższa rodzina uważała mnie za potwora, dłużej nie potrafiłam dusić w sobie
emocji.
Powstrzymałam
płacz i biorąc swoje rozhisteryzowane ‘ja’ na górę, udałam się do swojego
pokoju. Zapłakana rzuciłam się a łóżko, które przyjęło mnie z otwartymi
ramionami. Wtuliłam głowę w poduszkę, próbując stłumić szloch. Znów zapragnęłam
uciec, spakować się i tak po prostu zniknąć. Roztrzęsiona usiadłam na materacu
wzrokiem wodziłam po całym pokoju szukając potrzebnej mi rzeczy.
Jest!
Wstałam
z tapczanu, kierując się w stronę torby. Sprawnym ruchem chwyciłam za jej lekko
przetarty pasek. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam do dużej szafy.
Chaotycznymi ruchami wyciągałam z niej przeróżne ubrania, które wczoraj tak
starannie poukładałam. Nerwowo upychałam wszystko w torbie, nie przejmując się
tym, że ciuchy mogą się wymiętolić. Raz po raz zanurzałam dłoń w szafie
wyciągając jakąś bluzkę czy spodnie i wciskałam je do dużej kieszeni.
— Znowu uciekasz.
Ten
głos sprawił, że zamarłam w miejscu. Te dwa słowa trafiły mnie jak grom z
jasnego nieba przytwierdzając z całą swoją mocą do podłoża. Zaschło mi w
gardle, a usta na przemian otwierały się i zamykały.
— Miałaś spróbować żyć
normalnie, a wystarczyło kilka słów byś podkurczyła ogon i zwiała. Czy tak ma
wyglądać zaczynanie wszystkiego od nowa? Pomyśl tylko, naprawdę uważasz, że
wszyscy tak od razu zapomną i przyjmą cię z otwartymi ramionami?
— Babciu ja… — zaczęłam,
próbując znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie. No bo przecież wcale nie
uciekałam? To była tylko jedna z tych chwil słabości, które dopadają głównego
bohatera w każdej telenoweli.
— Nie tłumacz się. Wiem,
że to trudne. — Spojrzałam z ulgą w jej oczy w których nie
dostrzegłam ani cienia pogardy, tylko samo zrozumienie. Wzięłam głęboki oddech
i odłożyłam torbę podróżną do szafy.
— Masz rację —
przyznałam. — Nie powinnam podkurczać ogona. To się więcej nie powtórzy. —
Obdarowałam staruszkę słabym uśmiechem. Naprawdę czułam się lepiej. Znów byłam
gotowa zmierzyć się ze słabościami.
— Dobrze już dobrze. Ubieraj się, zabieram cię
na spacer. — Już miałam wyrazić swoje
obawy co do tego pomysłu, ale stanowczy głos babci postawił mnie pod ścianą. —
Nawet nie waż się zaprzeczać! Widzę cię gotową na dolę za piętnaście minut.
Zrozumiano? — Kiwnęłam twierdząco głową,
znów zostając w pokoju sama. Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na porozwalane w
szafie rzeczy i na siłę wciśniętą do niej torbę. Wiele nie myśląc zabrałam się
za sprzątanie.
Idąc
razem z babcią jedną z ulic Konohy zastanawiałam się ile czasu minie zanim inni
się zorientują, że z powrotem wróciłam. Kiedy zaczną się pytania? Kogo
pierwszego spotkam? Wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi i chciałam
chociaż w małym stopniu się do tego przygotować. Całą drogę wszyscy a mnie
spoglądali, może już się domyślili? A może to ja zaczynałam wariować,
doszukując się tego, co tak naprawdę nie miało miejsca.
— Co zamierzasz teraz
zrobić? — spytała babcia, idąc koło mnie. Dziś miała na sobie zwiewną
jasnobrązową sukienkę w czarne wzory. Jej głowę zdobił duży kremowy kapelusz,
który chronił ją przed słońcem. Szła z dumnie uniesioną głową, nie przejmując
się spojrzeniami kierowanymi w naszą stronę. Wyglądała tak jakby ich w ogóle
nie dostrzegała, albo zwyczajnie ignorowała.
— Jeśli chodzi ci o pracę
to już ją znalazłam. — odpowiedziałam cicho, starając się by nikt inny nie
podchwycił naszej rozmowy. Chciałam jak najdłużej zostać anonimowa. Emiko
spojrzała się na mnie zdziwionym wzrokiem żądając więcej informacji.
— Jak jeszcze mieszkałam
w Tokio dostałam propozycje pracy w szpitalu w Konoha na oddziale pediatrii. —
wytłumaczyłam. Nerwowo zagryzłam wargę, czekając na uszczypliwą uwagę, co do
wyboru mojej decyzji. Ku mojemu zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło. Babcia
wyraźnie się zamyśliła, a ja nie chciałam jej przeszkadzać. Skręciłyśmy w jedną
z mniejszych uliczek, gdzie panował mniejszy ruch. Droga była pokryta kocimi
łbami, a chodniki dużo węższe. Wszystko było dużo bardziej przytulne.
— Rozumiem. — Wreszcie
się odezwała, ale w jej głosie nie usłyszałam ani nutki złości. Był jak zwykle
miły i pełen zrozumienia. Zupełnie nie wiedziałam czemu posądziłam ją o inną
reakcje. To w końcu była jedyna taka osoba, która zawsze mnie wspierała.
— Cały czas się za to
obwiniasz prawda? — spytała, a ja przystanęłam gwałtownie. Nie chciałam do tego
wracać. Wiedziałam, że jak zwykle ma racje, obwiniałam się. Krążyło za mną
poczucie winy które cokolwiek bym zrobiła nie chciało ustąpić. Ja cały czas
pokutowałam i nie miałam zamiaru przestać, nie dopóki nie uznam, że wszystko
zostało mi wybaczone.
— Musisz kiedyś przestać.
To cię gubi. — stwierdziła, nie słysząc z mojej strony żadnej odpowiedzi.
Słuchałam jej uważnie, ale nie chciałam odpowiadać. Bardzo dobrze zdawałam
sobie z tego sprawę, za dobrze.
— Spójrz tam są stragany
z owocami kupmy coś, nie zdążyłam zjeść śniadania. — Zmieniłam temat na
wygodniejszy, patrząc wygłodniałym wzrokiem na soczyste kolorowe owoce.
Naprawdę nie zdążyłam nic wcześniej zjeść. Po mojej prawej stronie rozległo się
ciche westchnienie. Babcia spojrzała na mnie pobłażliwym wzrokiem i rzuciła
ciche „chodźmy”.
Podeszłam
bliżej straganów, oglądając uważnie lśniące w słońcu jabłka, winogrona oraz
pomarańcze. Wyglądały naprawdę bardzo apetycznie, aż ślinka mi ciekła.
Dosłownie, pożerałam je wzrokiem.
— Zaraz przyjdę,
widziałam tu gdzieś wczoraj taką ręcznie robioną biżuterię. Naprawdę świetnie
wykonana. To tu nie daleko, dasz radę? – spytała podekscytowana.
Widziałam
w jej oczach radosne ogniki, gdy tylko wypowiedziała słowo „biżuteria”.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i pokiwałam twierdząco głową. Czemu niby miałabym
nie dać sobie rady? To tylko chwila, co może mi się stać? Miałam zacząć
funkcjonować normalnie i żyć pełną piersią. Nie potrzebowałam całodobowej
opieki. Emiko obdarowała mnie wdzięcznym spojrzeniem i ruszyła żwawo w stronę upragnionego
straganu. Przyjrzałam się jej uważnie. Jak na starszą panią miała naprawdę
szybkie ruchy. Uśmiechnęłam się na ten widok; jej dobre samopoczucie naprawdę
mnie cieszyło.
— Pomóc ci w czymś moje
dziecko? — Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos. Obróciłam się w stronę starszego
pana, który najprawdopodobniej był właścicielem tego stoiska. Miał posiwiałe
włosy, śmiesznie podkręcone wąsy i krótką bródkę. Jego strój stanowiły zielone
ogrodniczki, dość mocno opięte na jego okrągłym brzuchu oraz czerwona koszula w
kratę. Wyglądał na miłego.
— Poproszę te cztery
jabłka — powiedziałam, wskazując na obiekt mojego zainteresowania palcem.
Staruszek obdarował mnie uśmiechem po czym zaczął pakować produkty do
papierowej torby. Zapłaciłam i ruszyłam śladem mojej babci.
Przeciskałam
się między ludźmi, których znacznie przybyło odkąd ostatnio przemierzałam te
małe uliczki. Wszyscy gdzieś się spieszyli, potrącając mnie ramionami. W tym
momencie Konoha przypominała mi Tokio. Tam też wiecznie wszyscy za czymś
gonili, pieniądze i kariera były na pierwszym miejscu, a krzywdy ludzkie nikogo
nie wzruszały.
Nagle
zostałam silnie popchnięta przez jednego ze spieszących gdzieś przechodniów.
Straciłam równowagę i by przypadkiem nie upaść, złapałam się jednej z
pobliskich latarni, wypuszczając przy tym z rąk papierową torbę. Czerwone
jabłka potoczyły się po jednym z chodników w dół. Wiele nie myśląc ruszyłam ich
śladem. Zbiegając z górki starałam się je wszystkie pozbierać.
Jedno,
dwa, trzy… Brakowało tylko czwartego.
Zdeterminowana
wyostrzyłam wzrok dostrzegając czerwoną piłeczkę blisko stoiska z rozłożonymi
kwiatami. Widziałam jak jabłko wpada pod stoły z bukietami. Podbiegłam bliżej
kładąc papierową torbę z jabłkami na jednym z właśnie tych stołów. Schyliłam się
i na czworaka przemierzałam odległość dzielącą mnie od soczystego celu. Na moje
nieszczęście czerwony obiekt wcale nie raczył się zatrzymać, wręcz przeciwnie
brnął dalej, a ja za nim. Przez chwilę zupełnie straciłam je z oczu, dlatego
przyspieszyłam. O, jest! Jabłko
wyturlało się z pod długiego stołu i zatrzymało między dwoma innymi straganami.
Ucieszona skierowałam się w jego stronę. Miałam je niemal na wyciągnięcie ręki,
ale moją widoczność utrudnił cień. Przede mną pojawił się tajemniczy osobnik i
podniósł moje obite już śniadanie. Zezłoszczona głośno prychnęłam, patrząc na
czarne, męskie buty.
— To twoje? — rozległ się
głęboki głos. Znudzona spoglądaniem na jego pantofle, uniosłam głowę w górę.
Wtedy
właśnie mnie sparaliżowało, a ręce zaczęły się niekontrolowanie trząść. Doświadczyłam na przemiennie fal gorąca i
lodowatego mrozu, które przechodziły przez moje ciało. Nie wiedziałam co mam
powiedzieć. Nawet zdążyłam zapomnieć o jabłku znajdującym się w jego dłoni. Ze
strachem spoglądałam w czarne tęczówki mężczyzny, który wydawał się tak samo
zszokowany jak ja.
— Sakura? — wypowiedział
jak w transie. Nie odezwałam się, po prostu na niego patrzałam. W jednej chwili
zabrakło mi słów, a świat stanął na głowie.
Od autorki:
Na początku chciałabym
Was bardzo przeprosić za to, że wczoraj nie pojawił się rozdział tak jak
wcześniej obiecywałam. Niestety źle się czułam i nie miałam siły dokończyć
pisania.
Co do samego opowiadania to na pewno nie będzie ono
jakieś długie, jeszcze nie wiem jak mi to wszystko wyjdzie, ale przewiduje
gdzieś tak piętnaście rozdziałów. No chyba, że historia jakoś wybitnie się
spodoba to będę wtedy kombinować, ale na razie zamierzam twardo trzymać się
planów. :D
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i że nie
zniechęca Was po przeczytanym prologu. Według mnie wyszedł tak sobie, ale
ostateczną decyzje pozostawiam Wam.
Czekam na reakcje w komentarzach i za wczasów
przepraszam za błędy, bo pewnie jest ich sporo.
Pozdrawiam,
Link
Długie! Yay to dobrze :D Nie doszukałam się błędów ani nic w tym stylu...
OdpowiedzUsuńCo do choroby... PRZYZNAJ SIĘ, ŻE TO KAC, A NIE! xD
Interesująco zaczęłaś, ale moim zdaniem za dużo tajemnicy. W sensie tajemnic jest ok, ale to ciągłe owijanie... "mogłam zrobić, to, tamto itd" szkoda, że tak latałaś wokół jednego tematu a nic o nim nie wspomniałaś. Nie rozwinęłaś go. No szkoda kurde!
Jak mniemam Sakura i Sasuke znali się wcześniej. Co takiego Haruno zrobiła, że to ma aż takie konsekwencje? Mam nadzieję, że to coś poważnego, bo jak nie to masz wciry :p żeby tak przeżywać... Dobra nie rozwodzę się, ale mam nadzieję, że zbyt długo nie będziesz ciągneła tej niewiedzy bo to trochę denerwujące :*
Także słowa krytyki już były teraz plusy:
powtórzę DŁUGIE! :D
Wszystko ładnie stylistycznie, acz był zdanie babki którego nie zrozumiałam za pierwszym razem, ale później skojarzyłam XD
Ps Ile Saki ma lat? Już pewnie stara jest :P
Świetnie opisana wewnętrzna walka dziewczyny, ładny dobór słów. Za stronę techniczną masz 10/10 :D
mówię za dużo gadałaś o tym samym, ale i tak ok ^^
miałam pisać : trzymaj się cieplutko, ale i tak zaraz popiszemy na GG :D
Ojejciu, jaki długi komentarz. O.o
UsuńJaka choroba?? O,o
Jestem cała tajemnicza huhuhuhuhuhuh :P
Boję się, że dostanę wciry :D
Saki ma trzydzieści pięć lat, czy ja wiem czy taka stara XD
Ja mam ostatnio, że gadam w kółko o tym samym, ale co tam, następnym razem będzie lepiej. Jak ja lubię cię drażnić, ale niestety już od następnego rozdziału będę wszystko wyjaśniać, więc nie martwiaj się no! :P
Paulina :D
Dobra, już zaczaiłam o co chodzi z tą chorobą.... ;D
UsuńJaki zapał XD
UsuńOhayo ! ~
OdpowiedzUsuńNo więc wiek Sakury,matko ;D no już nie jest pierwszej młodości ;DDD Intryguje mnie co ta wariatka znów zrobiła no ;D Skoro nawet matka ma jej to za złe musiała coś ostro przeskrobać.. hmmm czyżby znała Sasuke już wcześniej?Coś czuję,że w Konoha będzie jej lepiej,Sasuke jej pomoże zapomnieć mimo ,że wróciła do źródła wspomnień ;3 Ale to tylko moje zdanie ;D Przepraszam,że po przeczytaniu nie dodałam kom ale ,gorszy dzień i czytałam w telefonie ^^Nienawidzę pisać komentarzy z komórki -.- To wychodzi zawsze taka wielka tragedia ;D !Dziękuję Ci za kopniaka motywacyjnego ; D !! I ogłaszam wszem,że dodaję Cię do blogów które czytam ^^ Czy Ci się to podoba czy nie ;d oooo ! :p A teraz moja droga imienniczko uciekam pisać. Mam nadzieję,że wyjdzie coś z tego ^^
Pozdrawiam,ściskam i całuję ^^
Polly-chan ~
Po pierwsze: dziękuje za komentarz! :*
UsuńOch te spekulacje... uwielbiam czytać pomysły czytelników na temat tego co wydarzy się w notce, potem robię Wam na złość, huhuhuh :D
Po drugie: też nie lubię pisać komci z telefonu, więc masz moje pełne zrozumienie. :3
Co do kopniaka.... mam nadzieję, że nie zarobisz na kolejnego! Będę wtedy jeszcze gorsza, ha! :P
Po trzecie: z tą imienniczką to mnie zaskoczyłaś O.o ...
Masz rację lepiej zmykaj pisać !
Również pozdrawiam
Imienniczka :*
Cześć!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komcia i miłe słowa.
Od następnej notki będzie się wszystko wyjaśniać, więc spokojnie, pomalutku się wszystkiego dowiesz. :D
Pamiętaj, prawie robi różnice... XD
Również pozdrawiam, wena się przyda!
Paulina
Ps. Ja też mam nadzieję, że znajdę czas by zajrzeć, na twojego bloga!
Szablonik się robi, robi :D. Dziś zostałam w domciu, tak kocham moją mamusię i zamiast się uczyć 70 słówek na niemiecki wolałam poczytać blogi. Ech dobrze, że zabrałam się za Twojego<3. Jest wspaniały. Uwielbiam "kobiecą literaturę". Czytając Twojego bloga czułam się jakbym czytała książki Daniele Steel lub Nory Roberts. Do tego zaciekawił mnie tytuł. "Życie bez miłości to czarodziejska latarnia bez światła", uwielbiam, sama go kiedyś chciałam użyć, ale jednak wyszła Taoreta xD. Masz strasznie świetny styl pisania. Czyta się przyjemnie i szybko. Sakura widać na pierwszy rzut oka, że nie jest szczęśliwa. Mam nadzieję, że zakończysz bloga szczęśliwie. Jestem taka głupia, że pewnie nie ważne jak zakończysz i tak się rozpłaczę ;-;. Chcę już nowy rozdział, jak mniemam ma być Sasuke ;> . Ach będzie się działo :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Paula
Jacie nie mogę xd
OdpowiedzUsuńFajnie, że się robi. <3
Jeju, ale żeś mi na słodziła! Co do mojego stylu pisania to nie jest on jakiś szczególny i według mnie jeszcze muszę dużo nad nim popracować, ale cieszę się, że Ci się podoba. :D
Oj nie płacz! Ja też zawszę tak przeżywam to co przeczytam, także witaj w klubie xd
Oj będzie się działo, chyba.... xd
Dziękuje za pozdrowienia i także pozdrawiam :*
Paulina xd
Witam znowu.
OdpowiedzUsuńWczoraj przeczytałam prolog, a dzisiaj wzięłam się za rozdział pierwszy.
Mam dzisiaj smutny humor, a po tym rozdziale jestem jeszcze bardziej przybita.
Tak pięknie go napisałaś. Przede wszystkim podoba mi się ta cała tajemnica wokół tego, ciekawość aż zżera, ale mam nadzieję, że tak szybko to się nie wyjaśni.
Sakura wydaję mi się osobą, która bardzo została zraniona.
Dla mnie było smutno, ale naprawdę rewelacyjnie.
Smutne opowiadanie, na smutne dni, to jest to.
No nic, gorąco pozdrawiam.
/ Kim EveLin.
Łał, jestem od wrażeniem, że skomentowałaś moje wszystkie rozdziały, razem z prologiem. Wiem, że nie ma ich dużo... ale jednak fakt, że pod każdym zostawiłaś po sobie ślad mnie zszokował. Szczerze to mi by się pewnie nie chciało, dlatego tak Cię podziwiam. No i oczywiście jest mi tak milusio <3
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam podczas czytania, gdy jest dużo niewiadomych i po kolei się wszystko wyjaśnia.
Zastanawiam się czy być zadowoloną z tego, że cię dobiłam, czy nie xd
Masz tu ode mnie dużo całusów :* :* :* :* :* :*
Paulina
Ok, tak jak obiecałam, wpadłam do Ciebie i mam już za sobą pierwszy rozdział :D Ale zanim zacznę o samym rozdziale, to chciałam się "pochwalić" moją głupotą xD Dopiero teraz zorientowałam się, że u mnie w spisie blogów, które aktualnie czytam podałam Twój link, ale nie taki, który przekierowuje Cię na listę rozdziałów, tylko do prologu xD I cały czas byłam święcie przekonana, że na prologu skończyłaś, a tu taka niespodzianka. Z trzema rozdziałami jestem do tyłu xD Oczywiście tylko ja byłam do tego zdolna xP Ale już wszystko poprawione :*
OdpowiedzUsuńA teraz trochę o rozdziale: Zacznę od tego, że pięknie piszesz opisy i przemyślenia Sakury, nabrałaś wprawy w wcześniejszym blogu i teraz wyszło Ci bajecznie :) Widzę duży postęp. Co prawda, było parę błędów tj wycierasz czy podenerwowanie, które pisze się razem, ale uznaję, że to z powodu pośpiechu :)
Ciekawa jestem co Sakurze nie wyszło w dużym mieście. Czy chodziło o karierę? Czy może o życie prywatne? Jakiś powód musiał być, że wróciła w rodzinne strony. No i co i kto był na zdjęciu, które tak gwałtownie oderwała ze ściany :D Skończyło się w bardzo ciekawym momencie, więc dłużej pisać nie będę, tylko od razu przechodzę do następnego rozdziału :D
Milo mi, że wpadłaś. Jeju, skomentowałaś wszystkie posty! O.o
UsuńI teraz ja muszę pisać odpowiedzi... :P Ale to nie zmienia faktu, że strasznie mi miło! :*
Oj tam głupotą. Gdybyś wiedziała co mi czasami zdarza się zrobić...
Heh, też myślę, że jest trochę lepiej i miło mi słyszeć, że ktoś też to zauważył. :D
No wiem, wiem te błędy... Miałam je poprawić, ale ten mój leń mnie od tego bardzo dobrze odciągną i już tak zostało!
Wiem, że skończyłam jak skończyłam, ale ten moment mi się bardzo spodobał i uznałam, że amen - koniec! :D
No dobra, jestem ciekawa, co się wydarzyło w życiu Sakury, że najpierw opuściła Konohę, by w końcu do niej powrócić. ;)
OdpowiedzUsuńI widzę, że ten powrót do najłatwiejszych nie należy, bo z matką, mimo wszystko, wciąż ma spęcia. Ale ma tż kochającą babcię, więc dobre i to. :D
A na końcu to był Sasuke, tak? :D Zresztą, zaraz się dowiem. xD