„Bywają
w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu,
i
wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść.”
Maria
Kalergis
— Sakura? — usłyszałam po
raz kolejny. Nie reagowałam. Mimo tego, że te oczy i włosy wydawały mi się znajome,
sam głos był inny. Znajomy, ale również tak strasznie mi obcy. To wcale nie był
głos Sasuke.
Sama
nie wiem czy bardziej byłam szczęśliwa, czy zawiedziona. Dokładnie przyjrzałam
się postaci stojącej przede mną. Tak samo czarne oczy, może trochę bardziej
matowe i bez tych łobuzerskich iskierek, ale ciągle tak bardzo podobne. Włosy
zdecydowanie dłuższe, bardziej proste oraz dokładniej ułożone. Czy to przez
strach nie byłam w stanie odróżnić Itachiego od jego własnego brata?
— Nie wiem o kim mówisz. —
Szybko pozbierałam się z ziemi, otrzepałam z brudu spodnie i z podniesioną
głową ruszyłam przed siebie, czyli prosto w kierunku straganu przy którym
zostawiła mnie babcia. Może jednak potrzebowałam całodobowej ochrony?
— Sakura zaczekaj!
Za
sobą usłyszałam nawoływanie Itachiego, ale nie zamierzałam się obrócić. Co
miałam w takiej sytuacji mu powiedzieć: Cześć,
to ja Sakura! Uciekłam, ale już wróciłam. Dasz się zaprosić na kawę? To
nawet w myślach brzmiało strasznie głupio.
— Zaczekaj do cholery!
Nie
zaczekałam. Przyspieszyłam kroku, po drodze chwytając paczuszkę z jabłkami. To
zdecydowanie przez nie wpakowałam się w kolejne kłopoty. Głupie owoce!
— Czy ty jesteś głucha?
Wraz
z wypowiedzeniem tych słów, poczułam silny uścisk na ramieniu, który sprawił, że
lekko się skrzywiłam. Zostałam siłą obrócona w stronę bruneta, który
zdecydowanie za szybko mnie dogonił.
— Nie słyszysz jak cię
wołam? — Jego karcący głos przypominał mi chwile, gdy byłam mała i coś
zmalowałam, a rodzice zwracali się do mnie właśnie takim tonem, który nigdy nie
wróżył nic dobrego.
— Czego chcesz?! —
warknęłam. Naprawdę nie miałam ochoty na żadną miłą rozmowę z dawną rodzinką.
Trochę za późno było na jakiekolwiek pogawędki.
— Nie mogę uwierzyć, że
wróciłaś — wyszeptał, dokładnie obserwując moją osobę. Nie miałam pojęcia czego
szukał. Dawnej Sakury? Och, jej już dawno nie ma. — Od kiedy jesteś w Konoha?
— Od wczoraj. Możesz mnie
puścić? To boli. — Głową wskazałam na moje ramię, na którym wciąż zaciskała się
silna ręka Uchihy. Widziałam jak się zmieszał, ale zaraz posłusznie wypełnił
moją prośbę.
— Sasuke wie, że
wróciłaś? — Od razu przeszedł do rzeczy.
Wywróciłam
oczami dając mu do zrozumienia, że ten temat mnie nudzi. W rzeczywistości wcale
tak nie było, cały czas się bałam tego co miało nastąpić po moim przyjeździe.
Cały czas byłam za słaba, nie przygotowana na to by zmierzyć się ze swoimi
lękami. Tylko, że inni nie musieli tego wiedzieć. A już w szczególności Sasuke.
— A z jakiej racji
miałabym go o tym informować? — spytałam czysto retorycznie. Już od dawna nie
musiałam się mu z niczego tłumaczyć, a Itachi doskonale dawał sobie z tego
sprawę.
— Moglibyśmy porozmawiać?
— To pytanie zbiło mnie z pantałyku. Zamrugałam kilka razy, dokładniej
przyglądając się mężczyźnie, jego wyraz twarzy był niezmiennie poważny.
— A co teraz niby robimy?
— Wręcz nie mogłam powstrzymać się od sarkazmu, którym nafaszerowałam to
pytanie. Ta rozmowa zdecydowanie prowadziła do nikąd.
— Mam na myśli bardziej,
że tak powiem… ustronne miejsce. – Zmarszczyłam brwi, doszukując się w tym
zdaniu drugiego dna.
— Tu też jest dobrze —
zapewniłam.
— Ale tu kręci się
stanowczo za dużo ludzi. Wolałbym bardziej odludne miejsce.
— To znaczy? — spytałam,
jeszcze bardziej podejrzliwie z uporem wpatrując się w jego twarz, z której
zaraz zniknęła powaga. Pojawił się za to drwiący uśmiech.
— Oj, przestań robić
takie podejrzliwe miny. Nic ci nie proponuje, to tylko rozmowa — zapewnił, ale
widząc moje nie przekonanie, pomachał mi przed nosem dłonią, na której
znajdował się złoty krążek. —Widzisz, jestem żonaty. Nie mam zamiaru cię
uwieść.
Na
te słowa prychnęłam tylko pod nosem. Co z tego, że miał żonę? Jeśli chodziło o
rodzinę Uchiha wszystko trzeba było brać pod uwagę. Przekonałam się o tym na
własnej skórze. Itachi obdarował mnie swoim miłym uśmiechem, który miał mnie
przekonać, co do słuszności jego decyzji.
— Zgoda — powiedziałam
niechętnie — ale masz tylko pięć minut.
— Dobrze, tyle wystarczy.
Chodź, tu obok jest taka mała kawiarnia, moglibyśmy tam spokojnie porozmawiać. —
Kiwnęłam na znak zgody i ruszyliśmy zgodnie w obranym przez bruneta
kierunku.
Kawiarnia
rzeczywiście nie była zbyt duża, a w środku było strasznie mało ludzi. Na
prawdę mnie to zdziwiło, czyżby tak niewiele osób odwiedzało to miejsce?
Zasiadając na krześle naprzeciwko Itachiego pochwyciłam kartę menu.
Zainteresowana zerknęłam na cennik i wytrzeszczyłam oczy. No to już wiadomo
czemu lokal nie pękał w szwach. Tu nawet woda kosztowała krocie. Westchnęłam
ciężko po czym odłożyłam kartę dań.
— To o czym chciałeś
porozmawiać? — spytałam, dalej niechętna na jakąkolwiek rozmowę. Chciałam mieć
to wszystko jak najszybciej za sobą. Itachi spojrzał na mnie zza karty i posłał
mi rozbawione spojrzenie.
— Co ty taka w gorącej
wodzie kompana? Może najpierw coś zamówimy?
— Mieliśmy rozmawiać. To
nie jest spotkanie towarzyskie. Masz pięć minut — mruknęłam. Niech mówi co ma do powiedzenia i da mi
święty spokój…
— Dzień dobry. Coś podać?
Nasze
przekomarzanie przerwał cichutki głosik młodej kelnerki, która obdarowała nas
miłym uśmiechem. Od razu w oczy rzucił mi się ten błysk w jej brązowych
tęczówkach, gdy tylko zerknęła na bruneta. Mężczyźni z rodziny Uchiha nigdy nie
cierpieli na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Nie powiem, że mnie
to nie denerwowało, a może zwyczajnie byłam zazdrosna?
— Jeśli można,
chcielibyśmy zamówić kawę. Dla mnie zwykłą czarną, a dla mojej znajomej z
mlekiem bez cukru. –— To zadziwiające, że mimo upływu czasu, pamiętał jaką kawę
pijam. Nie powiem nawet mi to schlebiało. Skinęłam tylko głową widząc jak
Itachi czeka na moją zgodę. Ponownie spojrzałam na kelnerkę, która po zapisaniu
zamówienia w notesiku dalej wgapiała się w bruneta, który ku mojemu zdziwieniu
także nie spuszczał z niej oka. Jesteś
żonaty tak? Typowy Uchiha.
— Jak tam twoja żona? —
spytałam, sprytnie obserwując jak wyraz twarzy młodziutkiej kelnerki
natychmiast zmienia się w zakłopotany. Dziewczyna skinęła głową, zostawiając
mnie sam na sam z Itachim, który spojrzał na mnie gniewnie. — Co to miało niby
być? Za nic masz wierność — wysyczałam oburzona.
— Och, daj spokój. Przecież
nic się nie stało. Jestem wierny swojej żonie — zapewnił z powagą. Niestety te
jego słowa wcale mnie nie przekonały, ale dałam sobie spokój. Nie moje
małżeństwo, nie mój problem.
— Powiedzmy, że ci
wierzę. Chcę wiedzieć, po co ta cała szopka, co chcesz wiedzieć? – spytałam,
patrząc na niego podejrzliwie. Zawsze lubiłam brata Sasuke. Można nawet
powiedzieć, że podziwiałam jego oddanie dla rodziny. Niestety po tych
wszystkich latach nie budził we mnie zaufania. Wolałam trzymać się od rodziny
Uchiha z daleka.
— Kiedyś nie byłaś taka — zauważył.
— I to był mój błąd. Przejdź
wreszcie do rzeczy – ponagliłam zniecierpliwiona.
— Masz zamiar mu
powiedzieć? Bo wiesz, że jeśli ty tego nie zrobisz, to będę zmuszony sam
poinformować mojego braciszka. Choć nie ukrywam, że wolałbym byś ty naraziła
się Sasuke, mówiąc o swoim powrocie.
— Nie, nie zrobisz tego.
To moje życie Itachi i ani ty, ani Sasuke nie macie prawa się w nie wtrącać! —
Ostatnie zdanie już wykrzyczałam, ale widząc spojrzenia tych kilku ludzi
znajdujących się w kawiarni, umilkłam zażenowana. Przez chwilę wraz z brunetem
całą naszą uwagę poświęciliśmy kelnerce, która przyniosła złożone przez
Itachiego zamówienie. Upiłam łyka kawy, nie przejmując się tym, że była gorąca.
Gdy już dziewczyna odeszła nasza rozmowa rozpoczęła się na nowo.
— Sakura, wiesz, że on
cię jeszcze kocha. — Słowa Itachiego, choć wypowiedziane cicho i niepewnie
uderzyły we mnie z całą swoją mocą. Kocha…
kocha …kocha. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić.
— Jeśli się kogoś
naprawdę kocha, to się go nie zdradza… — wyszeptałam, przywołując wszystkie te
bolące obrazy.
„Prasując
jedną z koszul Sasuke, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerknęłam na zegarek
znajdujący się na ścianie. Wskazówki wskazywały dwudziestą. Było za wcześnie,
aby Sasuke wrócił, a za późno na jakichkolwiek gości. Odłożyłam żelazko i
ruszyłam w stronę drzwi, które niepewnie otworzyłam. Przede mną stał obcy,
postawny mężczyzna w wieku gdzieś około czterdziestu lat. Ubrany był w
elegancki garnitur, a w ręce trzymał dużą teczkę. Jego brązowe, nażelowane
włosy prezentowały się nienagannie. Z daleka można było zauważyć, że facet
szasta forsą.
—
Dobry wieczór. Mogę zająć chwilkę? — spytał uprzejmie, a w mojej głowie
natychmiast zapaliła się czerwona lampka.
—
Kim pan jest? Coś się stało, coś z Sasuke? — Zasypałam go pytaniami, które jako
pierwsze zaświtały mi w głowie.
—
Ależ nie! Broń Boże! — zawołał z uśmiechem, a ja natychmiast odetchnęłam z
ulgą.
—
W takim razie, kim pan jest? — Moje zainteresowanie obcym osobnikiem znacznie
wzrosło.
—
Jestem w posiadaniu pewnych informacji, które mogłyby panią zainteresować.
Z jego twarzy ani na chwile nie znikł uprzejmy
uśmiech, ale w oczach dostrzegłam tajemniczy błysk, który sprawił, że moim
kręgosłupie przebiegł dreszcz. Przez chwilę się wahałam, ale w ostateczności
ciekawość zwyciężyła, a ja wpuściłam całkowicie obcego człowieka do mojego
domu. "
— Wszystko w porządku? —
spytał mnie Itachi. Dopiero teraz zauważyłam, że siedzimy w całkowitej ciszy, a
ja z całej siły zaciskam dłonie w pięści. Widząc zmartwione spojrzenie bruneta,
cała się rozluźniłam. Wzięłam głęboki oddech i posłałam mu słaby uśmiech.
— Muszę się już zbierać.
Babcia na mnie czeka, pewnie się martwi. — Wstałam z krzesła, a zaraz za mną
Itachi. — Mam do ciebie prośbę.
Uchiha
spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem i szybkim ruchem przytulił do siebie.
Zaskoczona nie wiedziałam jak mam zrozumieć ten gest, więc po prostu oddałam
słaby uścisk.
— Nie powiem Sasuke. —
Usłyszałam tuż przy swoim uchu głos bruneta. Chciało mi się śmiać z ulgi jaką
poczułam. — Sama to zrobisz — dodał, a ja cicho westchnęłam. Czego innego mogłam
się spodziewać po Itachim Uchiha?
— Itachi? — rozległ się
za moimi plecami kobiecy głos. Speszona szybko oderwałam się od mężczyzny i
obróciłam w kierunku… Mikoto?
Pani
Uchiha na mój widok natychmiast przystanęła w miejscu, wpatrując się we mnie
tak, jakby zobaczyła ducha. Czyżby Itachi zaprosił ją specjalnie? Spojrzałam na
stojącego obok mnie mężczyznę, który wydawał się tak samo zszokowany jak ja.
— Co ona tutaj robi? —
spytała szybko kobieta, lustrując mnie nieprzyjemnym wzrokie, pod wpływem którego miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Naprawdę nie chciałam widzieć już nikogo, kto należy do tej cholernej rodziny,
ale jak widać szczęście dzisiaj w ogóle mi nie sprzyjało.
— Spokojnie, mamo.
Sakura… ona…
— Wróciłam do Konohy —
odpowiedziałam za Itachiego, widząc jak ten męczy się by skleić choć zdanie.
Mikoto spojrzała na mnie zdziwiona, ale zaraz na jej twarzy pojawiła się
wyraźna złość.
— I po co? Chcesz znów
namieszać mojemu synowi w głowie? Mało się przez ciebie nacierpiał? —
wykrzyknęła. Poczułam silny uścisk w sercu. To był cios poniżej pasa! Obróciłam
głowę w bok nie mogąc znieś palącego spojrzenia kobiety. — Boisz się, prawda? I
słusznie! Jesteś tchórzem. – Ostatnie zdanie zdążyła wyszeptać zanim ogarnął ją
cichy szloch. Jej zmartwiony syn natychmiast przygarnął płaczącą matkę do
swojej piersi, głaszcząc ją uspokajająco po włosach. Przez chwilę spoglądałam
na nich z bolącym sercem, nie mogąc znieść widoku płaczącej Mikoto, która
kiedyś była mi tak bliska.
— Ja już lepiej pójdę —
wyszeptałam, zdając sobie sprawę z tego, że zapewne nikt mnie nie usłyszał.
Dość
długo musiałam walczyć z babciną ciekawością, zanim dostałam pozwolenie na
powrót do domu. Oczywiście nie powiedziałam jej o tym kogo spotkałam i co się
wydarzyło. By choć w malutkim stopniu uwierzyła w moją bajeczkę o zmęczeniu i
złym samopoczuciu musiałam użyć swoich najlepszych zdolności aktorskich, które
swoją drogą były dość kiepskie. Wiedziałam, że prędzej czy później jeszcze
wyciągnie ze mnie prawdę.
Przekraczając
próg domu miałam tylko ochotę zakopać się w pościeli i iść spać. To zawsze był
mój sposób na wszystko; złą ocenę w szkole, nieodwzajemnioną miłość lub
zwyczajnie kiepski dzień. Odsypiałam swoje problemy i żyłam dalej!
Właśnie
miałam udać się schodami na górę prosto do mojej sypialni, gdy z salonu
dobiegły mnie ciche, kobiece głosy. Po jednym z nich poznałam swoją matkę,
natomiast ten drugi wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć do
kogo należy. Zrezygnowałam ze snu i zaciekawiona obecnością gościa ruszyłam do
źródła dźwięku.
— Musi być ci ciężko, taki
wstyd. Ludzie już zaczynają mówić, że przyjęłaś pod swój dach prawdziwego
potwora. — Stojąc w progach salonu dostrzegłam dwie kobiety siedzące przy
stoliku. Zwróciłam uwagę na gościa, którego obecność tak zaprzątała mi głowę.
Obok mojej mamy siedziała największa plotkara w Konoha. Pani Yamanaka we
własnej osobie; matka mojej dawnej przyjaciółki z dzieciństwa. Słysząc jak
pochlebnie się, najprawdopodobniej o mnie, wyraża zaczęłam przysłuchiwać się
rozmowie.
— To jednak moja córka,
nie miałam wyjścia, dziecko to dziecko. Moim obowiązkiem jako rodzica była
pomoc. Nie mogłam odmówić.
— Ale pomyśl nad tym, co
pomyślą sobie inni ludzie, jak spojrzysz Mikoto w oczy? Sakura tak bardzo
skrzywdziła jej syna, to było okrutne! Wyjechała tak nagle. Słyszałam, że
towarzyszył jej jakiś mężczyzna. Pamiętam jak kiedyś była taka mała i
niewinna... Teraz wszyscy mają ją na językach! Gdyby żył jej ojciec na pewno
zrobiłby z nią należyty porządek!
W
salonie rozległ się cichy płacz mojej matki. Pani Yamanaka spojrzała w jej
stronę ze współczuciem i objęła ją opiekuńczo ramieniem. Na ten widok krajało
mi się serce. Wiedziałam doskonale jak bardzo przejmuje się opinią innych moja
matka i jak strasznie musi ją boleć każde złe słowo skierowane w naszą rodzinę.
Pamiętam jak kiedyś sama przejmowałam się cudzym zdaniem na mój temat, ale
widocznie zmądrzałam, gdyż nie robiło to już na mnie tak wielkiego wrażenia.
Jednak moja matka, cóż… Jej nie szło to tak gładko. Wycofałam się po cichu z
salonu i tym razem ruszyłam już prosto do mojej sypialni.
Leżąc
na łóżku wgapiałam się w biały sufit i myślałam nad tym co wydarzyło się
dzisiejszego dnia. Nadal nie otrząsnęłam się po rozmowie z Itachim. Dobijał
mnie warunek jaki mi postawił, nie była jeszcze gotowa na spotkanie z Sasuke.
Wystarczyła mi krótka konwersacja z Mikoto, która postrzegała mnie za zło
wcielone, abym miała dość. Tylko, że ona znała tylko część prawdy. Nie
wiedziała dlaczego odeszłam, sprzedano jej tylko najłagodniejszą wersje
wydarzeń, w której to ja byłam ta zła. Trochę bolała mnie to, że uwierzyła w to
wszystko czym ją nakarmiono.
Cały
czas też zastanawiałam się jak rozwiązać problem z moją mamą. Z jednej strony
chciałam by przestała tak bardzo przejmować się zdaniem innych, ale mogłam to
śmiało wykluczyć, to było niewykonalne. Mogłabym jakoś się usamodzielnić.
Niestety w chwili obecnej nie było mnie stać na wynajęcie mieszkania. Jednym
słowem byłam w kropce.
Obróciłam
się na brzuch i z całej siły wtuliłam w poduszkę. Zamknęłam oczy i przestałam
się zamartwiać tymi wszystkimi problemami. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
— To takie buty! —
krzyknęła Emiko. Z wrażenia uderzyła dłonią w mały drewniany stół, sprawiając,
że leżące na nim naczynia cichutko zabrzęczały.
Siedziałyśmy
razem w babcią w jej małym mieszkanku. Tak jak wcześniej myślałam, zostałam
zmuszona do wygadania całej prawdy i tylko prawdy o wczorajszym dniu.
Streściłam jej wszystko co miało miejsce zaraz po tym jak zostawiła mnie samą
przy straganie z owocami, aż do mojej podsłuchanej rozmowy mamy z panią
Yamanaka.
— Co mam teraz zrobić? —
spytałam, będąc w pełni gotowa na to co właśnie miałam usłyszeć. Tak,
zdecydowanie spodziewałam złotej rady na temat tego, jak mam postąpić.
— Sama musisz sobie z tym
poradzić — oświadczyła mi Emiko tonem znawcy wszystkich dziedzin ludzkiego
życia. — Naważyłaś sobie piwa to teraz je wypij!
— Spodziewałam się rady,
nie mądrości ludowych — burknęłam urażona.
Upiłam
łyka gorącej herbaty i wzrokiem obiegłam maluteńką kuchnie, w której się
znajdowałyśmy. W sumie mieszkania w blokach wszystkie wyglądały tak samo, ale
to wydawało mi się bardziej przytulne. O wiele bardziej niż to w którym
mieszkałam jeszcze w Tokio. Jednak tak samo jak tam, tu cisza również
wprowadzała mnie w melancholijny nastrój.
— Nie czujesz się tu
samotna? — spytałam cicho.
— Ja? Głupoty pleciesz!
Mi nigdy nie doskwiera samotność, to dla ludzi starych, ja jeszcze jestem w
kwiecie wieku! — Spojrzałam niepewnie na starszą kobietę siedzącą obok mnie i
nie mogąc powstrzymać błąkającego mi się na twarzy uśmiechu. — Jeśli w
mieszkaniu jest za cicho, to włączam Beti i już jest głośnej!
— Kto to Beti? — spytałam,
nie do końca rozumiejąc o co chodzi. W odpowiedzi babcia skinęła mi głową w
stronę zlewu obok którego stała pralka ze znajdującym się na niej niebieskim
napisem Beti. Na ten widok musiałam siłą powstrzymywać się od śmiechu. —
Naprawdę? Pralka?
— No nie rób takiej miny!
Beti działa jak rasowy czołg! Dzięki niej w tym mieszkaniu nigdy nie jest za
cicho. — Rasowy czołg, powtórzyłam w
myślach i roześmiałam się wesoło, a razem ze mną babcia. Co za kobieta!
Zawsze
podziwiałam Emiko, potrafiła być filarem całej rodziny. Wspierała wszystkich
już samą swoją obecnością. Była o wiele silniejsza niż jakakolwiek znana mi osoba.
Roztaczała wokół siebie przyjemną aurę, która dodawała otuchy. Była
niesamowita!
— A tak naprawdę — Babcia
momentalnie spoważniała, a ja poszłam w jej ślady.
— No nie jest łatwo, ale daje radę. — Uśmiechnęła
się do mnie psotnie po czym dodała - Trochę ciężko jest mi tachać się po tych
schodach, ale ten sąsiad z góry, no wiesz o którego mi chodzi! Tego wdowca! No
to on bardzo często mi pomaga. Wiesz o co chodzi? Prawda? — Emiko szturchnęła
mnie ręką w ramię, a ja dalej siedziałam oniemiała i wgapiałam się w nią.
Jeśli
zaskoczeniem była dla mnie wiadomość o Beti, to jak miałam zareagować na wieść
o tym, że mojej babci jeszcze amory w głowie? Nie wiedziałam czy mam się
roześmiać, czy też płakać. Pokręciłam więc tylko głową w politowaniu
postanawiając uczcić tę nowinkę minutą ciszy i zerknęłam w stronę okna. Pogoda
dzisiaj była straszna, lało i lało. Nawet psa by na spacer nie wypuścił, a ja
musiałam wrócić jakoś do domu. W duchy modliłam się, by do tej pory jakoś się
rozpogodziło.
— A ty? — Spojrzałam w
stronę Emiko, nie za bardzo rozumiejąc o co jej chodzi — Jak sobie radzisz? —
Już miałam palnąć pierwszą lepszą odpowiedź, jak nasuwała mi się na język, gdy
naszła mnie myśl, że może faktycznie warto się zastanowić. Jak sobie radzę? No
cóż nie jest lekko, ale spodziewałam się czegoś znacznie gorszego. Ludzie może
i gadają, ale jeszcze nikt nie zaczepił mnie na ulicy i nie wyraził swojego
oburzenia co do mojego powrotu. Wiedziałam, że najgorsze mam jeszcze przed
sobą. W końcu Sasuke jeszcze nic nie wie o moim powrocie. Przynajmniej miałam
nadzieje, że nic nie wie. Itachi nie jest paplą!
Chwyciłam
w swoje dłonie zimną rękę babci by poszukać u niej choć trochę otuchy. Tak jak
się tego spodziewałam, jej uśmiech rozlał miód na moje serce. Nie chciałam
obarczać ją swoimi problemami, ale coraz ciężej szło mi duszenie wszystkiego w
sobie.
— Nie jest idealnie, ale
postaram się, żeby było — wyszeptałam.
— Życie nie ma być
idealne Sakuro — upomniała mnie. — Chce zobaczyć cię znowu szczęśliwą!
— Jestem szczęśliwa! —
sprostowałam szybko. No jak nie jestem, jak jestem!
— Ale nie tak jak kiedyś!
— Babcia łypnęła na mnie groźnym wzrokiem, który nakazywał mi się przymknąć i
potwierdzić jej wersje. Tak też zrobiłam. — Obiecaj mi, że jeszcze ułożysz
sobie życie. Chce mieć prawnuki! Kogo mam rozpieszczać, co?
Prawnuki...
Zagryzłam mocno dolną wargę nie będąc do końca pewna czy mam poinformować
babcie, że opcja prawnucząt jest niemożliwa, czy jeszcze zaczekać? Ostatecznie
doszłam do wniosku, że nie wszystko na raz. Najpierw zajmę się swoimi sprawami,
a potem gdy nadarzy się okazja wszystko wyjaśnię.
— Obiecuję.
Wracając
do domu ostatecznie przekonałam się, że na zmianę pogody nie mam co liczyć. Gdy
już myślałam, że jednak się rozpogodziło i pożegnałam się z babcią, nie
zdążyłam nawet dobrze wyjść z bloku, a deszcz lunął z całą swoja mocą. Tak oto
w samej bluzie i dżinsach szłam ulicami Konohy. Miałam wrażenie, że deszcz
coraz bardziej się nasilał. Kropelki wody bezlitośnie opryskiwały mi twarz
sprawiając, że ledwie byłam w stanie zobaczyć dokąd idę. Cała zziębnięta i
przemoczona do suchej nitki starałam się narzucić sobie jak najszybsze tempo,
by zdążyć dotrzeć do domu, zanim nabawię się jakiegoś choróbska. Ubranie
strasznie się do mnie lepiło, a w butach miałam prawdziwe jezioro, tylko rybek
brakowało.
Myślałam,
że oszaleje ze szczęścia, gdy intensywny deszcz zamienił się w delikatny
kapuśniaczek. Zadowolona z tego, że mogę wreszcie zauważyć każdy słup i
latarnie na swojej drodze, nie ryzykując bliskiego z nimi zderzenia, znacznie
przyspieszyłam. Będąc już blisko domu zauważyłam idącą z naprzeciwka dziewczynę.
Miała gdzieś może około czternastu, piętnastu lat. Zwróciłam uwagę na jej
długie, brązowe włosy skręcone w lekkie fale i bladą cerę. Normalnie minęłabym
ją bez odrobiny uwagi, gdyby nie to spojrzenie. Szła wolno pod dużym, bordowym
parasolem i nie spuszczała ze mnie swoich ciemnych oczu. Miałam wrażenie, że
chce zwrócić na siebie moją uwagę. Udało jej się. Wtedy spojrzała mnie pełnym
wyższości wzrokiem i uśmiechnęła, uśmiechem pełnym drwiny. To spojrzenie i
uśmiech były mi dziwnie znajome. Ja znałam już kogoś, kto wykrzywiał usta w ten
sam sposób. Moje serce przez chwilę mocniej załomotało, gdy przypomniałam sobie
ten grymas na jego twarzy. Jednak dalej nie wiedziałam o co tej dziewczynie
chodzi? Czyżby chciała zrobić mi na złość z tego powodu, że ona jest sucha a ja
nie? Zerknęłam w jej stronę, marszcząc w niezrozumieniu brwi, gdy młoda
pochwyciła moje spojrzenie niemal natychmiast pokazała mi język.
No co za smarkula, pomyślałam
zdenerwowana. Pomimo tego, że poczułam
się oburzona takim zachowaniem nieznajomej, nawet gdy ją minęłam, co chwilę
zerkałam zza ramienia. Widziałam, jak staje na poboczu, a zaraz obok niej
podjeżdża czarny samochód, z którego wysiada wysoki mężczyzna i otwiera
dziewczynie drzwi. Zanim brązowowłosa wsiadła zdążyła pokazać mi środkowy palec
swojej prawej ręki. Ten gest wprawił mnie w całkowite osłupienie. Taka sytuacja
zdarzyła mi się chyba pierwszy raz w życiu. Na początku się wzburzyłam. No jak
tak można! Rozejrzałam się wokół, sprawdzając czy ten gest oby na pewno był
skierowany do mnie. Może tylko mi się przewidziało? Niestety nie widząc nikogo
innego w pobliżu tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że środkowy palec
przeznaczony był dla mnie. Uniosłam brwi w zdziwieniu i się roześmiałam.
Pamiętałam dokładnie te wszystkie głupie rzeczy, których ja dopuszczałam się w
jej wieku. Cóż wcale nie byłam od tej dziewczyny lepsza. Można powiedzieć, że
nawet w jakiś sposób ją rozumiałam.
Wchodząc
do domu od razu uderzyło we mnie przyjemne ciepło. Słysząc krzątaniny dochodzące
z kuchni od razu wywnioskowałam, że mama ma zamiar coś upichcić. Nie byłam na
nią obrażona za jej ostatnie zachowanie. Nie powiem, że nie zrobiło mi się
przykro z powodu tego co podsłuchałam, jednak nie potrafiłam być na nią zła.
Miałam tylko ją i babcie. Cały czas wierzyłam, że krok po kroku uda mi się
wszystko naprawić, że będzie jak dawniej. Tylko, że bez taty.
— Sakura, to ty? —
usłyszałam nawoływanie z kuchni.
— Tak, już wróciłam. Masz
pozdrowienia od babci! Mówiła, że jutro wpadnie. Kazała ci zrobić dobre ciasto,
bo to ostatnie jej nie smakowało! — odkrzyknęłam, uśmiechając się pod nosem.
Babcia miała takie jedno swoje ulubione zajęcie. Uwielbiała dogryzać mojej
mamie. Kiedyś nawet spytałam się jej dlaczego, ale ona odpowiedziała mi tylko,
że "Stary człowiek musi mieć jakieś hobby, bo inaczej zwariuje".
—Tak powiedziała? Co za
babsko! — Wraz z tymi słowami do korytarza weszła moja mama w brudnym od mąki
fartuchu i z wałkiem w ręce. — Jak ty wyglądasz?! Nie mogłaś wziąć ze sobą
parasolki?! Będziesz chora! — Przygarnął kocioł garnkowi, pomyślałam zdejmując
drugiego buta, z którego wyciekło trochę wody.
— Nie będę, już idę się
przebrać — powiedziałam, obserwując jak moja mama tupie nogą w
zniecierpliwieniu. Szybko czmychnęłam na górę, nie chcąc wysłuchiwać
jakichkolwiek kazań. Z drugiej strony było mi miło wiedząc, że jest ktoś kto
jeszcze się o mnie troszczy, dawno nikt tego nie robił.
Schodząc po schodach
byłam już przebrana i sucha, ale dalej nie mogłam się zagrzać. Co za parszywa
pogoda.
— Na stole masz herbatę. —
To były pierwsze słowa jakimi obdarowała mnie mama, gdy tylko weszłam do
kuchni. Zerknęłam szybko w tamtą stronę i faktycznie ujrzałam kubek pełen parującej
cieszy. Siadłam na krześle, opatulając zmarznięte dłonie wokół kubka. Jak
dobrze! — Co słychać u babci?
— Czemu sama się jej
spytasz? — Zadałam to pytanie tak naprawdę znając już na nie odpowiedź. Moja
mama potrafiła dość długo trzymać w sobie urazę. Od porannej kłótni z babcią
raczej starała się jej unikać i nie wdawać się z nią w niepotrzebne dyskusje.
Co innego Emiko, która celowo robiła jej na złość, często pojawiając się w u
nas w domu i dogadując mojej mamie. A ja w tym wszystkim robiłam za łącznika.
Wiem, durna zabawa. — Wszystko w porządku, tylko babcia napomknęła coś o
schodach. Myślę, że powinnyśmy ją zabrać do nas. Mieszka za wysoko i niedługo
nie będzie miała tyle siły by dostać się do własnego mieszkania. Co o tym
myślisz? - Mama odłożyła na bok wałek, którym usilnie starała się rozwałkować
kawałek surowego ciasta. Obróciła się w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami. -
O co chodzi? – spytałam, widząc tą dziwną minę.
— Już dawno jej to
proponowałam, ale zarzekała się, że dobrze jej jest tam gdzie mieszka teraz.
Coś tam jeszcze wspominała, że nie może zostawić Beti samej. Wiesz kim jest ta
cała Beti? To jakaś jej przyjaciółka? — Na te słowa zachichotałam tylko pod
nosem. O bardzo bliska przyjaciółka!
— Tak jakby. Tą Beti to
jednak musisz poznać osobiście — stwierdziłam rozbawiona.
Między
mną, a moją rodzicielką znów zapanowała cisza. Ja zajęta byłam sączeniem
gorącej herbaty, natomiast mama chyba próbowała w wałkować ciasto w blat.
— Kiedy zaczynasz pracę w
szpitalu? — spytała cicho, wycierając brudne od mąki dłonie w swój fartuch.
— Od nowego tygodnia,
czyli w sumie od jutra. — Spojrzałam smętnym wzrokiem na kalendarz, który
nieuchronnie pokazywał mi, że powinnam zacząć normalne życie. Od nowa. W
Konoha.
— Mamo?
— Hmmm?
— Wiesz, że możesz
powiedzieć mi wszystko, prawda? — spytałam, jak na mnie odważnie.
— Wiem. Coś się stało?
— Nie... — mruknęłam nie
wiedząc czy przyznać się do tego, że podsłuchałam jej rozmowę z panią Yamanaka,
czy raczej udawać, że nic nie wiem. A jak się obrazi? Nie chciałam psuć moich
relacji z ludźmi tylko je naprawiać! — Ale na pewno?
— Tak. — Mama uśmiechnęła
się do mnie niepewnie.
— No dobrze. Pomóc ci? —
W odpowiedzi dostałam kiwnięcie głową. Zawiązałam w pasie drugi fartuch i
wzięłam się za ugniatanie ciasta.
Z
samego rana było mi strasznie niedobrze. I nie, nie było to spowodowanie
wczorajszą wędrówką w deszczu. Mimo tego, że zmokłam do suchej nitki, to
dzisiaj nie miałam nawet kataru. Cud! Za to towarzyszyły mi inne dolegliwości.
Dłonie mi się trzęsły i nie mogłam usiedzieć na miejscu. Nawet nie byłam w
stanie przełknąć śniadania.
Nigdy
nie lubiłam poznawać nowych ludzi i znajdować się w obcym dla mnie miejscu.
Zawsze starałam się uniknąć niekomfortowych sytuacji. Tego dnia jednak nie
mogłam się od niczego wymigać. Dziś zaczynałam mój pierwszy dzień w szpitalu. A
to oznaczał, że nie uniknę tych wszystkich rzeczy których się obawiałam.
Stresowałam się, że być może nie wypadnę zbyt dobrze. Im dłużej się nad ty
wszystkim zastanawiałam tym większa panika mnie ogarniała.
Na
pewno niczego nie zapomniałam? Rozejrzałam się jeszcze raz po swoim pokoju.
Modliłam się o to by ten dzień jak najszybciej się skończył. Jak tylko myślałam
o pójściu do szpitala moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Wszytko będzie
dobrze! Dam radę!
Mimo
całego porannego stresu w pracy nie było tak źle. Jak tylko przekroczyłam mury
szarego budynku zeszedł ze mnie cały stres. Zostałam oprowadzona po oddziałach
i pokazano mi dyżurkę. Co chwile jakaś pielęgniarka obdarowywała mnie miłym
uśmiechem, który zaraz starałam się odwzajemnić. Czułam się coraz swobodniej, a
jak już dostałam swoje pierwsze zajęcie - uzupełnianie papierków - wszelki
niepokój natychmiast minął.
Siedziałam
za małym biurkiem segregując karty zdrowia "małych pacjentów".
Znajdowałam się w pokoju łączonym z gabinetem lekarskim, gdzie ktoś w tej
chwili usilnie starał się uspokoić swoje dziecko.
— To tylko mały zastrzyk —
usłyszałam spokojny głos Nori. Była to rudowłosa dziewczyna, z którą dzieliłam
gabinet. W sumie to jeszcze nie poznałam jej zbyt dobrze, ale wydawała się być
miła. — To prawie tak jakby ugryzł cię komar. Nie będzie bolało.
— Mamo ja nie chce! — proszący,
dziecięcy głosik zabrzmiał w gabinecie lekarskim. Zaraz po nim nastąpił płacz.
Zacisnęłam mocniej dłoń na długopisie próbując się uspokoić. Nic się nie
dzieje. Nic...
— Ale ja nie chce!
Mamo!!! — kolejny krzyk dobiegł do moich uszów z całą swoją mocą i rozszedł się
echem w mojej głowie. Wstałam z zajmowanego krzesła i ruszyłam do pokoju obok.
Widząc
dziecko szarpiące się ze swoją mamą i biedną Nori, która nie wiedziała jak ma
się zachować postanowiłam interweniować.
— Proszę go zostawić! —
Zwróciłam się do kobiety, która próbowała na siłę posadzić dziecko na
drewnianym krześle. Moje polecenie natychmiast zostało wykonane, a ja zaraz
mogłam na własnej skórze doświadczyć mocy wściekłego, matczynego spojrzenia. —
Ja się tym zajmę. — Nori posłała mi uśmiech pełen wdzięczności. Kucnęłam przy
brązowookim chłopcu, zwracając na siebie jego całą uwagę.
— Mam na imię Sakura, a
ty? — Spojrzał na mnie swoimi zapłakanymi oczami. Nie chciał ze mną rozmawiać. Co
chwilę zerkał na swoją mamę, która przyglądała mi się z zaciekawieniem. Na
pewno coś słyszała na mój temat. Nauczyłam się już rozpoznawać te
zainteresowanie i palące spojrzenie.
— Zapraszam panią do
gabinetu obok. — Głos Nori uratował mnie przed dziurą w plecach. Już po chwili
zostałam z dzieckiem sama.
No
dobra, od początku.
— To jak masz na imię? — powtórzyłam.
— Mao, proszę pani —
odparł nieśmiało, zerkając z zainteresowaniem na moje związane w kitkę włosy.
— Podobają ci się? —
spytałamz uśmiechem. Kolor moich włosów zawsze wzbudzał niemałe
zainteresowanie, a już zwłaszcza u małych dzieci. Chłopiec kiwnął szybko głową
i pochwycił w swoje drobne dłonie kilka kosmyków.
— Wyglądasz jak elf. —
Zaśmiałam się cicho na to określenie. No czegoś takiego to ja jeszcze nie
słyszałam.
— Ile masz lat?
— Pięć.
— No to już jesteś dużym
chłopcem — stwierdziłam. Chciałam go jakoś zagadać i przekonać do wykonania
zastrzyku.
— Mama mówi, że jestem
jeszcze mały. Nie chce mnie puszczać samego na plac zabaw. — Mao lekko się
naburmuszył. Wyglądał naprawdę słodko.
— Dla mamy cały czas
będziesz mały - wytłumaczyłam mu spokojnie. Dobra, to teraz jak tu zacząć temat
o szczepionce? — Boisz się mnie? — Chłopak natychmiast zaprzeczył ruchem głowy.
— A boisz się igły? — Nastąpiła chwila ciszy.
— Igły są straszne. Nie
lubię ich!
— Ja też — przyznałam.
— Kłamiesz! Jesteś
lekarzem, nie możesz się bać!
— Właśnie dlatego robię
zastrzyki małym dzieciom. Sama ich nie lubię, dlatego wiem jak się czujesz. To
co, spróbujemy? — Wyciągnęłam do Mao dłoń, cały czas nie spuszczając z niego
wzroku. Widziałam jak patrzy na mnie ze strachem, jak chwile się zastanawia, po
czym chwyta niepewnie moją rękę.
Sam
usiadł na krześle i podwinął rękaw bluzki. Otarłam specjalnym płynem miejsce w
które miałam wykonać szczepionkę i przygotowałam czystą igłę.
— Spokojnie —
powiedziałam cicho, widząc jak Mao zaciska mocno swoje oczy ze strachu. Wkułam
się w lewe ramie i najdelikatniej jak mogłam wykonałam szczepienie. — No,
gotowe!
— Już?
—Tak. I co bolało? —
zapytałam uśmiechnięta.
—Nie. To tak jakby ugryzł
mnie komar!
Zadowolona
z wykonanej roboty pomogłam wstać chłopcu z krzesła i obdarowałam go naklejką
"Dzielny pacjent".
— Dobrze sobie
poradziłaś. — Zaraz po wyjściu chłopca i jego zaciekawionej matki zostałyśmy z
Nori same. W sumie to na dziś już kończyłam pracę i zaraz miałam pakować się do
domu. — Nie sądziłam, że dasz sobie z nim radę.
— Szczerze? — zapytałam.
— Ja również.
Miałam
już wychodzić ze szpitala, gdy nagle zaraz przy wejściu zrobił się duży tłok.
Jakieś krzyki i płacz rozchodził się po całej izbie przyjęć. Zaciekawiona
podeszłam bliżej i przystanęłam zszokowana.
— Ta dziewczyna jest
niebezpieczna! — Usłyszałam krzyk jakiejś kobiety, która razem z pielęgniarzem
próbowała zatamować krew płynącą z nosa młodego chłopaka. Ale to wcale nie ta
kobieta i jej wrzaski wprowadziły mnie w stan odrętwienia.
— To niech uważa co mówi!
Należało mu się! — Brązowowłosa dziewczyna z zadrapaniami na policzkach z
całych sił próbowała się wyrwać trzymającej ją pielęgniarce. — Niech się
cieszy, że nie dostał mocniej!
To
była ta sama dziewczyna, którą spotkałam wczoraj na ulicy. Ta od środkowego
palca! Wstrząśnięta tym odkryciem, podeszłam bliżej nich oglądając tą całą
akcje. Nie wiedziałam co się wydarzyło, ale byłam tą aferą bardzo
zainteresowana.
— Pomóc w czymś? —
spytałam, podchodząc do siłującej się z dziewczyną pielęgniarki.
— Zabierz ją do gabinetu
i opatrz. — Szamotanina na chwile ustała, a ciemne, prawie czarne oczy
spojrzały na mnie z zainteresowaniem. Chyba mnie poznała, bo na jej twarzy
zaraz pojawił się kpiący uśmieszek. Chciałabym wiedzieć o czym teraz myśli.
— Nigdzie z wami nie
pójdę. Chce iść do domu! — burknęła, zakładając ręce na klatkę piersiową.
Zachowywała się jak typowa rozpieszczona przez rodziców nastolatka. Zapewne
gdzieś miała to, co do niej mówiono i zawsze robiła wszystko po swojemu.
—To nie możliwe. Musimy
opatrzyć ci te rany i powiadomić twoich rodziców o tym gdzie jesteś.
— Nic wam nie powiem. —
Uparła się małolata.
— Zaraz przyjedzie tu
wychowawca tej dwójki i razem poinformujemy rodziców — powiedziała pielęgniarka,
patrząc się na dziewczynę z wyższością. Niezbyt rozumiała o co tu chodzi i
wcale nie miałam zamiaru w to wnikać, ale czułam, że to wszystko źle się
skończy.
Tak
jak się spodziewałam, małolata została siłą zaciągnięta do mojego gabinetu.
Naburmuszona siadła na krześle, a ja wyciągałam gaziki i wodę utlenioną by
przemyć jej rany. Cały czas nie spuszczałam jej z oka. Trochę się bałam, że
zaraz mi stąd zwieje gdzie pieprz rośnie.
— Jak masz na imię? — To było standardowe pytanie, które kierowałam
do wszystkich moich pacjentów. Miało ono na celu pozbycie się stresu i umilenia
chwili. W tym przypadku to chyba nie zadziała, bo brązowowłosa uparcie
milczała.
— Ja nazywam się Sakura
Haruno.
— Nie obchodzi mnie to —
burknęła pod nosem i odwróciła głowę, gdy chciałam przemyć jej cały w
zadrapaniach policzek. Cóż, przynajmniej się odezwała, to w końcu jakiś postęp.
— Chcesz zaczekać na
wychowawcę? Zawiadomimy wtedy twoich rodziców i może będziesz bardziej skora do
współpracy. — Obdarowałam ją najpiękniejszym i najmilszym uśmiechem jaki miałam
w zanadrzu, ale chyba zrobiłam coś nie tak. Dziewczyna poczerwieniała na twarzy
i wydęła policzki. Wyglądała tak jakby za chwile miała wybuchnąć!
— Nie zawiadomicie moich
rodziców! Zresztą, róbcie co chcecie i tak nikt nie przyjedzie! — Więc tu był
problem. Chyba już powoli zaczynałam łapać z jakim dzieckiem mam do czynienia.
Tej dziewczynie na pewno brakowało rodzicielskiej opieki i dyscypliny.
— Dlaczego pobiłaś
tamtego chłopaka? — W myślach odtwarzałam sobie scenkę mającą miejsce na
korytarzu. Bądź co bądź biedak dostał mocne manto.
— Należało mu się. Mógł
mnie nie zaczepiać! — Chyba zaczynało mi iść coraz lepiej, bo małolata w
spokoju pozwalała mi się opatrywać. Mimo tego, że takie pielęgnacje na pewno
szczypały, jej wyraz twarzy nawet przez moment nie zdradzał, że coś ją
boli.
— Wiesz, że będziesz mieć
przez to problemy? Rodzice się pewnie nie ucieszą? — spytałam, kończąc
opatrunek i siadając po drugiej stronie biurka. Cały czas czułam na sobie
baczny wzrok dziewczyny. Odnosiłam wrażenie, że ona po prostu mnie testuje.
Sprawdza na ile może mi zaufać. Nie wiem skąd wzięły się te moje spekulacje,
ale intuicja podpowiadała mi, że moja pacjentka tylko czeka, aby się wygadać.
Tylko nie każdemu można zaufać.
— Ja cię znam - mruknęła
cicho. — Widziałam cię wczoraj.
— Wiem, nie zachowałaś
się zbyt uprzejmie. - Normalne dziecko po usłyszeniu takiej uwagi od dorosłego
natychmiast zarumieniło by się po same czubki uszu, ale nie ona. Wpatrywała się
we mnie z uporem, przez co czułam się lekko nieswojo, a powinno być odwrotnie!
— Mam na imię Aiko. - Zabrzmiało
jak pierwsze pytanie egzaminacyjne, a tylko moja poprawna odpowiedź decydowała
o tym czy przejdę do następnego zadania.
— A nazwisko? — spytałam,
oczekując w napięciu odpowiedzi. Niestety dziewczyna zmarszczyła tylko brwi i z
uporem powtórzyła:
— Mam na imię Aiko. —
Poczułam się tak, jakby ktoś właśnie rzucił mi drugie koło ratunkowe.
— Więc Aiko -
odchrząknęłam i łypnęłam na nią wzrokiem. - Dlaczego pobiłaś tamtego
chłopaka?
— On... powiedział coś,
czego nie powinien. — Nie wiem czy mi się przewidziało, czy może to stało się
naprawdę, ale odniosłam wrażenie, że Aiko posmutniała.
— Co powiedział?
— Obiecasz mi, że nie
powiadomicie mojego ojca o tym co się stało? Nie chce by dowiedział się o mojej
bójce. — Ta prośba całkowicie wytrąciła mnie z równowagi, kiedy już miałam
nadzieję, że w całym tym przedstawieniu dochodzę do jakiegoś wniosku, to
wszystko nagle zmienia swój kierunek.
Nie
wiem co mnie tak rozmiękczyło, ani co sprawiło, że chciałam tej dziewczynie
pomóc, ale zanim dobrze pomyślałam, odpowiedziałam:
— Obiecuję.
— Sakuro, mogę cię na
chwilę prosić? — Do gabinetu jak burza wpadła Nori. Zerknęła szybko na siedzącą
przede mną Akio i przeniosła swój wzrok na mnie. Domyślałam się, że ma jakieś
informacje o dziewczynie. Westchnęłam cicho. A tak dobrze mi szło! Podniosłam
się z krzesła i wyszłam z gabinetu zostawiając brązowowłosą samą.
— Coś się stało? —
spytałam pospiesznie, zwracając się do Nori.
— Wychowawczyni
dziewczyny jest już w szpitalu, przed chwilą rozmawiała z tym pobitym chłopcem
i jego matką. Powiadomiliśmy już o całym zajściu ojca twojej pacjentki, zaraz
powinien tu być. — Zagryzłam dolną wargę świadoma tego, jak zadowoli to
dziewczynę.
— O! Proszę pani! Co z
Aiko? — Między mną a koleżanką po fachu stanęła niska kobitka w ciasno
związanym koczku i małych okularkach. Nikt mi nie musiał jej przedstawiać, na
pierwszy ruch oka widać było, że to ta wspomniana wychowawczyni. — Ja do Aiko, Aiko
Uchiha... — Na dźwięk tego nazwiska nogi się pode mną ugięły, a serce zaczęło
bardzo szybko galopować. Musiałam podeprzeć się ściany bym nie runęła na
korytarzu jak długa. Uchiha. Uchiha.
Uchiha. Nie byłam w stanie wypędzić tego nazwiska z głowy. Kim była ta
dziewczyna? No kim?!
Od autorki:
hahahhaha!!! Spodziewaliście
się Sasuke, nie? A tu bam i Itachi!
No nie ma jak to bracia.
Ale powiem wam, że to było tak od początku planowane! XD
Za to ujawniłam więcej z
życia Sakury i jak ktoś mi powie, że za mało to nogi pourywam!!
Mam nadzieję, że nikt nie
zje mnie za zakończenie, no ale ten rozdział wyszedł mi znacznie dłuższy niż
planowałam i skończył się jak się skończył. Powiem szczerze, że nawet nie wiem
kiedy, ale dostałam takiego kopa, że większość rozdziału napisałam pod nagłym
natchnieniem. Gorzej już z tą końcówką, która ciągnęła mi się niemiłosiernie.
No nie mogłam zakończyć tego rozdziału, aż stwierdziłam, że dupa!
Kończę tak jak kończę, a
reszta w następnym rozdziale. :P
Jutro, znaczy się,
dzisiaj do kościoła, a ja tu siedzę i piszę. Już widzę jak z rozkoszą rano
wstaje...
No nic, buziaczki :* I
jeden taki wielki dla autorki mojego szabloniku, który sprawił, że pisałam jak
głupia. A drugi, dla takiej jednej małpy, która nie poświęca mi czasu, ale za
to sprawdziła większą część rozdziału. :***
Jakby ktoś coś tam
zauważył z błędów to dawać śmiało, bo wiecie jak to się sprawdza po nocach. XD
Co ja tam jeszcze
chciałam powiedzieć? No to było coś niezwykle błyskotliwego, ale kit,
zapomniałam!
Czekam na wasze opinie :D
Linki
Małpa? hę!
OdpowiedzUsuńNo nie wiem co ci napisać...
Przecież wczoraj wysłałam ci kilka pytań dotyczących bloga, na które mi nie odpowiedziałaś. I kto tu jest małpą?!!!
Jak czytałam ten rozdział na telefonie to gdzieś w końcówce znalazłam kilka błędów. Literówki.
Nie chce mi się teraz ich szukać -.-
Aiko Uchiha. wiedziałam, że to będzie ktoś z tej rodziny. Jednak to nadal nie jest odpowiedź : kim ona jest? Wolałabym większe szczegóły.
co do tej obietnicy... Jak Sakura mogła ją złamać, skoro to nie ona powiadomiła jej rodziców? o.O Oni już pewnie wiedzieli zanim ona jej to obiecała... więc?
ale szablon bardzo ładny :D
Dobra ja kończę Maleńka ^^
Będę dziś na GG ;)
O jaki mnie zaszczyt kopnął. :P
UsuńNo jak ci mam wszystko wypaplać, co? Ty mi nie zdradzasz szczegółów! A ode mnie to chcesz :P
A ja też wiedziałam te literówki zaraz mam zamiar te co znajdę jeszcze poprawić. :D
Sakura obiecała dziewczynie, że personel szpitala nie powiadomi rodziców. Ale jednak nie przewidziała tego, że zrobią to i jej nie poinformują. Obietnica może trochę głupia, ale ludzie często składają obietnice bez pokrycia. xd
Mi też się szablon podoba :D
Taaa, ty tak mówisz, że będziesz a potem idziesz się kąpać i już nie wracasz!!! :P
Ale wiesz, że Cię kocham <3
UsuńKurcze..nie wiem co powiedzieć. ..na pewno nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału !!!!! Kocham twoje opowiadania są genialne i bardzo dobrze budujesz napięcie w utworze...Ach <3
OdpowiedzUsuńDziękuje za miłe słowa. Siedzę teraz sobie w kuchni z mega bananem na twarzy, którego nie mogę powstrzymać. <3
UsuńAnonimku, podpisz się następnym razem nawet jako X, chce wiedzieć jak się do ciebie zwracać.
Jeszcze raz dziękuje :*
Paulina
Witam ! :D Ile ja czekałam na ten dzień, rozdział ! :o No ale nic :d Kac męczy a ja czytam <3 Tyle radości :D Łeb mi pęka a w nim jakaś małolata rozpuszczona ;D Itachi ?:D Jakoś mnie to nie zaskoczyło XD Przemyślałam już każdą wersję :D !
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekać aż wyprodukuje się kolejny rozdział :d heh ;D
Ojcem okaże się Sasuke może Itachi i będzie grubo :D xd
Moja wyobraźnia (y)
Szablon jest bardzo ładny ^^ ! Rozdział za krótki :D? Nieee. Idealny ;D !
Nie będę marudzić, podoba mi się wszystko ^^ A i nie lubię tej muśki Kai'a :D
Pozdrawiam Cię imienniczko ;D
Polly-chan ~
Również witam :*
UsuńWiem, wiem. Nie bij zbyt mocno! Ten czas mi tak szybko zleciał, że się nawet nie obejrzałam, a już październik. ;C
Mam taką cichą nadzieję, że szybko się wyprodukuje. To zależy od mojego wolnego czasu. :D
Nic nie powiem, nic! xd
Dziękuje za pozdrowienia ty moja imienniczko :**
Czekam na notkę u ciebie!
Paulina
A więc, moją opinię poniekąd wyraziłam Ci na GG, ale i tu ją napisze xD. Czytając co chwilę miałam w głowie "WHAT THE FUCK!". Stara takie zdziwko przeżyłam xD. Chciałam Sasuke a tu Bam! Itachi xD. Medżik normalnie. Albo ta Beti...hahaha xD. Szkoda mi Sakury, biedna oczerniają ją o coś o czym nawet ja nie wiem xD. Ale czuję, że tak naprawdę jedyna nie jest winna! Aiko Uchiha? Czyżby nowe dziecko Sasuke? A może córka Itasia? Ech rozwaliło mnie jedno... Weszła wychowawczyni, i Sakura wiedziała, że nie dotrzymała obietnicy. Dotrzymała ją, bo nie poinformowała rodziców, tylko tamta pielęgniarka. Ech biedaczka jest uważana za tą złą i wszędzie zło widzi xD. Czytając ten rozdział czułam się tak jakbym miała przed sobą książki Nicholasa Sparksa albo Susan Lewis : D . Czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Twoja świeża gaduła Paula <3
Hahahahha.
UsuńTaaaa, gaduła z ciebie chyba większa ode mnie :P
Ta Beti to mi do głowy wpadła bo sama miałam taką pralkę w domu < jak dobrze, że mama ją wymieniła> zresztą Beti nie wystąpi w moim opowiadaniu raz. będzie miała swoje 5 minut, ale ciiii XD
Wy mnie z tą tajemnicą nie zrozumieliście, albo ja to tak napisałam! ;_;
Już nigdy więcej nie pisze po nocach, basta!
Dziękuję za tego komcia :****
Och te twoje porównania do sławnych autorów... Staram się, ale aż tak dobrze nie piszę ;p
Czekam na ten twój rozdział, który dodajesz i dodajesz...
Paulina <3
Spoko ja mam toster Jacek xD
Usuńnie przepadam za Sakurą, ale cieszę się, że tu jestem!
OdpowiedzUsuńdobrze wiesz, jakie emocje towarzyszyły mi przy czytaniu
oficjalne: zostaję stałym czytelnikiem
Jej! żeby zachęcić kogoś kto nie lubi głównej bohaterki do czytania o niej... No zaszczyt! :D
UsuńOj znam te twoje emocje... Wysyłałaś mi opinie co minute! Mój biedny lapek nie wyrabiał!
Dziękuje <3
Hahahah, no to peszek!
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że to będzię Itachi! Zawsze tak jest.
Jestem jedynie zaskoczona słowami: nie raczyłaś mu nawet powiedzieć o dziecku...ojaaa...ale się zapowiada, na pewno będzie się działo.
Kolejnym zdziwieniem było nazwanie Sakury potworem, dlatego też domyśliłam się, że zapewne usunęła dziecko, ewentualnie ktoś ją do tego smusił. No chyba, że poroniła.
Szkoda mi Sakury, ludzie zachowują się w stosunku do niej naprawdę źle...nie lubię czegoś takiego.
Kłamstwem było by, jakbym powiedziała, że nie czekam na spotkanie Sakury z Sasuke, ale trochę się go obawiam...
No i ostatnia sprawa... Aiko. Nie wiem czy jeat taka możliwość, ale błagam, niech to nie będzie córka Sasuke, bo chyba się powiesze. Trzymam kciuki, żeby to jego młodsza siostra była.
No nic, na pewno czekam na nowy rozdział, jeśli byłaby taka możliwość, to proszę o informowanie mnie na gg o nowych notkach, ponieważ często mam problemy z bloggerem.
Pozdrawiam i życzę kolorowych snów.
/ Kim EveLin.
Zapomniałam podać kontaktu: 40945340.
Usuń/ Kim EveLin.
No moje sny teraz na pewno będą kolorowe :D
UsuńNo niezłe te twoje wnioski, niezłe xd
Wiesz, w małych miejscowościach tak jest, że ludzie jeśli coś się wydarzy i mają mega sensacje zachowują się potem okropnie. Myślą, że jak danej osobie nagadają to ta będzie tańczyć tak jak jej zagrają. A ja lubię się takim osobą przeciwstawiać, dlatego właśnie takie przeciwności losu postawiłam przed Sakurą. :D
Nie ma problemu, będę Cię informować na gg.
Dziękuje pięknie za komentarz, teraz zamiast spać to się szczerzyć będę. <3
Również pozdrawiam i kolorowych :)
Paulina
Witam!
OdpowiedzUsuńTwój blog został pomyślnie zareklamowany na spisie Świat Blogów Narutomania. Dziękuję, że zgłosiłaś się do nas :) Zapraszam do zgłaszania nowych rozdziałów.
Pozdrawiam,
Vanai z Świat Blogów Narutomania
Jestem oburzona! Wiesz czym? Tym, że kiedy już przymierzałam się do kliknięcia "Nowszy post" - okazało się, że właśnie przeczytałam najnowszy, a wtedy zadałam sobie pytanie: To już?! :o
OdpowiedzUsuńMiałam sobie zostawić tego bloga na później, bo czekał na mojej liście "do przeczytania" - ale nie wiedzieć czemu, coś mnie podkusiło, aby tutaj wejść. I to coś, dobrze mnie podkusiło. :3
Twój styl pisania jest genialny jak dla mnie - bardzo szybko czyta się twoje opowiadanie, bo piszesz bardzo lekko. Co więcej, dobrze oddajesz emocje - może jeszcze nie tak rewelacyjnie, żebym zagryzała wargi ze współczucia dla Sakury, ale na pewno w jakimś większym stopniu przeżywałam to, co ona, bo dobrze oddałaś jej uczucia.
Zdarzyły ci się drobne błędy interpunkcyjne i literówki, ale czytając to z zapartym tchem, nie zwracałam jakoś na nie szczególnej uwagi - po prostu przechodziły niezauważalnie, choć czasami udało mi się jakieś wytropić. Poza tym kim ja jestem, żeby o tym mówić - ile razy mnie się zdarzały błędy interpunkcyjne, literówki i inne takie. xD
Tutaj mam jednak taką małą pomyłkę: "Jak tylko myślałam o pójściu do szpitala moje serce chciało wyskoczyć mi z serca." - tutaj na końcu chyba powinno być "wyskoczyć mi z klatki piersiowej", ale idzie się domyśleć, o co chodzi. ^^
Muszę przyznać szczerze - spodziewałam się, że spotkała Sasuke, a tu - ku mojemu pozytywnego zaskoczeniu - Itachi. Szczerze powiedziawszy, szkoda by było, gdybyś w tamtym momencie wplotła w to Sasuke. ^^
Zaskoczyła mnie postawa Mikoto - myślałam, że tak jak w większości opowiadaniach będzie taka milutka dla Sakury. Tutaj jednak jest inaczej; szczerze nią gardzi. Nie zna całej historii, więc jej się wcale nie dziwię. Cieszę się, że nie jest, tak jak zawsze i nie jest dla niej potulna, choć szczerze mam nadzieję, że Mikoto dowie się całej prawdy i polubi Sakurę. ^^
Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś związanego z dzieckiem - czyżby Sakura była w ciąży i postanowiła usunąć? A może poroniła?
Ha! Wiedziałam, że ta mała będzie miała jakieś większe znaczenie dla opowiadania i że nie jest to tylko taka epizodyczna postać! Co więcej, miałam przeczucie, że Aiko ma jakieś powiązanie z Uchiha. Teraz tylko się zastanawiam - z Itachim czy Sasuke? Pierwsza myśl, to Itachi, w końcu jest żonaty. Jednak po dłuższym zastanowieniu mogę stwierdzić, że to może być córka Sasuke - no w końcu wcześniej nas zaskoczyłaś o tyle, że jako pierwszy pojawił się Itachi, więc może zrobisz teraz takiego figla. Chociaż ja osobiście mam cichą nadzieję, że to córka Itachiego lub ich siostra. ^^
Dobra, mam już wiele pytań odnośnie fabuły i mam szczerą nadzieję, że kolejne rozdziały pojawią się szybko, będą równie przyjemne do czytania i nas zaskoczą. :D
Mam tylko nadzieję, że przez szybkie czytanie nie pominęłam niczego kluczowego. ._.
I należą się brawa dla Pauu Liny za ten szablon! Bardzo mi się podoba. :3 Taki prosty, a jednak bardzo ładny.
Okej, to ja życzę ci mnóstwa weny, pomysłów i żeby ci się nigdy nie odechciało pisać, bo wtedy bym ubolewała! Czekam na następny rozdzialik.
Pozdrawiam. :3
Jeju, jestem w szoku, taki długi komentarz O.O
OdpowiedzUsuńHehe, ale mi teraz miło :D
Właśnie piszę kolejny rozdział i weszłam na bloga, by zobaczyć jak coś tam napisałam i patrzę, a tu nowy obserwator i MEGA komentarz! Cieszę się jak głupia, ech chce się teraz pisać! :D
Uśmiałam się z własnego błędu, o tym sercu. Dzięki, za zwrócenie uwagi, zaraz poprawię. Teraz jak Czarna będzie zajmować się korektą, pewnie będzie mniej błędów, a ja nie będę denerwować się przy sprawdzaniu. xd
Jest! Udało mi się cię zaskoczyć, punkt dla mnie! Jea! :D
Co do fabuły... NIC NIE ZDRADZĘ! Nie długo będzie rozdział, więc no... musisz czekać. :P
Nie nie pominęłaś nic kluczowego, chyba xD
Tak, szablon też podbił moje serduszko. Uwielbiam go!
Dziękuję za pozdrowienia i mega pozytywny komentarz!
Kurczę, też myślałam, że to będzie Sasek xD Muszę przyznać, że udało Ci się zaskoczyć mnie tym Itachim :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie dużo ujawniłaś, ale prawda jest taka, że nie wiadomo czy te informacje są prawdzie, bo jak Sakura sama przyznała, nie wszyscy wiedzą jaka jest prawda, mogą być to tylko plotki, albo podkoloryzowane historie.
Związek? Zdrada? Dziecko? Łooo tego było naprawdę dużo :D Myślę, że prawda wcale nie będzie taka prosta i, że tylko część z tego może być faktem :P
"postawny mężczyzna w wieku gdzieś około czterdziestu lat. Ubrany był w elegancki garnitur, a w ręce trzymał dużą teczkę. Jego brązowe włosy na żelowane prezentowały się nienagannie. Z daleka można było zauważyć, że facet szasta forsą" - spodziewam się, że chodzi tu o Madarę :D Ten facet w każdym opowiadaniu SasuSaku miesza xD
Ta młoda dziewczyna będzie córką Sasuke, wręcz jestem tego pewna, że to właśnie on wparuje do szpitala i zastanie tam Sakurę :D
Może stara miłość odżyje? Zresztą Itachi wspomniał, że on nadal ją kocha... Ahhh jestem ciekawa jakie jeszcze tajemnice przede mną ukrywasz :) Lecę do następnego rozdziału :*
To super, że udało mi się Cię zaskoczyć, tak miało być! :D
UsuńWiem, że tych tajemnic i spekulacji serio dużo, czasem jak sobie pomyślę o tym wszystkim co zaplanowałam i próbuję to logicznie poukładać to mnie głowa zaczyna boleć xd
Nie, to nie Madara. Ten fakt mogę Ci zdradzić. :D
No tych tajemnic jeszcze troszkę będzie :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo dobra, wszyscy się spodziewali Sasuke, ja też. XD Ale to pozytywny szok! :D
OdpowiedzUsuńOj, Sakurze nie będzie łatwo, nie ma co. Szkoda, że ludzie, co ne znają całej historii jej życia, wzieli ją na język, szkoda matki Sakury. I jeszcze Mikoto - zrozumiała jest jej agresja do Sakuy, bo też uważa, że wszystko to jej wina. Może Sasuke tak było łatwiej? Zrzucić winę na kobietę, kóra odeszła?
A końcówka intrygująca, bo teraz jestem ciekawa kim jest ta dziewczyna. :D Nie próbuję spekulować, bo i tak nie trafię. xD