„Mogłaby zamknąć oczy, udawać, że wszystko
jest w porządku.
Wiedziała jednak, że nie da się żyć z
zamkniętymi oczami.”
Cassandra Clare
Otwierałam
usta i zamykałam, nie wiedząc co mam powiedzieć.
—
No takiego przywitania to się nie spodziewałam — oznajmiła z uśmiechem,
przechodząc po leżących banknotach.
Automatycznie
schyliłam się, aby je pozbierać, podczas gdy Nanami przeszła obok i zajęła
miejsce przy stole. Ubrana w dopasowane spodnie i króciutki top wyglądała jak
wyjęta z jakiegoś magazynu. Ciekawsko rozglądała się po mojej kuchni, nucąc coś
pod nosem. Ze zdziwieniem obserwowałam jak wyciąga z szarej torby papierowej
butelkę czerwonego wina i dwa kieliszki.
—
Świętujemy! — krzyknęła, a ja podskoczyłam, słysząc huk wystrzelającego korka.
Nie
zwracając na nią uwagi, schowałam pieniądze do koperty i zaniosłam je do
salonu, gdzie zamknięte w barku czekały, aż podejmę jakąś decyzje. Nie miałam
pojęcia, po co blondynka tu przyszła i
było mi wstyd za to, co musiała oglądać, jednakże cieszyłam się, że nie będę w
domu sama. Kto wie jaka głupota mogłaby mi przyjść do głowy. Nabrałam do płuc
powietrza, wytarłam spocone ręce w spodnie i przyklejając na twarz uśmiech,
wkroczyłam do kuchni.
—
To co świętujemy?
Zostałam
obrzucona zdziwionym spojrzeniem.
—
Jak to co? Dopiero się wprowadziłaś, mieszkanie trzeba opić! — krzyknęła
radośnie.
Skrzywiłam
się, słysząc jej entuzjazm, którego nawet w najmniejszym stopniu nie
odzwierciedlałam, ale posłusznie usiadłam obok niej, pozwalając by napełniła
mój kieliszek. Nigdy nie byłam jakimś miłośnikiem alkoholu, lecz dziś miałam
straszną ochotę aby się upić, a najlepiej zapomnieć o otaczającym mnie świecie.
Upiłam łyka czerwonego napoju, delektując się jego smakiem. Słodkie, takie
jakie lubiłam. Oczy Nanami zabłysnęły wesoło, gdy tylko znów zanurzyłam usta w
zbawczym płynie.
—
Nie wiedziałam, że jesteś bogata — mruknęła, pocierając swoje dłonie.
Pokręciłam
przecząco głową, powstrzymując się od wyśmiania takiej nowinki. Ja? Bogata?
Zabawne.
—
Nie jestem.
—
Przecież widziałam. Nie każdego stać na to, by rzucać kasą na prawo i lewo! Nie
ma się czego wstydzić, jakbym ja wżeniła się w
t a k ą rodzinę pewnie też
kąpałabym się w forsie — parsknęła cichym śmiechem, a ja wytrzeszczyłam oczy w
zdziwieniu.
—
O co ci chodzi, co? — Mój ton nabrał chłodu. Wyprostowałam się gwałtownie i
zmierzyłam uśmiechniętą sąsiadkę wzrokiem.
—
O nic. Mówię to co słyszałam od innych. Wyszłaś za mąż, za jednego z Uchihów,
najlepszą partie w miasteczku. Słyszałam, że od pokoleń pracują w policji, co
wydaje mi się nieźle poryte, ale to nie
ważne! — Machnęła lekceważąco ręką i na powrót zanurzyła usta w winie. — Mówią,
że czternaście lat temu spakowałaś się i wyjechałaś z jakimś mężczyzną,
niestety nikt nie wie kim on jest, ale słyszałam, że niezłe ciacho. — Mrugnęła
do mnie. — Uchiha był załamany, szukał cię, ale zniknęłaś bez śladu… A potem
złożyłaś papiery rozwodowe. Musiałaś wydębić kupę kasy, co? Wszyscy zastanawiają się dlaczego wróciłaś,
wiesz? Krąży nawet plotka, że chcesz odzyskać swojego byłego! Historia jak z
jakiegoś filmu normalnie... Niemal ci zazdroszczę.
Westchnęła
teatralnie, a na jej ustach zaigrał ciekawski uśmieszek. Co chwilę bawiła się
niebieskimi końcówkami swoich włosów.
—
To jak było? — spytała po chwili, gdy tylko nie usłyszała ode mnie żadnego
odzewu. Odłożyłam ostrożnie kieliszek i położyłam pocące się ręce na udach.
Starałam się oddychać głęboko i liczyć do dziesięciu w myślach, aby tylko nie
wybuchnąć złością.
—
Na pewno nie tak jak to ujęłaś. Przynajmniej nie wszystko tak się potoczyło —
szepnęłam.
Nanami,
lekko zdenerwowana, kręciła się na krześle niczym dziecko, które koniecznie
chce się dowiedzieć czegoś o tej wielkiej niespodziance, znanej w całym
miasteczku. Nie trzeba było być wybitnie inteligentnym, by zauważyć jak bardzo
łaknęła informacji. Jej niebieskie oczy błyszczały, a różowe paznokcie wybijały
szybki rytm.
—
To powiedź mi jak było! — ponagliła mnie.
—
Nie muszę ci się z niczego spowiadać — ucięłam sucho i przewróciłam oczami. —
To moje sprawy i nikomu nic do tego. Nie słuchaj każdej plotki jaką usłyszysz
na mój temat, większość to same bzdury. To wszystko, co mam ci do powiedzenia.
Twarz
blondynki lekko przygasła, jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewała. No
jasne, że nie takiej. Ona naprawdę myślała, że wszystko jej wygadam.
Niedoczekanie. Nie chciałam wyjść na jakąś zołzę, ale to było moje życie!
Ludzie i tak nieźle sobie to wszystko wytłumaczyli. Widząc jak Nanami zamilkła
speszona, zrobiło mi się jej trochę żal. Może nie powinnam być taka… sucha.
—
Słuchaj, to prawda, że kiedyś nosiłam nazwisko Uchiha, ale nigdy nie
potrzebowałam od nich żadnych pieniędzy, kochałam swojego męża. — Posłałam jej
lekko smutny uśmiech.
W
kuchni zaległa cisza. Widziałam jak siedząca naprzeciwko mnie kobieta próbuje
zrozumieć to, co jej powiedziałam i oddzielić prawdę od plotki, więc cierpliwie
czekałam. Zanurzałam palca w winie i delikatnie objeżdżałam ranty kieliszka,
słuchając wydobywającego się dźwięku. Blondynka skapitulowała.
—
Dobra! Nie musisz mi wszystkiego opowiadać, ale na miłość boską, przestań tak
męczyć moje uszy!
Roześmiałam
się i łaskawie zdjęłam dłoń z kieliszka. Miło było znów usłyszeć jej głos.
—
Czemu tu dziś przyszłaś? — spytałam ciekawa.
Nanami
wzruszyła ramionami.
— Jak tylko zapukałaś rano do mojego
mieszkania, pomyślałam sobie, że jesteś całkiem, całkiem i mogłybyśmy się
zakumplować. Wiesz… cały blok zamieszkują straszne staruchy, nie mam nawet do
kogo buzi otworzyć.
Uniosłam
w górę brwi, słuchając jej opowieści na temat naszych sąsiadów. Może nie
mieszkałam tu długo, bo zaledwie dzień, ale nie widziałam tu żadnych
"staruchów". Chwyciłam za butelkę z winem i rozlałam nam po trochu do
kieliszków.
—
To dlatego z rana faszerujesz sąsiadów muzyką? — roześmiałam się, z trudem
dokańczając pytanie.
Nanami
także zachichotała i machnęła ręką.
—
To akurat jest jak dwa w jednym! Potrzebuję muzyki, aby malować, a sąsiadów
dręczę przy okazji! — Obie roześmiałyśmy się głośno, ale ja szybko
zainteresowałam się jej pierwszym zajęciem.
—
Malujesz? Co dokładnie?
Blondynka
oparła się wygodnie na krześle i zaczęła opowiadać, widać było, że mówi o
czymś, co naprawdę kocha. Jej rozmarzone oczy i szczęśliwy uśmiech mówiły
wszystko.
—
A to różnie. Ludzie nie chcą kupować obrazów, więc nie ma na to jakiegoś
wielkiego popytu. Z reguły maluję na życzenie, zazwyczaj są to wizerunki
martwej natury do nowo wyremontowanego mieszkania. Ale — Pochyliła się nad
stołem, jakby wyjawiała jakiś sekret. Odruchowo wlałam w siebie więcej
wina. — moim ulubionym zajęciem są nadzy
mężczyźni.
—
Co?! — Wytarłam ręką brodę, po której ściekał mi wypluty trunek.
—
Nie to co myślisz! — Uśmiechnęła się dwuznacznie. — Albo i to! Po prostu moim
ulubionym zajęciem jest malowanie nagich mężczyzn, oczywiście za ich
pozwoleniem!— wypaliła.
—
Jesteś zdrowo stuknięta — podsumowałam wesoło i trąciłam palcem kieliszek, a
ten zadzwonił.
—
Może. — Wzruszyła ramionami. — Ale zapewniam cię, że obie strony są zawsze
zadowolone.
W
głowie lekko mi szumiało, a mój nastrój był znacznie lepszy niż wcześniej, więc
odparłam ciche "z pewnością" i upiłam kolejny łyk wina. W całości
pochłonęła mnie rozmowa z Nanami. Dziewczyna miała świetne poczucie humoru
dzięki czemu czułam się cudownie odprężona. Na krótką chwilę zapomniałam o
wszystkich problemach, codziennych troskach...
Od
wizyty mojej wścibskiej sąsiadki minął tydzień. W całości pochłonęło mnie
zadomawianie się i praca. Czasami wpadałam do babci, by posłuchać najnowszych
plotek na temat kto z kim i dlaczego. Dużo czasu spędzałam w szpitalu, bo
wszyscy pacjenci Nori zostali przepisani
do mnie. Martwiła mnie nieobecność rudowłosej, która nie zjawiła się w pracy od
tego razu, gdy musiała wyjść wcześniej. Doszły mnie słuchy, że wzięła urlop na
żądanie i nie podała żadnego powodu. Może znałam ją krótko, ale zdążyłam
polubić i chciałam wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku – martwiłam się.
Próbowałam nawet ją odwiedzić, ale wypytywanie o adres zamieszkania Nori nie
przyniosło żadnych skutków, nikt nie wiedział lub nie chciał mi powiedzieć,
gdzie mieszka, więc zniechęcona postanowiłam czekać, aż sama się odezwie.
Chwyciłam
karty pacjentów, które czekały na mnie w recepcji i żwawym krokiem wkroczyłam
do gabinetu zostawiając za drzwiami długą kolejkę chorych. Wiedziałam już, że
nie ma nawet takiej opcji, abym mogła dziś się szybciej wyrwać z pracy.
Zrezygnowana usiadłam z ciężkim westchnieniem na czarnym krześle i ułożyłam w
kolejności karty na biurku. Popełniłam straszny błąd, nie przynosząc sobie
wcześniej kawy, a teraz musiałam czekać aż do przerwy, ponieważ pierwszy pacjent
właśnie pukał do drzwi.
Po
dwóch godzinach wypisywania różnych recept, zniknęłam w pokoju dla lekarzy,
gdzie w spokoju można było coś zjeść lub wypić kawę. W pomieszczeniu nie byłam
sama, w lewym kącie dwie pielęgniarki siedziały na małej sofie, wesoło o czymś
plotkując. Cichutko – aby im nie przeszkadzać – podeszłam do aneksu kuchennego
i wstawiłam sobie wodę na kawę. Z malutkiej lodówki wyciągnęłam sałatkę, którą
cudem udało mi się zrobić, zanim wyszłam do pracy. Oparłam się o jasny blat i
zaczęłam pałaszować swoje jedzenie, jednocześnie czekając, aż elektryczny
czajnik się wyłączy. Stałam, czując jak od ciągłego siedzenia boli mnie
wszystko w krzyżu. Zmęczona, z bólem głowy, przysłuchiwałam się prowadzonym w
pomieszczeniu rozmowom.
—
Mówię ci, takiego burdelu w kartach to ja dawno nie widziałem. Nie mogłem się w
niczym połapać!
Do
pomieszczenia wkroczyło dwóch mężczyzn w białych kitlach. Siedzące na sofie
pielęgniarki szybko ucichły i, tak samo jak ja, zaczęły słuchać konwersacji
prowadzonej przez nowoprzybyłych.
—
Ja tam myślę, że nic takiego się nie stało! Wszystkie twoje pacjentki są
otwarte na propozycje! — zadrwił szatyn, szturchając swojego blondwłosego
towarzysza łokciem.
—
Dobra, zamknij się już! Muszę sobie zaparzyć kawę, jeszcze czeka mnie dyżur. —
Natychmiast odwróciłam od nich wzrok i zajęłam się jedzeniem swojej sałatki.
Czajnik zabulgotał, po czym zgasł i gdy już miałam sobie zalewać kawy, drzwi od
pokoju znów się otworzyły i do pomieszczenia wkroczyła niska kobieta mówiąc:
—
Sakura Harono proszona do ordynatora.
—
Za chwilkę przyjdę — oznajmiałam cicho, ale już jej nie było.
Spojrzałam
tęsknym wzrokiem za moją kawą, której
już pewnie się nie napiję. Przeklęłam pod nosem na ordynatora i, nie patrząc
przed siebie, odepchnęłam się rękoma od blatu, wpadając na coś twardego.
Zachwiałam się lekko, ale natychmiast pochwyciły mnie silne dłonie, zaciskając
się na moich ramionach. Nad sobą usłyszałam gardłowy śmiech i w zdziwieniu
podniosłam głowę. Przede mną stał mężczyzna ze strzechą blond loków na głowie,
który niedawno wszedł tu ze swoim kolegą. Ubrany w biały kitel, zza którego
wystawała niebieska koszula, prezentował się wspaniale w porównaniu do mojej
wymęczonej osoby. Jego niebieskie oczy spoglądały na mnie z rozbawieniem, przez
co pewnie się zaczerwieniłam. Speszona, odchrząknęłam cicho, odsuwając się od
mężczyzny.
—
Przepraszam — bąknęłam, i już miałam go wyminąć, gdy ponownie chwycił mnie za
ramię.
—
Nie mogę cię wypuścić, dopóki nie powiesz mi jak masz na imię — powiedział z
uśmiechem, a w jego policzkach pojawiły się małe dołeczki. Uśmiechnęłam się,
rozbawiona jego tekstem. Byłam pewna, że
doskonale słyszał moje imię, ale nie wiedzieć czemu wyciągnęłam przed siebie
prawą dłoń mówiąc:
—
Sakura Haruno, pediatra.
Chwycił
pewnie moją dłoń i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
—
Kei Yakimura, ginekolog.
Ginekolog?
Uniosłam w zdziwieniu brwi. Nie wyglądał na ginekologa. Zrugałam się w duchu za
moje głupie myślenie, przecież to, że nie wygląda nie znaczy, że nim nie jest! W
ogóle co to znaczy wyglądać jak
ginekolog. Sakura ogarnij się, nakazałam sobie w duchu.
—
Spokojnie, rączki czyste! — oznajmił, a ja spojrzałam się na jego dłonie z
głupim wyrazem twarzy. Ręce jak ręce – czyste, zadbane... Dopiero po chwili
zrozumiałam i miałam ochotę zapaść się pod ziemię, czułam jak policzki mi
płoną.
—
Ja nie… nie miałam na myśli. — Zaczęłam gorączkowo się tłumaczyć, ale mój
rozmówca zbył moje próby wyjaśnienia śmiechem.
—
Spokojnie, tak sobie żartowałem! — zaśmiał się. — Będziesz robić sobie tę kawę,
bo jak nie to ja chętnie skorzystam — oznajmił, spoglądając na mój zasypany
kawą kubek.
Pokręciłam
przecząco głową, żałując, że nie będę jej mogła wypić. Przynajmniej ktoś inny
skorzysta. Uśmiechnęłam się jeszcze do Kei'a, po czym niemal biegiem opuściłam
pomieszczenie.
Zapukałam
cicho do gabinetu znajdującego się na końcu korytarza, na drugim piętrze.
Odczekałam chwilę zanim usłyszałam głośne "wejść". Rękoma wygładziłam
jeszcze bluzkę i pewnie chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi. Wkroczyłam do
pomieszczenia, które wyglądało dokładnie tak jak je zapamiętałam.
Duży,
surowy gabinet lekarski skąpany w odcieniach szarości i bieli. Wystrój swoją
surowością i elegancją odzwierciedlał właścicielkę, która nie przepadała za
zbędnym zagracaniem przestrzeni, dlatego w pokoju stało tylko biurko i dwa
skórzane fotele z niewielką kanapą do kompletu, a przed nią niewielki szklany
stolik na trzech nóżkach. Z ciekawością przyglądałam się dyplomom zajmującym
zaszczytne miejsce na bladych ścianach. Głośne odchrząknięcie przywołało mnie
do porządku.
—
O, to ty — powiedziała siedząca przy biurku jasnowłosa kobieta. Swoją zdziwioną
miną sprawiała wrażenie, jakby dopiero co mnie zobaczyła, ale obie dobrze
wiedziałyśmy, że to nieprawda.
—
Wzywała mnie pani — wytłumaczyłam grzecznie, grając w jej grę. Zauważyłam jak
kąciki jej czerwonych ust drgnęły lekko w niby uśmiechu, ale zaraz powróciły na
swoje miejsce.
—
Tak, ostatnio mamy natłok pacjentów, a coraz mniej rąk do pracy. — Pochyliła
się nad jakimiś papierami i potarła z roztargnieniem czoło, jakby miało jej to
w czymś pomóc.
Milczałam,
nie chcąc jej przeszkadzać, w końcu wydusi z siebie to, co chciała mi
przekazać. W głębi duszy jednak modliłam się, aby w tym wszystkim nie chodziło
o zwolnienie mnie z pracy. Ale skoro faktycznie mieliśmy natłok, to nie
sądziłam żeby Tsunade posunęła się do takich kroków.
—
Nie po to cię wzywałam, aby mówić o naszych problemach. Od której jesteś w
pracy?
Zdziwiło
mnie jej pytanie, ale szybko odparłam, że od ósmej.
—
Nie powinnam dawać ci dodatkowej pracy… Niestety Nori nie ma, więc będziesz
musiała sobie jakoś poradzić. — Wyprostowała się na krześle i spojrzała na mnie
uważnie brązowymi oczami. — Dostałam przed chwilą telefon od jednego z
inwestorów naszego szpitala z prośbą o prywatną opiekę lekarską do domu, dla
dziecka. Nie mogłam odmówić, dzięki temu człowiekowi nasz szpital cały czas się
rozbudowuje. Gdyby to ode mnie zależało posłałabym tam kogoś innego, ale nie
mam kogo.
—
Rozumiem, że to ja mam być tą domową opieką lekarską? — spytałam, upewniając
się.
—
Tak. Zaraz znajdę kogoś, kto przejmie twoich pacjentów. Może ta propozycja nie
jest na tę chwilę wygodna, jednakże osoba, która liczy na twoją pomoc obiecała
dość sowite wynagrodzenie, więc nie powinnaś narzekać, taka sytuacja może się
już nie trafić.
Kiwnęłam
głową, całkowicie się z nią zgadzając. Ba, ja byłam zadowolona, że to na mnie
trafiło! Mimo tego, że odczuwałam lekkie zmęczenie całotygodniową pracą na
najwyższych obrotach, to byłam gotowa się spiąć i wykonać nowe zadanie!
—
O której mam być na miejscu?
Tsunade
odchyliła się na obracanym krześle i zarzuciła, ubrane w czerwone obcasy, nogi
na biurko, spoglądając na mnie ze szczerym uśmiechem. Widać było, że dostała to
czego się spodziewała.
—
Za godzinę, to całkiem niedaleko, ale lepiej abyś była wcześniej. W recepcji
dadzą ci adres, więc idź już tam. — Machnęła pospiesznie ręką, wyganiając mnie.
Tak
jak mi powiedziano adres czekał na mnie w recepcji, więc pospiesznie zabrałam z
gabinetu swoją kurtkę i torbę lekarską, po czym opuściłam szpital. Doskonale
znałam ulicę, na której znajdował się ów dom, do którego zmierzałam. Była to
dzielnica niezwykle dzianych ludzi. Wszyscy wiedzieli kto tam mieszka: sami
prezesi i inne grube ryby. Pamiętam jak kiedyś strasznie lubiłam chodzić tam na
spacery razem z Sasuke, zanim jeszcze zostaliśmy małżeństwem. Marzyłam, że
kiedyś będę tam mieszkać, śmieszne, ale prawdziwe.
Wsiadłam
w jedyny jeżdżący po miasteczku autobus i, zajmując jedno z miejsc przy oknie,
przymknęłam na chwile oczy.
,, Był środek lata, a my
– wtuleni jedno w drugie, ze splecionymi dłońmi – spacerowaliśmy wzdłuż
nabrzeża. Cieszyłam się ciszą i spokojem, który nas otaczał – żadnych
problemów, kłótni, nieporozumień. To wszystko było tak piękne, że momentami
uważałam, iż aż zbyt piękne.
— Dokąd idziemy? —
spytałam uśmiechnięta.
Sasuke zerknął na mnie z
tajemniczym błyskiem w oku, po czym pochylił się, całując mnie w czoło.
— Przed siebie! —
krzyknął, i ciągnąc mnie za dłoń zaczął biec, a ja razem z nim.
Mijaliśmy tak dobrze
znane mi osiedle domków jednorodzinnych, które śmiało mogły być uważane za
pałace. Przy prostych i zadbanych chodnikach rosły ozdobne drzewka, pokryte pączkami
kwiatów wiśni. Cała okolica niosła ze sobą ich słodki zapach. Gdzieś w pobliżu
bawiły się dzieci, nawet biegnąc słyszałam głośne dziecięce śmiechy.
— Sasuke, zatrzymaj się
już! Nie dam rady dalej biec! — krzyknęłam na wpół prosząco, ledwo łapiąc oddech.
Moja kondycja może i nie była najgorsza, ale własnemu narzeczonemu nie
dorastałam do pięt. Ale czego się spodziewać po młodym policjancie.
Brunet zatrzymał się
nagle, sprawiając iż wpadłam w jego plecy.
— Nie mogłeś powiedzieć,
że się zatrzymujesz? — bąknęłam, rozmasowując czoło. W odpowiedzi dostałam
ledwo powstrzymywany śmiech. — Ale zabawne. Co tu robimy?
Rozejrzałam się po
znajomym końcu ulicy należącej do najbogatszych szych. Jeszcze tak daleko nigdy
się nie zapuszczaliśmy. Zawsze spacerowaliśmy wokół tych pierwszych domków, ale
nawet one nie umywały się do tego co widziałam tu.
— Chodź, coś ci pokażę —
oznajmił Sasuke, łapiąc mnie za dłoń.
Zerknęłam na nasze
splecione kończyny z uśmiechem i pozwoliłam się prowadzić. Czując ciepło bijące
od naszych rąk, spoglądałam na coraz bardziej zmieniającą się okolicę. Gołym
okiem widać było, że tu gdzie teraz się znajdujemy jest centrum bogactwa,
ponieważ każdy kolejny dom sprawiał wrażenie droższego. Już nie słyszałam
śmiechu dzieci, tylko dźwięk uruchamianych na wieczór zraszaczy. Sunęłam
wzrokiem po śmiesznie zdobionych ogrodzeniach i zabawnie ściętych krzewach.
— To tutaj! — usłyszałam
i spojrzałam się w tą samą stronę, co Sasuke.
Przed sobą miałam chyba
najwspanialszy dom jaki kiedykolwiek widziałam. Posiadłość, otoczona dość
niskim ogrodzeniem, zakończonym ostrymi czubkami, wzbudzała mój zachwyt swoją
ciepłą aurą. Budynek z brązowym dachem błyszczał w promieniach żarzącego się słońca. Miałam wrażenie, że
jest on znacznie mniejszy, niż inne domy z tej dzielnicy, choć miał aż trzy
piętra. Moje oczy chłonęły malutkie, zaokrąglone balkony z fikuśną balustradą,
miały w sobie coś bajkowego, co nie pozwalało mi przestać na nie zerkać. Moją
uwagę przykuły też duże okna, przez które z pewnością w czasie dnia wpadało
dużo światła. Delektowała się słodkim zapachem wspaniale rozkwitającego ogrodu,
który tonął w przeróżnych kwiatach. Gdzieś zza tyłów domu wystawał dość
szpiczasty, drewniany dach, zapewne altanka. Oczami wyobraźni widziałam
spędzane w niej letnie wieczory z kubkiem gorącej czekolady w ręku. To miejsce
miało w sobie coś cudownego, w porównaniu do tych innych pustych budynków, to posiadało swoją duszę.
Niemal zazdrościłam rodzinie, która tu mieszka.
— Ten dom jest wspaniały,
Sasuke — wyszeptałam, chłonąc ten obraz.
Poczułam jak mój przyszły
mąż zbliża się do mnie i obejmuje od tyłu, kładąc mi brodę na ramieniu.
Staliśmy tak przez chwilę upajając się pięknym obrazem, pogrążeni we własnym
myślach. Po chwili usłyszałam nad uchem cichy szept:
— Kiedyś kupię ten dom
dla nas i mam zamiar być w nim cholernie szczęśliwy, razem z tobą. "
Głośne hamowanie pojazdu
wybudziło mnie z lekkiej drzemki. Potarłam zmęczone oczy, marząc o chociaż
jednej godzince snu. Obiecywałam sobie, że jak tylko Nori pojawi się w pracy,
to wszystko wróci do poprzedniego trybu.
Wyjrzałam przez okno,
zauważając, że na tym przystanku moja przejażdżka się kończy. Szybko podniosłam
się z siedzenia i jednym susem
wyskoczyłam ze stojącego autobusu, tuż przed zamknięciem drzwi.
Wychodząc
zza ostatniego zakrętu nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To wszystko wydawało
mi się jakimś chorym żartem. Z początku idąc tą ulicą byłam pewna, że to jakieś
nieporozumienie, że coś mi się uroiło i zaraz skręcę w zupełnie inną stronę,
ale stojąc przed tym domem ledwo trzymałam się na nogach z szoku.
Przed
sobą miałam wymarzone miejsce zamieszkania, moje i Sasuke. Nasze marzenie
wyrosło przede mną jak dąb, a ja miałam w końcu przekroczyć jego progi,
niestety sama. Doprowadziłam się do względnego porządku i starłam z twarzy
zaskoczenie. Na wszelki wypadek zerknęłam na karteczkę z adresem, licząc na to,
że być może się pomyliłam, ale wszystko się zgadzało. Wzdychając ciężko,
podeszłam bliżej niskiej bramki wejściowej i wahając się tylko chwilę, zadzwoniłam domofonem.
—
Słucham?
Usłyszałam
głos jakiejś kobiety, więc odchrząknęłam cichutko i pochyliłam się nad
domofonem.
—
Tu Sakura Haruno z oddziału pediatrii, z polecenia Tsunade — wyrecytowałam.
Po
drugiej stronie zaległa cisza. Zniecierpliwiona, potarłam czoło i spojrzałam w
stronę domu. Nie dałabym sobie uciąć za to ręki, ale zdawało mi się, że ktoś
wyglądał przez okno, bo firanka lekko się kołysała.
—
W porządku. Proszę wejść — oznajmił suchy, kobiecy głos.
Rozległo
się ciche brzęczenie, więc pchnęłam bramkę, wchodząc do środka.
Krocząc
długim chodniczkiem wyłożonym kostką brukową, przypatrywałam się wolno
otwierającym drzwiom z lekkim przestrachem, który minął, gdy tylko zobaczyłam w
progu kobietę w średnim wieku, najprawdopodobniej to z nią rozmawiałam przez
domofon.
Przywitałam
się z nią grzecznie, od razu rejestrując jej baczne spojrzenie. Korzystając z
okazji także się jej przyjrzałam. Ubrana była w dżinsy i fioletowy sweter,
który lekko opinał jej się na niezbyt szczupłej talii. Proste włosy mysiego
koloru ścięte miała dość krótko, bo nawet nie sięgały ramion. Według mnie nie
wyglądała na właścicielkę tego domu.
Wchodząc
do środka przeżyłam kolejny szok, a raczej zawód, widząc wnętrze pięknego domu:
zimne, surowe, bez pozytywnych uczuć. Oczywiście robiło wrażenie; swoją
wielkością, światłem bijącym od dużych okien, wysoko zawieszonymi, kosztownymi
żyrandolami, starannie dopasowaną kolorystyką wnętrza – zdecydowanie za ciemną
jak dla mnie – ale nie miało tego czegoś, czego się spodziewałam. Brakowało tu
szczęścia.
Usłyszałam
chrząknięcie po lewej stronie i natychmiast spojrzałam na stojącą tam kobietę.
—
Pacjent czeka na panią na górze, pierwsze drzwi na prawo, da sobie pani radę?
Kiwnęłam
twierdząco głową. Wchodząc po szerokich schodach prowadzących na pierwsze
piętro, czułam na plecach palące spojrzenie kobiety.
—
Tatoo! Boli mnie! — Usłyszałam, będąc już na górze.
Rozejrzałam
się spokojnie po długim korytarzu pełnym drzwi, gdzie panowała absolutna cisza,
raz po raz zakłócana zachrypniętym krzykiem. Ścisnęłam mocniej dużą torbę
lekarską z najpotrzebniejszymi lekami oraz opatrunkami i cichutko podeszłam do
drzwi znajdujących się po prawej stronie. Zapukałam donośnie, czekając aż ktoś
mi otworzy. Nie minęła nawet chwilka, gdy usłyszałam powolne stąpanie, drzwi
otworzyły się płynnym ruchem, zbladłam.
Wpatrywałam
się w czarne tęczówki z zaskoczeniem, które sprawiło, że aż otworzyłam usta.
Czułam się jakby przejechał mnie jakiś pociąg, a w dali wciąż słyszałam dźwięk
turkoczących wagonów.
—
Sakura — mruknął, a ja wiedziałam, że jest tak samo zdziwiony jak ja.
Wyglądał
na zmęczonego. Jego oczy były podkrążone, a włosy stanowiły istny chaos.
Zerknęłam szybko na pognieciony podkoszulek i sprane dżinsy, które stanowiły
miłą odmianę dla drogich garniturów, w jakich ostatnim razem go widywałam. Może
nie powinnam, ale ucieszyła mnie ta normalność.
Bojąc
się, że przez te moje wpatrywanie się w jego osobę dostanę zawału, szybko
odzyskałam rezon. Wyprostowałam się jak struna, odganiając niepotrzebne myśli,
te zostawię sobie na później.
—
Ja z polecenia Tsunade, podobno mam się zająć chorym dzieckiem. Daiki jest
chory?
Sasuke
wyglądał na zbitego z tropu.
—
Tak — powiedział spokojnie i otworzył szerzej drzwi, w których stał,
wpuszczając mnie do środka. — Zaraz wrócę. — Usłyszałam jeszcze, zanim Uchiha
opuścił pomieszczenie.
Rozejrzałam
się po skąpanym w leciutkim świetle pokoju. Nieduże pomieszczenie z jasną
tapetą w czerwone samochody, wcale nie wyglądało jak pokój tak małego chłopca.
Tu panował perfekcyjny porządek, każda zabawka prezentowała się nienagannie na
półce lub w wiszącym koszu na zabawki, bajki do czytania wyglądały jak nowe,
jak zresztą wszystko!
Zerknęłam
na łóżko stojące pod ścianą i na zwijającą się tam kulkę.
—
Daiki?
Duża
kulka poruszyła się niespokojnie, a po chwili zza niebieskiej kołdry w srebrne
odznaki policyjne, wyjrzała czarna czupryna z zaszklonymi ciemnymi oczy.
Chłopiec popatrzył na mnie z uśmiechem, a na jego czole lśniły kropelki potu,
miał gorączkę.
—
Leż spokojnie — poprosiłam, podchodząc bliżej i siadając na stojącym obok
drewnianym krześle.
Położyłam
ciążącą mi już torbę na podłodze i zapaliłam lampkę nocną, dla lepszego
widzenia. Szybko pochwyciłam z torby nowy patyczek do gardła i latareczkę. Na
dłonie założyłam lateksowe rękawiczki.
—
Otwórz szeroko buzie Daiki — poleciłam, a chłopiec z niechęcią wykonał
polecenie.
Obejrzałam
dokładnie czerwone gardło i biały nalot na powiększonych migdałkach. Węzły
chłonne też były znacznie większe, nieciekawie.
—
W porządku, a teraz podnieś się do siadu i ściągnij górę od piżamy. — Wyjęłam
stetoskop, osłuchując dokładnie wzdrygającego się z zimna chłopca.
—
Boli mnie wsystko — wyszeptał zachrypnięty.
—
Wiem Daiki, ale niedługo poczujesz się lepiej, obiecuję. — Złożyłam ręce jak
skaut do przysięgi i uśmiechnęłam się lekko. — Zakładaj bluzkę. Teraz zmierzymy
temperaturę.
Z
niepokojem spoglądałam na termometr, gorączka przekroczyła trzydzieści dziewięć
stopni.
—
Jadłeś coś ostatnio?
Chłopiec
pokręcił głową.
—
Jesteś głodny?
Znów
to samo.
—
Zaraz przyjdę, porozmawiam z twoim tatą, w porządku? — spytałam, a tym razem
otrzymałam twierdzącą odpowiedź.
Wstałam
szybko z krzesła, ściągnęłam rękawiczki i schowałam je w kieszeń. Opatuliłam
Daikiego kołdrą i już miałam wychodzić, gdy drzwi do pokoju stanęły otworem, a
w nich Sasuke z tacą w ręku. Spojrzałam na kanapki i gorącą herbatę
sceptycznie.
—
Możemy porozmawiać?
Uchiha
kiwnął twierdząco głową w odpowiedzi, a ja wzniosłam oczy ku niebu. Jaki ojciec
taki syn.
Wyszłam
na korytarz, a zaraz za mną kroczył Sasuke – bez tacy – którą zostawił na
biurku. Przymknął delikatnie drzwi od pokoju chłopca, by słyszeć, czy ten
czegoś nie potrzebuje i spojrzał na mnie uważnym wzrokiem od którego nagle
dostałam chęci, aby zacząć się tłumaczyć.
—
Ja przepraszam — wypaliłam. — Nie wiedziałam, że to akurat ty jesteś tym
inwestorem. Gdybym wiedziała, to… a ta kobieta z dołu tak dziwnie się mi
przyglądała, Boże, ona wiedziała!
—
Camil — przerwał mi.
—
Co?
—
Kobieta z dołu, nazywa się Camil, zajmuję się domem — wyjaśnił.
Zamrugałam
powiekami, nieco skonsternowana.
—
Sakura — powiedział, wzdychając ciężko.
— Cieszę się, że to ciebie tu przysłali.
Zamilkłam,
nie spodziewając się takich słów i wbiłam spojrzenie w czubki własnych butów.
Sytuacja stała się dość skomplikowana.
—
Co mu dolega? — spytał Sasuke, przerywając ciszę.
Wygładziłam
lekko bluzkę, nadając sobie pewności i spojrzałam na niego poważnie.
—
Daiki ma anginę — odparłam, cały czas nie spuszczając z niego wzroku.
Zacisnął
usta w wąską kreskę i spojrzał na mnie niepewnie.
—
Spokojnie — powiedziałam trochę do niego, trochę do siebie. — Zaraz przepiszę
antybiotyk i lek osłonowy, no i jakieś pastylki na ból gardła, jak zacznie brać
leki to po paru dniach powinno być lepiej, ale nie zaprzestawajcie kuracji,
jasne?
Zmierzyliśmy
się ostrzejszymi spojrzeniami, przez twarz Sasuke przemknął cień uśmiechu.
—
Jeszcze jakieś zalecenia, pani doktor? — zadrwił.
—
Jedzenie. Lepiej żeby dostawał jakieś pożywienie łatwe w przełykaniu i nie
gorące. No i powinien kurować się w domu, ale to jest oczywiste.
—
Tak, oczywiste — mruknął pod nosem. Gestem ręki pokazał mi, że mam zejść na
dół. Przemierzając schody, może nie widziałam, ale czułam jak się we mnie
wpatruje, więc skupiłam się na tym, aby się nie potknąć.
Rozdzieliliśmy
się w holu, ja na pobliskim stoliku wypisywałam recepty, a Sasuke zniknął w
drzwiach, chyba kuchni. Od razu po zejściu na dół zauważyłam, że Camil gdzieś
wyparowała. Rozejrzałam się ciekawsko po domu i zostawiając receptę na stoliku,
oglądałam wiszące na ścianach fotografie.
Sasuke z Daikim na
rowerze.
Maleńka Aiko stawiająca
pierwsze kroki.
Noworodek Daiki zawinięty
w puszysty kocyk, trzymany przez siostrę.
Sasuke z dziećmi w
jakiejś kawiarence na nabrzeżu.
Żadnych
zdjęć jego żony i matki dzieciaków. Nic. Jakby w ogóle nie istniała. Doszłam do
końca korytarza, a wystawa zdjęć dobiegła końca.
—
Przeszkadzam? — podskoczyłam przestraszona, słysząc nad sobą głos bruneta.
Odwróciłam się do niego z oburzeniem.
—
Przestraszyłeś mnie, nawet nie słyszałam jak podszedłeś!
Zerknęłam
na trzymaną przez niego nową tacę z jakąś owsianką. Jak widać wziął sobie moje
rady do serca – to dobrze.
—
Dziękuję, że zbadałaś Daikiego, już zaczynałem się bać, że to coś poważnego –
wyznał, a w jego oczach zaiskrzyła troska o swoje dziecko, tak rzadko widywana
u teraźniejszego Sasuke Uchihy.
—
Nie ma sprawy, to mój obowiązek. O której jutro mam być?
—
Jutro? — spytał zdziwiony, ale zaraz jakby go oświeciło. — A, tak. Jutro, może
być ta sama pora, mam ważne spotkanie, więc pewnie się nie zobaczymy, ale Camil
na pewno otworzy ci drzwi.
Pomyślałam
o kobiecie, która niezbyt przyjaźnie odnosiła się w stosunku do mnie i po
plecach przebiegł mi zimny dreszczyk.
—
Będę się już zbierać — oznajmiłam, zerkając na zegarek znajdujący się na mojej
ręce. Było grubo po dwudziestej, kiedy ten czas zleciał?
—
Odwiozę cię — zaproponował, a ja natychmiast pokręciłam przecząco głową.
—
Dam sobie radę, zostań z Daikim, może cię potrzebować — mruknęłam cicho,
lustrując jego osobę przeciągłym spojrzeniem.
Zaciśnięte
w wąską kreskę usta wyraźnie mówiły mi o tym, że moje uparte zachowanie go zirytowało.
Mocniej pochwycił trzymaną tacę z jedzeniem, jakby ta powstrzymywała go przed
ujawnieniem na głos swoich myśli. Tak, zdecydowanie wyglądał na nieprzekonanego
do mojego pomysłu o samotnej wędrówce do domu, ale nie skomentował tego
postanowienia. Zamiast tego wyprostował się i zmierzył mnie poważnym
spojrzeniem, które niezbyt mi się spodobało.
— Jeśli nie chcesz, abym
cię odwiózł pozwól chociaż, że zamówię ci taksówkę, która odwiezie cię pod sam
dom. — To nie była prośba, a ja bardzo dobrze o tym wiedziałam. Odmowa w
słowniku Sasuke Uchihy w ogóle nie istniała.
Zmęczona
dzisiejszym dniem, chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu,
więc pokiwałam lekko głową, mówiąc:
—
Taksówka będzie w porządku.
Opuściłam
dom mojego byłego męża, gdy tylko pod bramę podjechała taksówka. Zatrzasnęłam
drzwi furtki i wsiadłam do granatowego samochodu, witając się z starszym
taksówkarzem, mimo zmęczenia, wiedziałam, że ta noc będzie należała do tych
bezsennych. Będę starała się zrozumieć działanie Sasuke. To, dlaczego
zamieszkał w naszym wymarzonym domu? Czemu nie ma w nim nawet śladu po żonie?
Jak mam się przy nim zachowywać, kiedy nie wiem czy zaraz nie wyjedzie z jakimś
czepiającym się mego serca tekstem?
Zerknęłam
na wejściowe drzwi pięknego domu, a gdy kierowca odpalił silnik, otworzyły się
one gwałtownie i wybiegł nimi Sasuke, niosąc w ręce moją torbę z lekami.
Zapomniałam, że została w pokoju Daikiego. Wszystko przez to przemęczenie.
—
Poczeka pan jeszcze chwilkę — poprosiłam ozdobionego łysiną kierowcę, a ten
zgasił silnik samochodu.
Brunet
dobiegł szybko do taksówki i otworzył tylne drzwi.
—
Zapomniałaś torby — powiedział szybko, podając mi moją własność. Nasze palce
musnęły się na moment, moje zagrzane od ogrzewania w samochodzie, jego zimne od
wieczornego powietrza.
—
Dziękuję — powiedziałam, czując jak w twarz uderza mnie jego gorący oddech.
Moje serce powoli przyspieszyło, zaskoczyła mnie ta reakcja, więc szybko
wsunęłam się w głąb samochodu.
Może
mi się wydawało, ale mogłabym przysiąść, że Sasuke uśmiechnął się pod nosem.
Położył torbę pod moimi nogami i zamknął drzwiczki taksówki. Słyszałam jak
poklepał dwa razy dach samochodu, kierowca ruszył, zostawiając za sobą
wysokiego mężczyznę, otoczonego aurą późnego wieczoru z rękoma schowanymi w
kieszeniach.
Tak,
ta noc zdecydowanie będzie bezsenna. Znowu.
więc tak
OdpowiedzUsuńnadrobię jak będę miała wolny czas! Teraz muszę zaliczyć polski - nie dość, że wychodzi mi 1 to jeszcze może mnie nie klasyfikować -.-
Ale spokojnie jak tylko wyjdę to od razu zabieram się za czytanie.
Cytat - uwielbiam cassandrę :D przeczytałam jej całe dary anioła
ale szablon świetny
dobra ja lecę :*
KC
No, no. Ruszaj cztery litery i zaliczaj ten polski!
UsuńHeh, ja właśnie dziś skończyłam ostatnią część. Tyle łez ;_;
KC
jakie wrażenia. przeczytałam 5 bo tyle było i powiedziałam, że dokupię sobie 6 jeżeli będzie warto przeczytać! Mam już 5 części ! :D
UsuńCzy Clary i Jace są razem?
Wrażenia są, skoro pod koniec ryczałam xD
UsuńNic ci nie zdradzę, kupuj, bo warto! Mówię ci!
Ja mam od koleżanki, ale ona ma dopiero od 3 części. Miałam duży problem, żeby dostać 1 w żadnej bibliotece nie mieli, tylko od 2! Nienormalni jacyś, co mi po drugiej! Ale koleżanka koleżanki miała pierwszą, więc udało mi się przeczytać wszystkie :D
Jace i Clary są ze sobą czy nie? Krótka piłka? i kto umarł
Usuńpowiedz!!
Ciężko...Oj ciężka atmosfera między nimi. Czekam z niecierpliwością, aż wszystkie te gromadzone emocje i niewypowiedziane słowa wybuchły i wyszły na światło dzienne. Teraz jest ciekawie, a dopiero wtedy...Oh ho ho ...:)
OdpowiedzUsuńNo jest dość ciężko, ale nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo. Na zaufanie trzeba sobie zapracować, a Sakura i Sasuke nie chcą się przed sobą otworzyć.
UsuńStaram się, aby było ciekawie, ale rozumiem, że czekasz na wyjaśnienie sekretów, postaram się sprostać zadaniu!
W ogóle powiem ci, że zaczęłam nadrabiać zaległości u ciebie został mi ostatni rozdział, także spodziewaj się mnie u siebie niedługo! :D
No heeeej ;3
OdpowiedzUsuńZapewne się mnie tu wcale nie spodziewałaś! xD
Nanami taka wścibska. Przyszła do domu Sakury, żeby ją schlać i wyciągnąć informacje o przeszłości z Sasuke! Bądź przeklęta, manipulantko!
Hm... Jestem bardzo ciekawa, gdzie mogła wyparować Nori i z jakiego powodu wzięła urlop na rządanie. No i przeznią Sakurcia ma więcej pracy xd
Hahhah, pytałaś się mnie na GG, czy podoba mi się ten mój Kei, któremu nadałam imię (a właściwie podsunęłam Tobie, kiedy o to zapytałaś xD), i muszę powiedzieć, że jak na razie jest zajeświetny *___* Hymy, hymy, ja to jednak dalej tkwię w przekonaniu, że on się będzie kręcił wokół Sakury xd (a ten ginekolog... specjalnie wybrałaś dla niego taki kierunek, prawda Ty mały zboczuchu? xD)
Domowa wizyta, choć krótka, w jakimś małym stopniu wpłynęła na relacje Sakury i Sasuke. Do tego nurtuje mnie też temat matki tych dzieciaków. Dlaczego nic w domu nie przypomina o niej? Czyżby Sasuke tak radzi sobie z bólem straty? A może żywi do zmarłej żony jakąś urazę? Nie wiem, nie wiem, ale jedno jest pewne - za szybko nam tego nie zdradzisz (a właściwie innym czytelnikom, bo ja jestem elytom i
oglondam rozdziały przed publykacjom B|)
Weny i całusy! ^*^
Shōri
Hej :*
UsuńNo nie spodziewałam się, nie spodziewałam! ;D
Tak, Nanami jest wścibska, ciekawska i mam dziwne zainteresowania, ale tą panią zdecydowanie lubimy! ;3
W życiu Nori ostatnio sporo się dzieje, ale spokojnie, ruda wróci! Spójrz na to z innej strony, jakby to Nori dostała funkcje opieki nad Daikim, to Sasuke nie zobaczyłby się z Sakurą! ;C A tego nie chcesz, prawda?
Kei chyba już na zawsze pozostanie twoją postacią, ty mu nadałaś imię, które kojarzy mi się z Tobą i twoim optymizmem, pomogłaś mi stworzyć jego charakter! Bądź dumna! B)
Heheheheheh, TYLKO NIE ZBOCZUCHU! A w sumie... ( jak ty mnie znasz ;3)
Wizyta krótka, ale po co przedłużać coś co nie miałoby większego sensu, gdyby zostało przedłużone. Dobrze kombinujesz Shori... XD
Cicho, elito xD :*
Dziękuję za komcia! :* :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBlogger taki zajebiaszczy. .__.
UsuńTo jeszcze raz...
OdpowiedzUsuńWitaj, dziewojo. ;>
Twoja beta powinna dostać po tyłku, zaprawdę powiadam!
Syn Sasuke nazywa się Daiki czy Dziki? Bo z dwa razy zamiast Daiki jest napisane Dziki. A tu proszę dowodziki:
"Sasuke z Dzikim na rowerze."
"- Dam sobie radę, zostań z Dzikim, może cię potrzebować – mruknęłam cicho, lustrując jego osobę przeciągłym spojrzeniem." ;D
Błędów jest mnóstwo (wybacz mi to wytknięcie, nie lubię błędów). Nie wiem, czy powinnam Ci je wypisywać. Może lepiej, żeby Twoja beta przeczytała rozdział jeszcze raz i popoprawiała to, co jest źle. Napiszę tylko pewną wskazówkę dla Ciebie i Ninja, bo ten błąd jest w całym Twoim opowiadaniu.
Przytoczę fragment Twojego opka:
- Odwiozę cię – zaproponował (...)
To jest wypowiedź, wiadomo. Napisana niepoprawnie. Widzisz różnicę między Twoimi "myślnikami"? Otóż ten króciutki to dywiz a ten dłuższy półpauza. Dywiz nie pełni funkcji myślnika, więc zamiast niego powinnaś napisać półpauzę albo pauzę. Wyglądało by to tak:
– Odwiozę cię – zaproponował (...) I to jest poprawne.
A jeśli chodzi o treść.
Rozdział mi się podobał. Wróciłaś na prawidłowy tor, cieszę się bardzo. To już nie wertepy, to chmura waty cukrowej. :3
Sasuś taki opiekuńczy. *_* Niestety nadal mam mu za złe dzieci NIE z Sakurą. .__.
Echm... czekam na następny tak lekki rozdział, bo czytanie takich jest relaksujące.
Pozdrawiam.
Penna
Witaj!
UsuńAż się dziwię, że chciałaś tyle razy walczyć z bloggerem! Ja sama mam z nim ostatnio tyle problemów, że szkoda słów.
Ja tu troszkę wstawię się za swoją betą, bo podejrzewam, że "Dziki" to moja wina. ._. Jak Shori oddaje mi rozdział i mój Word go wyświetla czasami sam chce mi pomóc i poprawia błędy, no i podejrzewam, że Daiki poprawił na Dziki. Jestem tego niemal pewna, bo już nie raz tak robił. ;c
Co do tych myślników i półpauz.... Ja sama nie wiedziałam czym się one różnią, więc nie wymagam, że wie to młodsza ode mnie dziewczyna. A przy pisaniu samo mi się tak robiło. No nic, przejrzę tekst jeszcze raz, sama i spróbuję naprawić to co mi tu wypisałaś.
Powiem ci, że dziękuję za zwrócenie mi uwagi, bo przyznam, że dużo się uczę z Twoich komentarzy.
Cieszę się, że wróciłam na prawidłowy tor. Nie jestem pewna czy chmura waty cukrowej jest dlatego, że przesłodziłam, czy z powodu lekkości pisania. xD
Dziękuję za komentarz.
Linki
Chodziło mi o lekkość czytania. Twoje opowiadanko nie jest (na szczęście) zbyt słodkie. Rozumiem, mi Word również czasem życie utrudnia.
UsuńCo do dywizów, pauz, półpauz... Kiedy zaczynałam "pracować" jako beta, sama nie wiedziałam, co to ten cały dywiz. Dopiero później wszystko sobie wyczytałam. Miło mi, że moje komentarze Cię uczą, z całą pewnością mnie to raduje. :D
Pisz (to wcale nie rozkaz xD), życzę weny. ;)
P
Heloł. Oesu, ZAKOCHAŁAM SIĘ W TYM OPOWIADANIU! POŁKNĘŁAM DZISIAJ WSZYSTKIE ROZDZIAŁY I CHCĘ WIĘCEJ! XD
OdpowiedzUsuńCzyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Fakt, robisz sporo błędów, najbardziej chyba powtórzeń. Zauważyłam jeszcze fakt, że źle odmieniasz słowo "oczy" i "uszy": nie powinno być "oczów", "uszów" tylko: oczu, uszu. Wydaje mi się, że "oczów" należy używać nie przy narządzie wzroku tylko takich "oczów" jak są np. w rosole, albo jak pójdzie przysłowiowe oczko w rajstopach. Tak samo tyczy się "uszów" nie przy narządzie wzroku, ale przy np. uchu dzbanka. ;) Chociaż pewna na 100% nie jestem, to jednak ta forma jakoś bardziej do tego przystaje.
Co do fabuły... Tak się kurcze wciągnęłam, że wszystko pochłonęłam! Sasuke ma dziecko. Nie! Sasuke ma dwójkę dzieci! Sakura go zostawiła, Sasuke miał inną kobietę, która... No właśnie, która? Nie żyje? Czemu jej nie ma na zdjęciach? KOMPLETNIE TEGO NIE ROZUMIEM.
Mam wrażenie, że facet, który podsyła Sakurze listy, to ojciec tej kobiety, z którą Sasuke zdradził Sakurę. Skoro mieli dziecko, to pewnie chciał, aby jego córka ułożyła sobie życie. Tylko pytanie.. Dlaczego Sasuke zdradził Sakurę? Przecież nic nie dzieje się bez powodu.
Nanami jest super! Taka zwariowana babka, już ją lubię. XD Padłam przy momencie, kiedy wyznała, że lubi malować nagich mężczyzn. XDD
Oseu dziewczyno... Pisz, bo piszesz zarąbiście (pomijając błędy, ale sama nie jestem dobra w pisaniu, więc powiedzmy, że na to tutaj nie patrze). Chodzi mi głównie o styl, bo jest lekki i przyjemny. Widać, że sporo się poprawiłaś. :3 Może mnie też się kiedyś uda... Kto wie. XD
Jeszcze jeden malutki błąd:
"— Chodź, coś ci pokarzę" - POKAŻĘ
No i to chyba wszystko. Aaaa! Szablon, już kiedyś o nim pisałam na fb. Jest ładny, w takich łagodnych, jasnych kolorkach. Podoba mi się. :3
Piszzz następnu rozdział, bo nie wytrzymam mentalnie! XD Miałam sama dzisiaj coś pisać, no, ale... Wyszło jak wyszło.
Pozdrawiam! ;)
Siemka! Miło mi powitać nową czytelniczkę. ;3 Późno zabrałam się za odpowiadanie na komentarze, ale dopiero teraz mój internet działa jak należy! :D
UsuńBłędy są i pewnie dalej gdzieś tam będą się pojawiać, ale staram się jak mogę by ich nie było, niestety te moje lenistwooo xD Ale dzięki za zwrócenie mi uwagi, następnym razem będzie lepiej! :D
No, Gemini tak mi nie wierzyła, że szablon śliczny, ale już tyle pochwał się na jego temat naczytałam, że aż nie wiem czy kiedykolwiek go zmienię xD
Co do następnego rozdziału... Jak to powiedziała kiedyś Penna - to prawdziwe wertepy! Nic nie jest gładkie i strasznie ciężko mi się go pisze. Nawet nie wiem kiedy się pojawi, bo mam straszne zaległości w szkole. ._.
Cieszę się, że blog się podoba i bardzo dziękuję za komcia!
Również pozdrawiam! :D
Pisałaś na GG, że jesteś bardzo dumna z tego rozdziału i się nie dziwię. Jak mam być szczera jest lepszy od wcześniejszego. Nie rozpisywałaś się nie wiadomo jak długo i to dobrze, pamiętaj lepsza jakość a nie ilość :D. Biedny mały chory na angine, brrrr nienawidzę tej choroby ;-;. Sasuke kochał cały czas Sakurę? Już sama nie wiem co mam myśleć haha o bohaterach, wcześniej wydawało mi się, że to nasz Pan Uchiha spowodował, że się rozstali a tu bam! Nagle kochał Haruno, a ona uciekła. W następnych rozdziałach sie pewnie dowiemy o co tak naprawdę chodzi. A może Sasuke kochał Sakurę, ale ona go zostawiła bo dowiedziała się, że jej mąż jest żigolo? XD hahaha ok moja głupia wyobraźnia. Już lubię Naomi, nie dość że artystka, to do tego taka jakaś....zajebista? xD Nie wiedzieć czemu, nasz ginekolog Kei nie przypał mi do gustu. Niech Sakura sie od niego trzyma jak najdalej. Po prostu nie lubie takich gości, lovelasów którzy od razu z takimi tekścikami wylatują. Może dlatego, że znam paru takich ;-;. Chociaż coś czuję, że Haruno może mieć z nim romans. A i na początku napisałaś że ma blond włosy....myślałam że to będzie Naruto xD. Kei nie dość, że na co dzień patrzy na kobiece narządy rozrodcze, to jeszcze mu mało,a to ruchacz xD.
OdpowiedzUsuńNo ja czekam na nexta ;* Wiem, że Tobie, jak i mi sie zbliżają testy, ale jebać je!
Pozdrawiam :)
przypadł* Pisać nie umiem ;/
UsuńNom, według mnie rozdział jest lepszy, bo nie mam ciągnących się opisów, ale też jeszcze nie taki jak powinien być! Zobaczysz, kiedyś będzie taki jak ja sobie wymarzę! :D
UsuńNaomi jest taką fajną postacią! Stworzyłam ją, bo Shori narzekała, że moje opowiadanie jest takie smutne. No to wreszcie pojawił się ktoś kto wprowadzi trochę humoru! :D
Ej! Ja tam lubię Kei'a! Nie skreślaj go tak szybko! ;D
Ty tu mi każesz olać testy, a wiem, że sama się uczysz :P
Dziękuję za komcia! :*
Cudowne to :3 a ja chora i ide spac :3
OdpowiedzUsuń:D Dzięki, zdrowiej!
UsuńKiedyś odwiedziłam już Twojego bloga i nie jestes w stanie wyobrazić sobie mojego zawodu, że już wtedy nie zapoznałam się z cudowną historią, którą tworzy Twoja wyobraźnią. Historią skrzywdzonej Sakury i zamartwiającego się Sasuke, co daje nam historię niezwykle tajemniczą i zagadkową o ich przeszłości.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kiedy Autorka przekazuje informacje stopniowo, nie obarczając ich zbytnią ilością czytelnika i z niezwykłą gracją nakreśla zarówno teraźniejszość, jak i przeszłośc bohaterów. Szczególnie w tej sytuacji, kiedy ich przeszłość jest wspólna. I to jakże wspólna. Małżeństwo nie jest zwykłą błahostką, o której z łatwością można zapomnieć. Tym bardziej, kiedy można dowiedzieć się o sobie nieprzyjemnych ploteczek, które przykładowo przekazała wścibska sąsiadka.
Cieszy mnie, że Sakura jest lekarzem. To takie swiste połączenie i nieodłączenie się od mangi, którą tak wszyscy kochamy.
Piszesz... przyjemnie. Z łatwością uciekają mi kolejne linijki rozdziałów, wydając się niewybaczalnie krótkie. Długimi dialogami wprowadzasz czytelnika w nastroje i postawy bohaterów, dająvc szerokie pole do popisu naszej wyobraźni.
Z niecierpliwością będę wyczekiwac kolejnego rozdziału.. dlatego życzę dużo weny! Pozdrawiam. ;)
Łał. Bardzo dziękuję Ci za komentarz i z góry przepraszam, że odpisuje tak późno. Zdradzę Ci, że strasznie poprawiłaś mi nim humor. Jak tylko go przeczytałam od razu zaczęłam się uśmiechać. Dziękuję. :D
UsuńFajnie, że podoba ci się powolne wkręcanie w fabułę, bo mi się czasami wydaję, że ciągnę to wszystko jak ślimak. XD
Powiem Ci, że jak wymyśliłam zawód Sakurze w ogóle nie myślałam, o mandze. Po prostu ciężko było mi wyobrazić sobie ją w moim opowiadaniu pod innym zawodem.
Szkoda, że te niewybaczalnie krótkie rozdziały nie piszą się równie szybko xD Tak bym chciała T.T
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, rodzinne problemy nie pozwalają mi się na nim skupić, ale mimo wszystko dziękuję za życzenia.
Również pozdrawiam. :D
No masz, ostatnio zostałam w tyle z tym blogiem, ale nadrobiłam! :D
OdpowiedzUsuńKurczę pieczone, tak mnie zainteresowała ta historia ._. Cały czas myślę o tym facecie, co dawniej pomógł Sakurze, a teraz ją najzwyczajniej w świecie szantażuje - bo inaczej tego określić nie można. Okazuje się, że zna jakieś jej sekrety - huh? Jak ważne muszą być te sekrety, skoro Sakura nie może się od niego uwolnić? Cholercia ._.
No i jeszcze jedna rzecz - matka dzieci Sasuke! Co raz częściej wydaje mi się, że te małe pociechy są adoptowane lub ich matka po prostu zmarła przy porodzie/zginęła w wypadku/rozwiodła się z Sasuke, a on po prostu nie chce o niej pamiętać, czy cuś, bo jest to dla niego zbyt bolesne.
No i pięknie się złożyło, że Sakura zaopiekuje się Daikim na czas choroby! Już gdy Tsunade o tym wspomniała, podejrzewałam że chodzi o wiadomo kogo, więc nie zawiodłam się. :3
Dobra, komentarz ode mnie trochę krótszy dzisiaj, ale to przez tę godzinę. ._. Wybaczysz mi, prawda? :c
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny, bo już nie mogę doczekać się dalszej części tej historii! :3
Miło Cię tu widzieć :D
UsuńHeh, o to chodzi byś myślała nad tym co się wydarzy! Przy okazji poczekasz sobie dłużej, bo nie wiadomo kiedy będzie kolejny rozdział ._. Linki walczy o ocenki, ale też jadę na wycieczkę w następnym tygodniu, więc nie ma nawet cienia szansy, że cokolwiek pojawi się w tym miesiącu. :C
Ale plan na następne rozdziały jak najbardziej obcykany jest i mam nadzieję, że wynagrodzę to czekanie. :D
Ej! Ja myślałam, że wiesz, że zaskoczę wszystkich tą moją pomysłowością co do propozycji Tsunade, a tu taka lipa! JAK MOGŁAŚ ZNISZCZYĆ MI MARZENIA!
Oczywiście, że wybaczam. Sama ledwo na oczy patrze, a jest osiemnasta dopiero >.<
Wena się przyda, zwłaszcza jak już zabiorę się za pisanie!
Dziękuję za komentarz :*
Witam Cię, mam nadzieję, że mnie pamiętasz ;)
OdpowiedzUsuńTak długo mnie nie było, że pomyślałam, że będę mieć mnóstwo rozdziałów do nadrobienia u Ciebie (bo prawda jest taka, że milej się czyta kilka postów podrząd, niż tylko jeden rozdział i to w dodatku krótki). A tu taka niespodzianka, jest tylko jeden! Ale przynajmniej nie taki krótki ;D Rozdział jak zwykle na wielki plus mimo że, od razu wiedziałam, że Sakura jedzie do Uchihy :P Coś zaczyna iskrzyć między nimi, więc liczę powoli na coś więcej ^^ Szkoda mi tylko w tym wszystkim Daisuke, który biedny męczy się i choruje. No, ale jeśli dzięki niemu Sakura i Sasuke będą się widywać, to muszę to przeżyć xD
Poza tym, ponownie jest poruszana kwestia żony Uchihy, narazie wszystko się sprowadza do tego, że ona najprawdopodobniej nie żyje, albo opuściła swoją rodzinę. Lecz bardziej skłaniam się ku pierwszej opcji ;) Czekam tylko, aż wszystko się wyjaśni.
Z niecierpliwością oczekuję następny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się niebawem, bo w końcu u Ciebie też jest już lekki postój :P
Aaaaa i wybacz, że nie odpisałam Ci na Twojego maila, ale w sumie podałam go jakby ktoś chciał się ze mną skontaktować, a i tak nikt do mnie nie pisał, więc nie wchodziłam tam przez dłuuuuugi czas. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :(
U mnie był wielki zastój, muszę się przyznać, że nawet zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga, ale znowu przyszły wakacje, więc myślę, że teraz z powodu mnóstwa wolnego czasu coś będę znowu skrobać ;)
Ty także tak szybko nie rezygnuj! Bo czytelnicy czekają! ;)
Buziaki i wiedz, że chcę więcej xD ;*
No witam, jak miałabym zapomnieć? No jak? :D
UsuńAj wiem, że powinno się więcej rozdziałów pojawić od twojej ostatniej wizyty, ale no wiesz... tak wyszło!
Ty nie oczekuj tu mojego rozdziału tylko sama coś napisz! Bo ja tak do ciebie zaglądam i smutam, bo nic nie ma nowego. T.T
Ale tego maila to ci nie wybaczę, jak mogłaś! Od teraz będę do ciebie pisać pilne maile byś częściej zaglądała na pocztę, co ty na to? ;3
No nie rezygnuję, staram się coś pisać, cały czas :*
Całusy, misiaczki i kolorowe serduszka ♥♥♥ :*
Linki
Dawno nie czytałam niczego, co wciągnęło by mnie w takim stopniu jak to opowiadanie. Przeszłość Sakury dozujesz z iście lekarską precyzją. Proszę, wróć do pisania i dodaj kolejne części :)
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję. :D
UsuńMiły kopniak z pewnością mi pomoże :D Nie opuściłam bloga, historia o losach Sakury cały czas się pisze, także niedługo wrócę z kolejnym rozdziałem ;)
Zakręcona autorka - Linki ;*
Czekam i czekam na cdn pisz kochana pisz bo jesteś w tym świetna
OdpowiedzUsuńdziękuję, staram się, staram :D
UsuńNie opitalaj się; nie po to to czytała, żebyś kończyła w takim momencie. XD Kiedyś tam jeszcze wpadnę, tym razem z długim komentarzem, bo wszystko, co chcę wiedzieć, usłyszysz w wywiadzie xD
OdpowiedzUsuń