,Możliwe, że spędzę nawet kilka minut,
szukając choćby śladu kolorowego powietrza,
choć wiem, że go nie znajdę."
Kevin Brooks
Stojąc
między kartonowymi pudłami, leżącymi jedno na drugim w salonie, rozkładałam bezradnie
ręce. Dochodziła już druga w nocy, a ja cały czas zawalona byłam własnymi - od
dziś - rzeczami, które koniecznie musiałam rozpakować, bym rano mogła jakoś
odnaleźć się na nowym miejscu. Kiedy tylko wróciłam z pracy od razu udałam się
do domu mojej mamy, by zabrać torbę, z którą przyjechałam. W samych drzwiach
przywitała mnie Kazumi. Stwierdziła, że mam się udać do mieszkania babci, a tam
wszystko już na mnie czeka. Zdziwiona, z towarzyszącym mi uczuciem, że cała ta
sytuacja wcale mi się nie podoba, dotarłam do bloku, w którym teraz miałam
mieszkać. Tak jak mnie poinformowano, pod wycieraczką czekały na mnie klucze do
mieszkania. Otwierając drzwi przeżyłam prawdziwy szok. W pomalowanym na
ciemnozielono korytarzyku dostrzegłam kilkanaście kartonów podpisanych ciemnym
markerem: naczynia, książki itp.
Westchnęłam tylko ciężko wiedząc, że mama z babcią nieźle mnie wpakowały i
zabrałam się do rozpakowywania.
Mieszkanie
mojej babci, które teraz miałam zamieszkiwać nie było skąpane w luksusach.
Jednak patrząc na jasną tapetę z maleńkimi, białymi kwiatkami i skromnie
urządzone wnętrze salonu czułam się jakbym wreszcie była w odpowiednim dla mnie
miejscu. Zerknęłam na niziutką ławę, na której stały jeszcze dwa kartony i
westchnęłam cicho. Mimo tego, że jadąc do Konohy nie zabrałam ze sobą wielu
rzeczy, a właściwie tylko jedną torbę, to mama razem z babcią uparły się, że
musze zabrać z rodzinnego domu parę przedmiotów, które - według nich - będą mi
potrzebne.
—
Szalenie przydatne — mruknęłam, wyciągając ze stojącego obok mnie pudła
patelnie. Już trzecią z rzędu.
Większość
przedmiotów, które dostałam były jakimiś talerzami lub garnkami. Ale oczywiście
nie zabrakło wśród tego wszystkiego rodzinnych pamiątek w postaci albumów ze
zdjęciami. Zauważyłam nawet kilka drobiazgów z mojego starego pokoju! Z nich
najbardziej się ucieszyłam.
Babcia
wyszła ze szpitala dwa dni temu i już - z tego co słyszałam - dawała się mojej
mamie we znaki. Byłam ciekawa jak synowa
z teściową będą funkcjonować pod jednym dachem, jeśli nawet krótkie wizyty
powodowały sprzeczki. Ale w końcu same przystały na taki układ. Przeprowadzka
nie była moim pomysłem, więc w zasadzie niech sobie teraz jakoś radzą.
Wypakowując
ostatni, leżący na podłodze karton, starłam pot z czoła.
—
No, na dziś już chyba wystarczy.
Zostały
mi tylko dwa kartony z napisem ubrania. Postanowiłam zostawić je sobie na
jutro, byłam już zbyt zmęczona, aby teraz babrać się w ciuchach. Z samego rana
musiałam się zebrać do pracy, a przez te wypakowywanie nawet nie zauważyłam jak
mi czas zleciał.
Zgasiłam
w salonie światło i, dumna z prawie skończonej roboty, poczłapałam się do
sypialni. Pomieszczenie to nie należało do największych, właściwie był to
maleńki, pomalowany na jasnofioletowy kolor pokoik z łazienką, w którym na
środku stało dwuosobowe łóżko. Po obu jego stronach stały drewniane szafeczki z
ręcznie rzeźbionymi na nich kwiatami, na każdej dumnie prezentowała się lampka
we wrzosowym kolorze. Otworzyłam dość sporych rozmiarów szafę rogową, w której
wisiały już niektóre moje ubrania. Zgarnęłam z półki piżamę i udałam się pod
prysznic. Po tym krótkim, ale odprężającym zabiegu, zakopałam się w pościeli z
myślą, że jutro pewnie będę wyglądać jak strach na wróble.
Rano
na wpół przytomna piłam w kuchni kawę. Siedziałam, jak kret w swojej norze, za
zasłoniętymi roletami, próbując jakoś się obudzić. Oczy miałam podpuchnięte,
włosy - mimo walki ze szczotką - rozczochrane, wszystko mnie bolało i odnosiłam
wrażenie, że zaraz zasnę na siedząco. Potrząsnęłam gwałtownie głową, wybudzając
się z otępienia. Wstałam od stołu i zdążyłam jeszcze opłukać kubek, zanim
wyszłam z mieszkania.
Klatka
schodowa była mała i do połowy pomalowana jasną zieloną farbą, a od połowy
białą. Trzymając się metalowej poręczy, schodziłam po schodach, co chwilę
pocierając zaspane oczy. Nagle w całym budynku rozległa się głośna muzyka,
dochodząca z któregoś mieszkania. Schodząc piętro niżej coraz wyraźniej
słyszałam hałas, który z całą pewnością pobudził już większość sąsiadów.
Spojrzałam na zegarek, wskazujący szóstą i na brązowe drzwi, zza których
słyszałam głośne dźwięki jakiegoś rockowego kawałka. Zagryzłam dolną wargę,
myśląc nad tym, czy aby nie powinnam zapukać i poprosić głośnego sąsiada o przyciszenie
muzyki oraz dał szansę innym się wyspać. Czułam, że powinnam tak postąpić, ale
mała część mnie kazała się nie wtrącać. Szkoda tylko, że nigdy tej części nie
słuchałam, bo zanim rozważyłam wszystkie „za” i „przeciw”, dzwoniłam już
dzwonkiem czekając, aż ktoś mi otworzy. Muzyka przycichła, a ja usłyszałam jak
ktoś, warcząc pod nosem, walczy z przekręceniem zamka. Moje serce wywinęło
gwałtownego koziołka, gdy tylko usłyszałam skrzyp otwieranych drzwi.
—
Czego?
Zdębiałam.
Przede
mną stała niska blondynka, której długie włosy spięte były w wysoką kitkę.
Natychmiast spostrzegłam ich niebieskie końcówki, nijak nie pasujące do
okrągłej, dziecięcej buzi. Patrzała na mnie iskrzącymi, zielonymi oczami, które
z minuty na minutę stawały się coraz bardziej zaciekawione.
—
Mogłabyś ściszyć muzykę? — szykując się na konfrontację z fanatykiem głośnej
muzyki, w ogóle nie pomyślałam, że przyjdzie mi się zmierzyć z kobietą.
—
Właśnie to zrobiłam... coś jeszcze?
Włożyła
do buzi okrągłego, czerwonego lizaka i zacmokała dwa razy, opierając się o
futrynę. Zlustrowałam jej ubranie, które składało się z krótkiej niebieskiej i
odsłaniającej brzuch bluzeczki oraz ciemnoszarych leginsów. Poczułam się trochę
lepiej mając świadomość, że jestem bardziej ubrana. Nie żebym miała się czego
wstydzić, ale no... powiedzmy, iż taka świadomość zapewniała mi komfort.
—
Niedawno się wprowadziłam i... — spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym
"Zauważyłam". — … i mam nadzieję, że nie będę musiała uciszać cię
codziennie.
Zaśmiałam
się nerwowo.
Czerwony
lizak w szybkim tempie powędrował prosto pod mój nos, a dziewczyna uśmiechnęła
się do mnie z drwiną.
—
Masz jaja — przyznała, a ja nie wiedziałam, czy mam się obrazić, czy przyjąć to
jako komplement.
—
To jak będzie z tą muzyką?
—
Zgoda, nie będę rozkręcała jej na maksa, ale to nie znaczy, że przestanę w
ogóle słuchać muzyki — zastrzegła. — To pomaga mi w pracy.
Spojrzałam
na nią z wysoko uniesioną brwią i ponownie obejrzałam jej ubiór. Tak,
zdecydowanie nie chodzi się do pracy.
—
Pracy? — spytałam powątpiewająco.
Dziewczyna
zaśmiała się, najprawdopodobniej z mojej miny i przytaknęła.
—
Jestem artystką, maluję — odparła nieskromnie z wyraźną dumą.
Nie
za bardzo wiedziałam co mam odpowiedzieć na to wyznanie, więc po prostu
uśmiechnęłam się krzywo i wyciągnęłam w jej stronę dłoń.
—
Jestem...
—
Sakura — dokończyła za mnie, wprawiając mnie w niemałe zdziwienie.
Wyprostowałam
się gwałtownie, jak kołek i zmierzyłam ją podejrzliwy spojrzeniem.
—
Skąd znasz moje imię? — chyba warknęłam, ale zrobiłam to tak szybko, że nie
zwróciłam uwagi.
—
Chodziłyśmy razem do szkoły. — W dalszym ciągu musiałam patrzeć na nią
podejrzliwie, bo natychmiast dodała — Możesz mnie nie pamiętać, byłam w
młodszej klasie, ale twoje włosy... Można powiedzieć, że wyryły mi się w
pamięci.
Wykrzywiła
usta coś na wzór miłego uśmiechu, a ja głośno westchnęłam.
—
Niestety, ja cię nie pamiętam — przyznałam i zrobiło mi się głupio.
—
Nanami Anzai, ale znajomi mówią do mnie Nami.
W
dalszym ciągu jej imię nic mi nie mówiło, więc uśmiechnęłam się do niej
niepewnie i uścisnęłyśmy sobie dłonie. Pomyślałam, że miło byłoby mieć jakąś
sąsiadkę, z którą można by spotkać się na klatce schodowej i pogadać. Rzuciłam
okiem na zegarek, znajdujący się na mojej ręce i natychmiast spojrzałam na moją
nową znajomą przepraszająco.
—
Muszę już iść, czas goni. Mam nadzieję, że dasz innym spać.
Pożegnałyśmy
się, a ja szybko zbiegłam po schodach, zadowolona z tego, że nie słyszę już
dudniącej muzyki. Przed wyjściem z klatki schodowej jeszcze szybko sprawdziłam
skrzynkę pocztową, zgarniając z niej mały stosik kopert. Obiecałam babci, że
jeśli znajdzie się tam coś dla niej to przekażę jej po powrocie z pracy, gdy
wstąpię do nich na herbatę. Zresztą, pewnie sama bym tam polazła, chcąc wybadać
sytuację i dowiedzieć się jak babci mieszka się z moją nadopiekuńczą i
rozhisteryzowaną mamą.
Szybko wyszłam z bloku
wiedząc, iż aby nie spóźnić się do pracy muszę znacznie przyspieszyć kroku.
Chłodne powietrze sprawiło, że natychmiastowo się wybudziłam i choć nadal byłam
śpiąca, jakoś to zniosłam. Po drodze mijałam znajome twarze różnych ludzi,
cieszyłam się, że nikt jakoś specjalnie się mną nie interesuję, mogłam spokojnie
przejść główną ulicą i nikt nie patrzył na mnie z mordem w oczach. Chyba fakt,
że wróciłam przestało wzbudzać sensację.
Po
wejściu do szpitala przywitałam się z Nori i zabierając z jej biurka karty
moich dzisiejszych pacjentów, weszłam do pomieszczenia obok, a tam zasiadłam,
przeglądając ich zawartość. Pogrążona w lekturze, nawet nie zauważyłam jak do
pokoiku wkroczyła moja koleżanka z pracy, niosąc w dłoni plastikowy kubeczek z
kawą.
Nori
wyglądała dziś naprawdę ładnie. Jej rude, układające się w sprężynki włosy
delikatnie okalały szczupłą twarz. Po raz pierwszy widziałam ją w makijażu.
Przez chwilę zastanawiałam się nawet, cóż się kryje za tym starannie
dopracowanym wyglądem, ale zanim zdążyłam się spytać, zostałam uprzedzona:
—
Recepcja powiadomiła mnie, że twój pierwszy pacjent, a raczej jego mama
odwołała wizytę, przekładając ją na jutro. — Uśmiechnęła się tak… tak smutno,
kładąc parującą, czarną ciecz na blacie.
Pochwyciłam
kubeczek w obie dłonie i, z cichym pomrukiem, zanurzyłam usta w kawie.
—
Wyglądasz jak żywy trup — skomentowała po chwili i żwawym krokiem podeszła do
drzwi, opierając się o nie.
Westchnęłam cicho w
odpowiedzi, ale zaraz dodałam:
—
Wczoraj się przeprowadziłam i mój wolny wieczór został zasypany kartonami. Całe
godziny spędziłam, aby to wszystko wypakować, a jak już skończyłam, to po prostu
padłam na twarz ze zmęczenia. - pozwoliłam sobie na ciche ziewnięcie i na
powrót wsadziłam nos w kubeczek.
—
To faktycznie miałaś pracowity wieczór. No nic, ja dziś wpadłam dosłownie na
moment do pracy i właściwie już się zbieram. Pogadamy kiedy indziej, cześć! —
machnęła mi ręką i wyszła, zanim zdążyłam zapytać ją o cokolwiek.
Zmrużyłam
oczy, cały czas wpatrując się w zamknięte drzwi. Byłam strasznie ciekawa tego,
co też takiego mogło się stać, ale doszłam do wniosku, że i tak nie warto
pytać. Będzie chciała powiedzieć to powie. Odłożyłam kawę na biurko i chwyciłam
za swoją torebkę, wyjmując z niej dzisiejszą pocztę. Wszelkie rachunki
położyłam na blat - wcześniej doszłyśmy z babcią do porozumienia, że ja zajmę
się uregulowaniem rachunków - a resztę miałam do przekazania Emiko, tuż po
pracy. Mój wzrok natychmiast spoczął na ciężkiej, białej kopercie bez znaczka.
Zmarszczyłam brwi próbując wypatrzeć na niej choćby nadawcę, ale była czysta.
Zaniepokojona takim stanem rzeczy, szybkim ruchem zabrałam się za otwieranie
białego prostokąta.
Patrząc
na jej zawartość zamarłam, przykładając drżącą dłoń do ust. Co za dupek! Moje
zaskoczenie natychmiast przemieniło się w złość i, nie czytając nawet
znajdującego się w środku małego liściku, wrzuciłam kopertę z powrotem do
torebki. Zdenerwowana i upokorzona, wplotłam dłonie we włosy i odchyliłam się
na krześle, łapiąc kilka kojących oddechów.
Nie
wiem ile czasu zajęło mi uspokojenie własnych emocji, ale dopiero, gdy rozległo
się pukanie do drzwi i usłyszałam ciche "można?", a do środka
wkroczyłam czarnowłosa kobieta trzymając małą, przerażoną dziewczynkę za
rączkę, wróciłam na ziemię.
—
Witam, jestem Sakura! — oznajmiłam, przyklejając na twarz radosny uśmiech.
Kończąc
pracę zamknęłam tylko gabinet i
zostawiając kluczyki w recepcji, ruszyłam prosto do rodzinnego domu. Musiałam
zanieść babci listy, które należały do niej. Chciałam jak najszybciej znaleźć
się w własnym mieszkaniu. Czułam, jak biała duża koperta ciąży mi w torebce.
Westchnęłam cicho, wiedząc, że pewnie nigdy nie uwolnię się od tego człowieka.
Wchodząc
do domu nie zdziwiło mnie to, że drzwi są otwarte. Moja mama rzadko kiedy je
zamykała, nawet wtedy, gdy gdzieś wychodziła. Twierdziła, że jak mają nas
okraść, to i tak to zrobią. Zresztą, kto włamie się do domu, w którym mieszkał
policjant?
—
Jestem! — krzyknęłam, rozglądając się po korytarzu.
—
W salonie.
Udałam
się za głosem mamy i, wchodząc do sporego salonu, od razu spojrzały na mnie
trzy pary oczu. Na kanapie, z filiżanką w ręku, siedziała pani Yamanaka. O mało
nie jęknęłam widząc jej zaciekawienie. Zapewne tylko czekała, aż się na nią
napatoczę. Że też musiało się to stać dziś, kiedy nie miałam nastroju na
jakiekolwiek pogaduszki.
—
Dzień dobry — burknęłam cicho. — Babciu
mam dla ciebie te listy.
Emiko
siedziała na jednym z foteli, z nogą w gipsie, położoną na wysokim stołku. Cała
rozpromieniła się na mój widok i kiedy mama oraz pani Yamanaka nie spoglądały w
jej stronę strzelała głupie miny. Widać było, że towarzystwo, w którym zmuszona
była przebywać, wcale jej nie odpowiadało.
—
Chodź mnie uściskaj, a nie! Jeśli umrę jutro, będziesz mieć wyrzuty sumienia!
Spojrzałam
na jej uśmiechniętą twarz i nie mogąc się powstrzymać, uściskałam ją z całej
siły całując lekko w policzek. Od razu obrzuciło mnie karcące spojrzenie mamy,
ach, zapomniałabym o jej nienagannej opinii w oczach sąsiadów. Takie zachowanie
nie przystaje, nie przy największej plotkarze! Wręczyłam babci listy i już
miałam się zbierać, gdy rozległ się przymilny głos pani Yamanaki:
—
Już idziesz? Zostań z nami jeszcze troszkę. Tak dawno cię nie widziałam, ile to
już będzie? Czternaście lat?
—
Gdzieś koło tego - odparłam wymijająco, szukając ratunku w spojrzeniu babci.
—
Sakuro, pani Yamanaka ma rację. Zostań i dotrzymaj nam towarzystwa.
Głos
mojej mamy był chłodny i opanowany, jak zawsze w obecności obcych ludzi.
Zazgrzytałam zębami wiedząc, że jeśli w tej chwili wyjdę, będzie się na mnie
gniewać przez miesiąc. No za jakie grzechy?
—
Dobrze, zostanę. Co słychać u Ino?
Umościłam się w wolnym
fotelu naprzeciwko babci. Wiedziałam, że jeśli tylko temat rozmowy zejdzie na
moją dawną przyjaciółkę, pani Yamanace rozwiąże się język, a ja nie będę
musiała odpowiadać na krępujące mnie pytania. I tak rzeczywiście się stało, bo jej
oczy rozbłysły jak lampki na choince. Zachichotała cicho, jakby coś ją
rozbawiło i zaczęła opowiadać:
—
U Ino wszystko w jak najlepszym porządku, niedawno się zaręczyła! To była taka
romantyczna chwila, kolacja w Paryżu! Och, mówię wam, drogie panie! Pierścionek
kosztował majątek! Ale Shino - jej narzeczony - to dobra partia, moja córka
potrafi docenić jeśli ktoś się o nią stara... — łypnęła na mnie pouczającym
wzrokiem. — Ostatnio razem z przyszłym mężem oglądali dom, w którym zamierzają
zamieszkać zaraz po ślubie...
Westchnęłam
pod nosem. Zamiast znaleźć się w krzyżowym ogniu pytań, słuchałam nowinek o
sielskim życiu Ino Yamanaki.
Wracając
od mamy czułam się tak, jakby przejechał mnie czołg w postaci pani Yamanaki. Ta
kobieta była niemożliwa! Idąc w stronę mojego osiedla, przypomniałam sobie, że
miałam jeszcze skoczyć do pobliskiego sklepu po jakieś jedzenie, bo wiatr w
mojej lodówce niemal gwizdał. Zrobiłam więc szybkie zakupy i, niosąc w dłoni
siatki, kroczyłam uliczkami miasteczka. Właśnie przeszłam przez ulicę i weszłam
na chodnik, gdy zza zakrętu wyszedł Itachi ciągnąc za rękę wyrywającego się
Daikiego. O mało co z wrażenia nie opuściłam reklamówek, widząc jak chłopczyk,
zaraz po dostrzeżeniu mojej osoby, gwałtownie przystanął, a na jego twarzy
pojawił się szeroki uśmiech. Mojemu wzrokowi nie umknął czarny zabawkowy
pistolet, który trzymał w swojej małej rączce. I wtedy znów uderzyła mnie myśl,
jak bardzo są do siebie z Sasuke podobni.
Itachi także przystanął, widząc jak Daiki nie
ma zamiaru ruszyć z miejsca. Spojrzał na uradowaną minę chłopca i idąc za jego
spojrzeniem natrafił na mnie. Byłam pewna, że w tamtej chwili wyglądałam jak
dojrzały pomidor, trzymający w dłoni siatki. Nawet nie wiedziałam, dlaczego
było mi tak głupio!
—
Miło cię widzieć, Sakuro. Ładny kolorek — parsknął śmiechem, a ja poczułam
wypieki na policzkach jeszcze dotkliwiej, tym razem ze złości.
—
Jak widzę tobie za to humorek dopisuje — burknęłam.
Twarz
Itachiego jakby spochmurniała i znów spróbował pociągnąć Daikiego za rękę, ale
ten ani drgnął. Cały czas przyglądał mi się z uśmiechem, którego nie mogłam nie
odwzajemnić. Po chwili na moich ustach zatańczył taki sam wyszczerz.
-
Daiki, no rusz się. Przez ciebie zaraz się spóźnię, a szef obedrze mnie ze
skóry!
Widać
było, że brunet traci cierpliwość, ale młody Uchiha nic sobie z tego nie robił.
Puścił rękę wujka, a właściwie to ją wyszarpnął i usiadł na środku chodnika.
-
Nie idę, nóśki mnie bolą!
Ledwo
co zdusiłam w sobie śmiech, widząc jak stojący nad nim Itachi wręcz wrze ze
złości.
—
Ja zwariuję, no powiedz mu coś! — zwrócił się do mnie, a ja uniosłam ręce w
górę.
—
Wolałabym się nie wtrącać, ale jeśli Daiki nie wstanie z ziemi to się
przeziębi.
Mały
spojrzał na mnie wielkimi czarnymi oczami, a po chwili wstał grzecznie.
Spojrzałam z dumą na stojącego obok Itachiego, a on uśmiechnął się do mnie tak
jakoś dziwnie.
—
Musisz wyświadczyć mi przysługę - oświadczył.
O
nie, nie, nie, nie, nie! Nie dam się wrobić!
—
Nie wiem co ci chodzi po głowię, ale moja odpowiedź brzmi: nie.
—
Zajmiesz się Daikim, tylko na chwilę, zaraz ma przyjść po niego opiekunka.
Wprawdzie umówiliśmy się z nią w innym miejscu, ale zaraz zadzwonię do Sasuke,
by uprzedził ją o zmianie planów, to będzie dosłownie moment. Tu niedaleko jest
plac zabaw, tam każę przysłać Sumi. Naprawdę mi się spieszy, zaraz spóźnię się
do pracy, a szef już i tak jest na mnie nieźle wkurzony!
Westchnęłam
ciężko, odmowa zawsze wychodziła mi najgorzej.
—
Nie, Itachi. Ja także się spieszę, mam ze sobą dość ciężkie zakupy i nie będę
się szlajać po pracach zabaw.
—
Pamiętasz jak obiecałem, że nie powiem Sasuke o twoim powrocie? Nawet nie wiesz
jak musiałem kombinować, by mama się nie wygadała. Teraz twoja kolej. Przysługa
za przysługę, Sakura! —odparł chytrze.
Zmarszczyłam
gniewnie brwi, wiedząc, że zostałam postawiona pod ścianą.
—
Dobra — burknęłam.
Spojrzałam
wkurzona na wielki uśmiech bruneta, wcale nie podzielając jego radości. Nawet
nie zdążyłam zapytać się, o której będzie ta cała Sami… Somi… Sumi czy jak jej
tam, bo Uchiha zdążyła przekazać Daikiemu, że ja się nim zajmę i pobiegł w
swoją stronę. Westchnęłam cicho starając się uspokoić i spojrzałam na chłopca.
—
To co, plac zabaw?
Zirytowana
do granic, siedziałam na ławce przy placu zabaw i nie mogłam powstrzymać się od
ciągłego spoglądania na zegarek. Opiekowałam się Daikim już godzinę, a po
jakiejkolwiek opiekunce nie było ani śladu. Chłopiec wesoło śmiał się, kręcąc
na karuzeli. Sama ledwo hamowałam swój uśmiech, widząc jego radość. Ignorowałam
pojedyncze ukłucia w klatce piersiowej, gdy tak przez dłuższą chwilę mu się
przypatrywałam. Bez przerwy zastanawiałam się, co się stanie, jeśli nikt po
niego nie przyjdzie? Czy powinnam zabrać go do domu?
—
Przepraszam za spóźnienie.
Odwróciłam
gwałtownie głowę, słysząc za sobą męski głos.
Spotkanie się przedłużyło - odparł Sasuke i
okrążając ławkę usiadł obok mnie.
Siedząc
jak sparaliżowana, wpatrywałam się w jego osobę. Nie wyglądał na zaskoczonego
moim widokiem, co najgorsze, on wiedział, że ja zajmuję się Daikim!
Najwyraźniej tylko ja byłam niedoinformowana. Spojrzałam w jego stronę
gniewnie. Czarny płaszcz i spodnie od garnituru prezentowały się nienaganne -
wyglądał tak... inaczej, za to jego oczy były takie jak zawsze: ciemne, niemal
czarne, niezdradzające żadnych myśli. Oboje milczeliśmy, nie wiedząc jak mamy
się zachować, chciałam wstać i iść już do domu, ale czułam się tak, jakbym była
do tej ławki przyklejona, nie mogłam się ruszyć.
Po
placu zabaw rozległ się głośny pisk:
—
Tataaa!
Daiki
natychmiast wyskoczył z karuzeli, zanim ta zdążyła się dobrze zatrzymać, i
biegł w stronę Sasuke z otwartymi ramionami. Siedzący obok mnie brunet odłożył
na ławkę brązową teczkę, której wcześniej nie zauważyłam i kucnął, by mały mógł
z rozpędu go przytulić. Wpatrywałam się w ten obrazek jak urzeczona, rumiany od
wiatru Daiki tulący się w ramionach swojego ojca, który wyglądał na lekko
speszonego. Z mojego powodu?
—
Myslałem, ze nie psyjdzies — wyrzucił z siebie.
—
Daj spokój, przecież wiesz, że bym cię nie zostawił. — Sasuke wyprostował się
gwałtownie, zerkając na syna karcącym wzrokiem. Przecież on nie powiedział nic
złego!
Zmarszczyłam
gniewnie brwi.
—
Opiekunka miała po niego przyjść i to już dawno. Miał prawo się martwić,
przecież wcale mnie nie zna — burknęłam, i tym razem to ja skarciłam Sasuke
wzrokiem.
Zacisnął
usta w wąską kreskę, ale nie skomentował mojej wypowiedzi, zamiast tego zwrócił
się do Daikiego oznajmiając mu, że czas się zbierać.
—
Idziesz z nami?
—
Co? — spytałam oszołomiona.
—
Pytałem, czy...
—
Wiem, o co mnie spytałeś! Ale nie wiem czy to dobry pomysł.
Uchiha
przechylił głowę w bok przyglądając mi się w uwagą. Widać było, że intensywnie
się nad czymś zastanawia.
—
Boisz się zostać ze mną sam na sam? — spytał.
—
Co? Nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. Nie chcę plotek, to wszystko.
—
Od kiedy tak bardzo przejmujesz się zdaniem innych ludzi? Jakoś wcześniej ci to
nie przeszkadzało — prychnął.
Wyraźnie
zdenerwowała go moja odpowiedź, bo nagle jego twarz stężała, a oczy stały się
zimniejsze. Mimo wszystko nie chciałam, aby był na mnie zły, więc zdobyłam się
na minimalny, słaby uśmiech.
—
Wcześniej nie posiadałeś dzieci, które trzeba chronić. —Spojrzałam na
przysłuchującego się naszej rozmowie Daikiego. — Dam sobie rękę uciąć, że nie
powiedziałeś im o niczym, co miało miejsce w przeszłości, I chyba nie chcesz,
aby dowiedziały się tego z plotek. Poza tym ja też mam swoją rodzinę, Sasuke. I
musze ją chronić.
Mina
mu złagodniała. Chyba zrozumiał.
—
Masz rację, ale uważam, że mogę ci postawić kawę za drobną przysługę.
Przewróciłam
oczami, wiedząc, że Uchihowie nigdy nie odpuszczają i nie lubią mieć długów
wdzięczności.
—
Zgoda — mruknęłam cicho, opatulając się ciaśniej kurtką, a Sasuke wyrwał mi z
dłoni reklamówki z zakupami.
Siedząc
w kawiarni razem z Sasuke i Daikim próbowałam przekonać samą siebie, że to jest
właściwe. Ot, dwójka dawnych małżonków pije razem kawkę. To nic takiego! Jednak
nijak nie mogłam się wyluzować. Cały czas spinałam się jak kołek i z braku
tematów do rozmowy udawałam, że piję. Od czasu do czasu zerkałam w stronę
Daikiego, który z niesamowitą prędkością pochłaniał kolejny kawałek ciasta. Z
upaćkaną buzią wyglądał przekomicznie.
—
Przepraszam, że musiałaś tyle czekać, ale opiekunka zapomniała przyjść po
Daikiego, a ja musiałem odwoływać spotkania, żeby po niego wpaść. I tak jedno
się przedłużyło.
Spojrzałam
na Sasuke zdziwionym wzrokiem, nie wiedząc po co mi to mówi. Ale zaraz
prychnęłam cicho pod nosem, przypominając sobie o dość istotnym szczególe.
—
A twoja żona? Nie mogła go odebrać? — spytałam, zanim zdążyłam się ugryźć w
język.
Natychmiast
pożałowałam swojej ciekawości, bo brunet spiorunował mnie wzrokiem.
—
Daiki, idź umyj te ręce, zaraz wychodzimy — warknął na chłopca, jakby ten był
czemuś winien.
Mały
zsunął się z krzesła i ze smutną miną pomaszerował w stronę łazienki. Jeszcze
długo odprowadzałam go wzrokiem, nim łypnęłam gniewnie na Sasuke.
— Czego warczysz jak
jakiś pies? Widziałeś jego minę?
— Dzieci muszą wiedzieć
co to dyscyplina, zwłaszcza jak nie mają matki.
Zamarłam
na chwilę analizując jego słowa. Nie mają matki... Jak to nie mają?!
Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie sytuację ze szpitala i inne plotki,
które do mnie dotarły. Nikt nigdy ani słowem nie wspomniał o matce tych
dzieciaków. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio z powodu mojego wyskoku.
Mogłam się wcześniej domyślić, że coś jest nie tak, ale ja jak to ja, musiałam
wciskać nos w nie swoje sprawy.
—
Nie wiedziałam — powiedziałam cicho i zabrzmiało to jak przeprosiny.
Sasuke
zmierzwił swoje włosy i westchnął głośno, po czym na powrót wbił we mnie
spojrzenie.
—
Już zawsze tak będzie, co? — Uśmiechnął się do mnie smutno, a mnie coś ścisnęło
za serce. — Sakura, ja nie chce się z tobą kłócić. Jesteśmy dorośli, możemy
razem żyć w jednym mieście i nie skakać sobie do gardeł. Możemy przecież żyć
w... przyjaznych stosunkach.
—
Nie, to nie jest dobry pomysł — zaprzeczyłam od razu.
Nie
wyobrażałam sobie abym mogła kiedykolwiek wybaczyć mojemu byłemu mężowi zdradę,
mimo czasu, który minął, po powrocie do Konohy wszystkie uczucia, które
wcześniej trzymałam na krótkiej smyczy, zostały puszczone wolno. Dalej miałam
żal do Sasuke i nic nie mogłam na to poradzić.
—
Niby dlaczego? Przecież nie proponuję ci Bóg wie czego! Chcę tylko, abyś
przestała mnie umyślnie unikać. Zachowujesz się tak, jakby nasz rozwód oznaczał
koniec świata, tymczasem inni ludzie nawet po nim potrafią ze sobą rozmawiać.
—
Nie jestem inni! Ja nie potrafię z tobą rozmawiać, cały czas widzę cię z nową
rodziną i myślę, że w tym cudownym obrazku nie ma dla mnie miejsca — oznajmiłam
w miarę spokojnie podczas gdy Sasuke tracił cierpliwość.
—
Ma coś z tym wspólnego ten facet z którym odjechałaś?
Zmarszczyłam
brwi, zastanawiając się o co też mu mogło chodzić. Dopiero po chwili
zrozumiałam, że Uchiha ma na myśli dzień mojej "wyprowadzki" z
Konohy.
—
To tylko przyjaciel, pomógł mi i na tym koniec. Nie doszukuj się problemów tam
gdzie ich nie ma.
—
Ludzie mówią inaczej.
—
Od kiedy tak bardzo przejmujesz się zdaniem innych ludzi? Czyżby coś mnie
ominęło? — spapugowałam jego powiedzonko, uśmiechając się drwiąco.
Usta
bruneta zacisnęły się w wąską kreskę. Gołym okiem było widać, że jest zły.
—
Jestem! — usłyszeliśmy wesoły krzyk Daikiego, który podbiegł do stolika.
Obserwowałam
jak odmawiając pomocy wdrapuje się na krzesło. Na pierwszy rzut oka można było
zauważyć, że jest samodzielny. Ciekawa byłam czy to dzięki Sasuke taki jest.
—
Skąd masz cukierki? — warknął na Daikiego Sasuke, a ja przewróciłam oczami.
Faktycznie,
mały miał buzię pełną mordoklejków. Pytanie tylko skąd, przecież był w
toalecie.
—
Od pani — wymamrotał, nie przejmując się groźną miną swojego taty.
Widząc
jak Sasuke znów chce na niego nakrzyczeć, uciszyłam go dłonią i kucnęłam
naprzeciw chłopca pomagając mu zejść z krzesła i ubrać kurtkę.
—
Nie powinieneś brać cukierków od obcych — zaczęłam.
Mały
spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem i robiąc dziwną minę, zapytał dlaczego.
—
No... Po prostu nie. Nie znasz tej pani i twój tata też jej nie zna. — widząc
jak nic z tego, co powiedziałam nie robi na nim wrażenia, spróbowałam inaczej. —
Następnym razem, gdy jakaś pani da ci cukierka, weź i podziękuj, a potem spytaj
się taty czy możesz zjeść, dobrze? Przed chwilą jadłeś przecież słodkie. — Skończyłam
swój wywód, zawiązując mu szalik. Nie wyglądał na przekonanego, ale mimo to
pokiwał głową.
—
Dobzie — powiedział i już chciał wypluć na rękę mordoklejki, gdy w porę go
powstrzymałam.
—
Te już zjedz. Następnym razem zapytaj tatę o zgodę. —mruknęłam, głaszcząc go po
rumianym policzku. Wyglądał tak uroczo, że nie mogłam się powstrzymać. Przecież
to nie moje dziecko! Sakura, weź się w garść!
—
Ja też już pójdę — wymamrotałam cicho, zarzucając na siebie kurtkę i chwytając
leżące na ziemi zakupy. Sasuke wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz
odpuścił. — Do zobaczenia!
Wychodząc
z kawiarni pomachałam jeszcze Daikiemu, a ten odwzajemnił gest.
Po
dotarciu do domu wyłożyłam się na kanapie z kubkiem gorącej herbaty w ręku. To
był zdecydowanie ciężki dzień! Moje myśli powędrowały w stronę koperty
znajdującej się w mojej torebce. Zacisnęłam ręce w pięści wiedząc, że muszę coś
z tym fantem zrobić. Natychmiast! Odłożyłam szklane naczynie na ławę i
podniosłam się z kanapy.
Wyjęłam z torebki kopertę
po raz kolejny ją otwierając. Idąc do kuchni czytałam krótki liścik
pozostawiony mi przez nadawcę:
„Nie myśl, że o Tobie zapomniałem,
Sakuro.
Mam nadzieję, że trzymasz się planu.
Przemyślałem to wszystko i nie mam nic do Twojego powrotu do Konohy. Potraktuj
to jako pomoc w Twojej nowej drodze życia. Jakbyś czegoś potrzebowała wiesz
gdzie mnie znaleźć, jak zawsze służę pomocą. „
Z
tyłu kartki czarnym piórem wyskrobany był rząd cyfr - numer telefonu. Szybko
wyjęłam z kieszeni komórkę w między czasie rzucając kopertę na stół nie dbając
o to, że znajdujące się w niej pieniądze wysypują się na całym blacie.
Wystukałam numer i z rosnącym we mnie napięciem czekałam, aż ktoś odbierze.
,,Czułam się okropnie,
ale nawet to nie powstrzymało mnie przed wzięciem tych pieniędzy. Przekonywałam
sama siebie, że inaczej nie dam rady zacząć od nowa. Potrzebowałam jakiejś
gotówki na start, a skoro sam zaproponował mi pomoc... Chyba mogłam mu zaufać.
Przecież to dzięki niemu dowiedziałam się prawdy, on też był w to zamieszany.
Ustąpiłam miejsca jego córce, a on obiecał mi pomoc. Tak, to mi się
należało.
Poprawiłam z lekka swoje
samopoczucie i uśmiechnęłam się do niego słabo. Bolało mnie to, że tak wiele od
teraz będę mu zawdzięczać: mieszkanie, praca, możliwość dalszej nauki...
— Tyle chyba na razie
wystarczy — oznajmił, podając mi kopertę.
Niepewnie chwyciłam biały
prostokąt i przyjrzałam mu się dokładniej. W jego brązowych oczach czaił się
ten sam dziwny błysk jak wtedy, gdy po raz pierwszy pojawił się w drzwiach
naszego domu - mojego i Sasuke. Przeczesał niecierpliwie swoje orzechowe,
nażelowane włosy i pospieszył mnie wzrokiem. Zajrzałam do koperty i o mało co
się nie zakrztusiłam.
— To z pewnością
wystarczy — wybąkałam, cała czerwona.
Żenowało mnie to, że
jestem zdana na jego pieniądze. Bardzo dużo pieniędzy...
— W takim razie widzimy
się jutro. Twój prawnik będzie czekał u mnie w firmie. Mam nadzieję, że dalej
chcesz tego rozwodu...
Zacisnęłam dłonie na
kopercie i pokiwałam twierdząco głową. Nie wyobrażałam sobie, abym mogła
wybaczyć kiedykolwiek Sasuke. Zdrada za bardzo bolała.
— Oby twój zapał nie
zmalał, rozwód może się ciągnąć miesiącami, zwłaszcza, że twój mąż... Sasuke,
jest szalenie uparty.
Pan Tamura skrzywił się
tak, jakby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego, po czym kiwnął mi głową w
geście pożegnania i wyszedł. "
—
Sakura? Czym zasłużyłem sobie na twój telefon? — Jego drwiący głos przerwał
sygnał oczekiwania. Nawet nie spytałam skąd wiedział, że to ja, tylko od razu
przystąpiłam do sedna sprawy.
—
Nie chcę twoich pieniędzy! Zabieraj je i wynoś się z mojego życia! — wrzasnęłam.
—
Spokojnie... Nie chcę tych pieniędzy, są mi zbędne. Od samego początku
umawialiśmy się, że będę ci pomagał i zamierzam się tego trzymać. Jestem
słownym człowiekiem, pamiętasz?
Zamknęłam
oczy, próbując się uspokoić, ale złość ze mnie kipiała.
—
Nie potrzebuję twojej pomocy — oznajmiłam stanowczo.
—
Potrzebujesz, potrzebujesz. Poza tym, chce ci wszystko wynagrodzić. Możesz
zostać w Konoha, tylko nie mieszaj się w moje sprawy. A pieniądze zatrzymaj,
kto wie, może jeszcze ci się przydadzą? — Nie widziałam jego twarzy, ale
mogłabym przysiąc, że gości na niej ten tryumfujący uśmiech.
—
Nie chcę tych pieniędzy! Ani niczego, co należy do ciebie.
—
Ty do mnie należysz, Sakuro. Nie zapominaj o tym, mam w garści ciebie i twoje
sekrety. Pilnuję ich jak oka w głowie, więc powinnaś mi być wdzięczna. Jeśli
daję ci pieniądze to mam ku temu powód. Ty możesz mi ewentualnie podziękować,
nic więcej. To co z nimi zrobisz, to już twoja sprawa — zamilkł na chwilę. —
Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Kto wie? Może niedługo się spotkamy?
Rozłączył
się.
Niedługo
się spotkamy? Co to miało, do cholery, znaczyć!
Ze
zdenerwowania pochwyciłam białą kopertę i cisnęłam nią w kierunku drzwi. Nie
zauważyłam stojącej w nich osoby, która wpatrywała się we mnie jak w wariatkę.
Pieniądze wyskoczyły z moich rąk, rozwiewając się na wszystkie strony.
Od autorki:
Hejoł! Tak, tak. Trochę
późno ten rozdział, ale no... z reszta
co się będę tłumaczyć - za dużo by mówić. Przepraszam! ^ ///^
Mam wspaniały humor i
choć ferie się skończyły, a ja nie chcę wracać do szkoły, to myślę, że jakoś to
przeżyję. Nie mam wyboru XD
Rozdział wyszedł dość
długi i myślę, że coś się tu zadziało, więc nie narzekać na brak akcji!
Powolutku odkrywam karty i mam nadzieję, że wszytko jest w miarę zrozumiałe.
:3
Kurczę, jak zwykle
zastanawiam się co ja mam Wam powiedzieć...
Dziękuję za wszystkie
komentarze, które po sobie pozostawiacie, to dla mnie naprawdę dużo znaczy.
Jesteście moim wsparciem i mobilizujecie, gdy ogarnia mnie lenistwo. Dziękuję
:*
Shōri Chan - dziękuję za
korektę, wiem, że się namęczyłaś, a moje
"który" pewnie śni Ci się po nocach. :D
Mojej Lolci, którą kocham
nad życie: KOCHAM CIĘ! - Wiem, że to przeczytasz! ♥
Wszystkim, którzy
zaczynają ferie: spędźcie fajnie wolny czas, odpoczywajcie, mam nadzieję, że
macie śnieg, bo mi spadł pod koniec ferii, także nacieszę się nim w drodze do
szkoły. -,-
Dziękuję Gemi Ni za
śliczny szablon i życzenia, naprawdę jest mi cholernie miło! W szablonie się
zakochałam! :* :* :*
P.S Tylko ja mogłam
opublikować nie sprawdzoną przez Shōri wersję rozdziału XD Teraz jest ok!
Wyjątek stanowią akapity, które nie chcą się zrobić, ale postaram się je
naprawić jak ze szkoły wrócę.
Awwwrrrr... Jestem wściekła. Bo nie mam pojęcia o co chodzi z przeszłością Sakury. Dzieciak Sasuke to słodziakkk... jak i tata. Życzę miłego powrotu do szkoły (jakby powrót do szkoły mógł być miły). A ja przez kolejne dwa tygodnie będę się lenić :D Do zobaczyska :*
OdpowiedzUsuńNie bądź wściekła! Nie ty jedna nie wiesz o co chodzi, pomału wszytko wychodzi na jaw, a jeśli coś będzie nie jasne, wbijaj na GG, mogłam po prostu za zawile napisać xd
UsuńNo szykuję się właśnie do szkoły - piję melisę. ;3
Leń się leń, do napisania! :*
Jak obiecałam, tak przeczytałam! Rozdział ciekawy, chociaż na początku się dłużył. Itachi jest wspaniałym wujkiem, a Sasuke ojcem xD. A tak na serio, z powodu śmierci żony byłby takim chamem dla dziecka :o? Małe Uchiha powinny mieszkać z Sakurą, z kobietą która miałaby na nie lepszy wpływ. Najbardziej co mnie ciekawi, to ten Tamura Sramura xD Co on od niej chce! Niby uważa, że jest dobry a tak naprawdę nasza bohaterka się go "boi" i denerwuje. Nie dziwię się, że Sakura nie chce wybaczyć Sasuke. W prawdzie nie jestem mężatką ale uważam, że nie ma nic gorszego od zdrady. Hahahahaah rozwalił mnie czołg Yamanaka. Wyobraziłam sobie, jak matka Ino zamienia się w taki żółty czołg i goni Sakurę przez całe miasteczko xD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie dalej, a zwłaszcza jeżeli chodzi o tego Sramure ;> (moge tak na niego mówić nie? xD). Współczuję ci, że wracasz do szkoły, ale widzisz co ja przeżywałam, kiedy wstawałam do szkoły a ty przyjemnie pochrapywałaś w łóżku! Hehe przynajmniej ja na ferie mam śnieg <3. Dodając na koniec, nie jest mi przykro z powodu matki Daikiego XD. Tak wiem jestem okrutna, ale miejsce przy Sasuke powinna mieć tylko Sakura. Może wyzwoli jego lodowate serce.
Może szykuje się pikantny romans ;>?
Pozdrawiam cieplutko ;*
PS Ciesze się, że szablon się podoba :D.
No początek ciężko mi się pisało, więc mógł wyjść gorzej. Nie nazwałabym Sasuke chamem, on sobie nie radzi. Ciężko być i matką i ojcem. Ale to też będę wyjaśniać xd Tyyle tego mam.
UsuńTak Tamura jest bardzo ważną postacią. Z jednej strony grozi i chce aby Sakura się go słuchała - zdecydowanie nie podoba mu się to, że po jej powrocie do Konohy zaczyna pokazywać pazurki - z drugiej, chce aby Sakura okazywała mu szacunek, w końcu jej 'pomógł' :) Możesz mówić jak chcesz XD
Nie liczyłam nawet, że ktokolwiek polubi matkę Daikiego. ;)
Może, może. Wszystko możliwe!
Mi się nie podoba, ja się zakochałam! :*
Ściskam! Całuję!
Ooo nieeeee!
OdpowiedzUsuńA miałam skomentować pierwsza! ;____;
Przepraszam, ale miałam taki ambaras w domku, że głowa mała! Przyjechała do mnie jakaś dalsza rodzina, której za Chiny nie kojarzę, matka chodzi po domu z obieraczką, jak kat, a ja tego komcia piszę cichaczem, chowając się za fotelem! (Serio!) Późna godzina, to mogliby już sobie pojechać ;---;
Ale to nie miejsce na moje żale xd
Ojć, nie musisz mi dziękować za korektę (☆^ー^☆), chociaż "którego" Ci nie zapomnę xD.
Opis ogólnej wprowadzki był z deczka nużący, ale uporałam się z nim ^^.
Itachi to przebiegły drapieżnik, który swoje ofiary obserwuje, udaje niewiniątko, a dopiero potem pożera, szybko acz boleśnie *mina naukowca*
Daiki jest uurooookczyyy ヽ(*⌒∇⌒*)ノ
A Sasuke musi być ciężko spełniać się w roli obojga rodziców naraz. W sumie, to trochę mu współczuję... ale żonki jego mi nie szkoda xD. Tak, jestem podłą larwą, ale taka ma natura xdd.
A ten gościu, co pomógł Sakurze to jakiś oszołom! Okej, wykazał się niezwykłą dobrocią wobec Haruno, ale co on jeszcze od niej chce? Nie wiem, nie wiem...
Hm... w takim razie super-mega weny i zapału!
Pozdrowionka!
E tam! Nic nie szkodzi, to nie wyścigi, nie musisz być pierwsza!
UsuńJa wiem, że mi "którego" nie zapomnisz T.T
No przeprowadzka, jak przeprowadzka. Nie wszytko może być ciekawe xd
Taaa, Itachi to cwany lis :D Ja wiem, wiem. Daiki skrada Wam serca!
Ja też twierdzę, że Sasuke musi być ciężko. Bycie dla dziecka ojcem i matką jednocześnie to nie lada wyzwanie.
Hahahahha oszołom XD
Taaa, super-mega dziękuję :*
Nareszcie! Nie masz pojęcia, ile miałam podejść do tego bloga, ale za każdym razem coś mnie, kurka, odciągało. Dzisiaj za to powiedziałam sobie: DOŚĆ. Ogarnij się i czytaj, bo nigdy tego nie zrobisz. I przeczytałam. :D
OdpowiedzUsuńMasz przepiękny szablon, to tak na sam początek. Urzekł mnie swoją prostotą, choć sama oczywiście bym takiego nie zrobiła (nie mówiąc już o nagłówku xD). Strasznie mi się podoba! I choć spodziewałam się, że po jakimś czasie będą mnie boleć oczy przez to jasne tło, to pozytywnie się rozczarowałam. Także jest bardzo okej. :D
A co do treści... Nie spotkałam się jeszcze z takim blogiem. Tyle tu zagadek, że aż nie wiem, od czego zacząć. Najbardziej mnie ciekawi, co się stało z dzieckiem Sakury. Skoro ma mnóstwo sekretów, to po głowie krążą mi najczarniejsze myśli - aborcja? Nie wiem, czy Haruno byłaby do tego zdolna, ale... Jeśli dowiedziała się o ciąży mniej więcej w momencie, kiedy przyszedł do niej pan Tamura z wiadomością o zdradach Sasuke, to kurna... No nie wiem. Dżizas no! Ale mnie to nurtuje!
Dwa - dzieci Sasuke. I ich matka, której nie ma. Co się z nią stało? I czy Aiko jest córką tej samej pani, co Daiki? Podejrzewam, że tak, ale tu też się mogę mylić. Hmmm.
Trzy - w co dokładnie wplątała się Sakura? Przypuszczam, że pan Tamura nie wywołuje w niej lęku bez powodu i bynajmniej nie chodzi tu o sekrety związane z dzieckiem. Okej, może je wydać, ale jest też niebezpieczny, jak sama kiedyś wspominała. Czy ją krzywdził? I w ogóle, ten typ mnie strasznie ciekawi...
Mogłabym tu jeszcze pisać i pisać o tych zagadkach i pytaniach, ale przejdę teraz do bardziej uroczej części tego bloga - DAIKI! Ten chłopiec skradł moje serduszko, matko z córką, to najsłodsza malutka istotka o której przyszło mi do tej pory czytać. <3 I to, jak szukał bandźola - no awwwwwwww! Rozpływam się z rozkoszy! Niech się Sakura nie dziwi, że tak reaguje. To nie ma nic wspólnego z tym, że malec jest Uchiha. Po prostu jego słodkość zmiękcza serca i już. <3
Natomiast Aiko nie lubię. Nawet jeśli później zrobiła się znośna, to i tak dla mnie pozostanie nadąsaną, głupią nastolatką. Rozumiem, że to może być wpływ jej złego taty, ale kurka no... Zachowuje się jak gówniarz i tyle. Serio? Pokazała Sakurze środkowy palec za nic? Ech. Daiki jest rozsądniejszy od niej. xD
Babcia Sakury jest strasznie kochaniutka! Chyba każdy chciałby taką mieć, no jak słodycze kocham! Moja koleżanka ma całkiem podobną, ale ta jej dodatkowo faszeruje wszystkich jakimiś "ziołowymi tabletkami", gdy na przykład mają katar, złe samopoczucie czy dostali słabą ocenę lub ochrzan od szefa. xD
Zaskoczyła mnie reakcja Sasuke, gdy po raz pierwszy ją zobaczył. Jejuniu, rozpływałam się, czytając ten fragment. Dlaczego Sakura nie mogła po prostu odpowiedzieć "Już nie ucieknę"? No przecież... No przecież! NO KURDE! Uchiha był taki kochany, taki inny, CIEPŁY, a ta to schrzaniła, ughhhhh. .___.
Zaliczyłaś wpadkę, kochana. A mianowicie raz, jak Sakura rozmawiała z babcią, to ta babcia powiedziała, że chce mieć wnuki. Khem, już ma. Chyba chodziło o prawnuki? xD
Fakt, robisz czasem literówki, ale nie mam siły, żeby Ci je powypisywać. Nie tym razem, choć obiecuję, że przy szóstce to zrobię, jeśli będzie taka potrzeba. xD Ale oprócz tych kilku malutkich błędów - jest cudnie! Historia całkowicie mnie pochłonęła i od tej pory postaram się być tutaj na bieżąco. :D
Pozdrawiam, kochana. <3
Jaki długi komentarz @.@ - Nie mogę się napatrzeć !
UsuńHahahha, rozumiem Twoje podejścia do mojego bloga, ja tak podchodzę do Twojej partówki XD Ale no... :D
Ja jeśli chodzi o szablony to gustuję w prostocie, dlatego szablon jest - jak dla mnie - genialny! Gemi Ni wykonała kawał dobrej roboty ;3
Tak wiem, u mnie tajemnic co nie miara, zastanawiam się tylko czy logicznie wam je wyjaśnię ^^
Daiki, słodkie dziecko! :) Nie skreślaj Aiko! Ją też lubię ;3
O, ja mam taką babcię! Emiko jest właśnie na niej wzorowana.
Gdybym ja była Sakurą to odpowiedziałabym - JUŻ NIE UCIEKNĘ! - ale nią nie jestem. Także tego no... ;3 A Twój Madara to nie schrzanił ostatnio? Hyyy? Też płakałam! hahahahah XD
Wiem, wiem T.T Jestem roztrzepany człowieczek i zdarzają mi się takie byki! To taki pierwszy blog na poważnie i pewnie nie raz mi się noga powinie. Ale dziękuję za wytknięcie, już poprawione! ;)
Oj w tym rozdziale to dałam, ponieważ zamiast sprawdzoną wersje rozdziału dodałam początkową, powinno być już ok. Ale wiem, że mogą być różne błędy od ortograficznych, przez interpunkcyjne, kończąc na stylistycznych... Ale staram się. Naprawdę się staram.
Dziękuję za komentarz. Strasznie się rozpisałaś. :D
Również pozdrawiam ♥
Te długie komentarze to tak same z siebie wychodzą, więc pewnie będziesz miała jeszcze co czytać przy kolejnym rozdziale. xD
UsuńNie skreślam Aiko, po prostu jej nie lubię. xD Ale może się to zawsze zmienić. ^^
Co do tych byków, to się nie przejmuj. Każdemu się zdarza, a my jesteśmy od tego, żeby je wyłapać. :D Pamiętam, że na Baranku kiedyś napisałam, że Reiko biegła w stronę klatki piersiowej, zamiast schodowej. .___. Także wiesz, nie jest z Tobą tak źle. xD
:*
O co chodzi z przeszłością Sakury? Bo nie wiem o co chodzi, naprawdę nie rozumiem xD Mimo to blog, fabuła, rozdział, rozdziały, nawet wygląd bloga są idealne! <3
OdpowiedzUsuńJestem twoją nową czytelniczką *podaję rękę z uśmiechem*! <3
Dobrze, bo jak zacznę się rozpisywać to nie skończę za szybko, więc postaram się tak w skrócie cię pochwalić! Ok, to zaczynam:
Szablon bardzo fajnie zrobiony i naprawdę świetnie dopasowany do bloga!
Treść genialna! Kocham takie opowiadania, a tym bardziej, kiedy jest nutka tajemniczość, a tu jest jej bardzo dużo! <3
Sakura - bardzo fajna tajemnicza postać... ciekawi mnie jej przeszłość i co się stało z dzieckiem? Wiesz ja zawsze coś sobie dogaduję jak czytam, taki mój nawyk i zazwyczaj wymyślam następne rozdziały/część, ale tutaj nie umiem xD
A teraz pochwała pisarki! :D
Masz bardzo fajny styl pisania, twoje dzieła czyta się szybko i przyjemnie, dlatego masz za to ogromnego plusa! <3
Błędów nie wyłapałam (tak niestety zwracam na to uwagę, bo moja beta mnie na to uczuliła xD) :D
Jesteś świetną pisarką pamiętaj o tym! Chociaż i tak będę ci to przypominać! <3
Ok, ja czekam na następny! <3
PS- Zapraszam do mnie w wolnej chwili! <3
http://zdrada-ma-wiele-twarzy.blogspot.com/
Hej! * ściska rękę z bananem na twarzy *
UsuńOj, czego nie rozumiesz? Na razie próbuję wszytko wyjaśnić, ale chyba mi nie wychodzi... XD Jak masz pytania to mail, gg - zapraszam!
Dziękuję za pochwały, jest mi strasznie miło ;3
Pozdrawiam! :*
Szkoda, że tak szybko ich się nie piszę jak czyta XD
Błędów już raczej nie ma, dodałam poprawioną przez betę notkę ^^
Hahahahha, dziękuję, staram się jak mogę ♥
Wchodzę tu i wchodzę... Patrzę, odświeżam stronę, jeszcze raz przeglądam...
OdpowiedzUsuńAaaaa jednak dobrze trafiłam! :D Zmylił mnie nowy wygląd bloga, ale muszę przyznać, że to piękny szablon! Idealnie pasuje do Twojego opowiadania :3
Co tu dużo pisać: boski rozdzialik! Jak sama napisałaś powoli odkrywasz karty i cieszę się z tego, bo moja ciekawość zjada mnie od środka xP
Myślałam, że nie dowiem się dzisiaj czyja to była koperta, ale na szczęście wróciłaś do niej pod koniec rozdziału ;>
Relacja pana Hamury i Sakury trochę powiewa sponsoringiem xD Ale mam nadzieję, że się mylę. Ciężko mi to przyznać gdyż uwielbiam Sakurę, ale gdy poznała tego facia, to niestety, ale zachowała się strasznie naiwnie i mało odpowiedzialnie... Mogła to dobrze przemyśleć, bo wiadome było, że ten człowiek nie nie robi tego z uprzejmości, ale będzie tkwił w tym jakiś haczyk. Niestety, ale tak jak sobie posłała, tak teraz się wyśpi T.T
Kolejne spotkanie z Saskiem. W końcu się wydało, że matki nie ma, ale co dokładnie się z nią stało, tego jeszcze nie wiemy.
Myślę, że mogła mieć jakiś wypadek. A nawet podejrzewam, że mógł być w to zamieszany Pan Hamura xD Bo z tego jak się wyraził o Sasuke, to mam wrażenie, że nie darzy go sympatią xP A druga opcja może być taka, że zmarła przy porodzie. No sama nie wiem, moja wyobraźnia jest rozległa xP
Czekam na następny rozdzialik, oby szybciutko się pojawił ;3 Pozdrowionka :* :* :* :*
Ps. Przepraszam, że tak krótko i zwięźle, ale muszę zdążyć z obiadem na 15 xD
Hejoł! :*
UsuńNo odkrywam, odkrywam! Byłabym straszną zołzą, gdybym nie dała tego w tym rozdziale xD Nie nie mogę nic powiedzieć o tej kopercie, bo zaraz wszytko wygadam :)
Spotkania z Sasuke też nie mogłam przeciągać, on się będzie pojawiał i mam nadzieję, że coraz to częściej. Dowiecie się co się stało z mamą Daikiego i Aiko, niebawem!
Wróciłam do szkoły nie nie zapowiada się na wolne, więc bd kombinować w weekendy, dziś chce zacząć, bo dałaś mi mnóstwo weny komentarzem, serio, chce się pisać xd
Smacznego!!! :*
Jestem trochę spóźniona,ale jestem !
OdpowiedzUsuńJa tam uwielbiam przeprowadzki :D Myślę, że dobrze, że zamieszkała sama i cieszę się z babcią jest wszystko dobrze skoro już daję się we znaki synowej :P Sakura dobrze zrobiła,że zapukała do sąsiadki chociaż ja na jej miejscu pewnie bym to olała i poszła dalej :D ale dzięki temu poznała nową osobę, jestem ciekawa kim jest Nami...
I Dla kogo wystroiła się tak Nori ?
Jak Itachi mógł wrobić S. w opiękę nad dzieckiem ? No bezczelny !
No i spotkanie z Sasuke.. nie dziwię się, że było niezręcznie, no i fakt, że sam wychowuję dzieci, był smutny. Co się stało z ich matką?
No i Tamura ! Co on ma na Sakure?! Ja chce to natychmiast wiedzieć! ( tak, wiem, że trzeba będzie na to zaczekać... ;p i kto pojawił się w drzwiach ?!:D
Czekam na nowy rozdział !!
Pozdrawiam <3
Cieszę się, że jesteś :*
UsuńNo ja o przeprowadzkach wiem duuuużo, w końcu tyle razy się przeprowadzałam :D Tak, babcia jak najbardziej w formie! A ja sama nie wiem co bym zrobiła, ale w sumie ja najpierw robię a potem myślę, więc pewnie zrobiłabym tak samo jak Sakura.
Na twoje pytania postaram się odpowiedzieć w następnych rozdziałach. ;3
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)
Witam.
OdpowiedzUsuńTak, wiem, jestem do bani i w ogóle. Bezwstydnie czytnęłam rozdział i porzuciłam bez komcia. No, ale mogę się usprawiedliwić tym, jakże powszechnym, BRAKIEM CZASU. Ferii już nie ma, w szkole wyciskają nas jak cytryny, mój plan doszczętnie mnie załamał i ciągle komuś coś wiszę (szefowo, wiem, że tego nie czytasz, ale wiedz, że korekta idzie świetnie i do soboty (2016 roku xd) się wyrobię, to samo tyczy się zaległej bety rozdziałów od x do x - no i tak mi dopomóż plusz).
Przyznam Ci, droga, zacna ma Linki, że ten rozdział był, ehm, cienki jak moje włosy .__. w porównaniu do reszty. Może to tylko moje odczucie, ale całość strasznie ciężko mi się czytało. Tak jak w poprzednich rozdziałach podczas czytania pływałam łódką, tak w tym zapierniczałam rowerem po wertepach. NO HELLOŁ DZIEWOJO, oczekuję od Ciebie profesjonalizmu, na jaki Cię przecież stać.
Co do treści...
Sasek mnie denerwuje, w sumie nie wiem dlaczego. Może to ta świadomość, że ma dzieci nie z Sakurą. :c I w ogóle nie nadaje się na łojca no. :P
Bardzo zaciekawiła mnie końcówka. KIM JEST TEN LUDŹ?! DLACZEGO DAŁ SAKURCI HAJS?! Ale nie, dobra, najważniejsze jednak to... KIM U DIASKA JEST TEN LUDŹ??!! (Wybacz, boli mnie bańka, cierpię ostatnio na szkołatodebilizm, nie mogę się wyleczyć, eh). W ogóle, ja też chętnie zamieszkałabym sobie sama, powoli zaczynam czuć się osaczona. :<
Cóż. Życzem Ci weny (a jak masz, to trochę mi pożycz), zapału i tak samo idealnych rozdziałów jak poprzednio, jak najmniej tych "trudnych dla jełopa Penny", żeby wiesz, była szczęśliwa. :3
Sorki za chaos w komciu, ale piszę go (trzeźwo!!!!!) ze świadomością, że miałam się uczyć, ale tego... zrobię to później, kurna. xD
Soł, błędów nie tykam, bo masz korektorkę, i tego.. nie chce mi się. (Za mało i za drobne na moje paczały).
Bywaj<333
Nic nie mów, ja też czuję się wyciśnięta jak cytryna, chciałabym znów ferie!
UsuńMożliwe, że wyszedł cienki, sama widzę po sobie, że nie mogę tak się wczuć jak w pierwszych rozdziałach. Ciągle gonie z czasem i możliwe, że to odbija się na moim pisaniu. Ja też chciałabym, by było mi tak lekko jak na początku ;_:
Postaram się bardziej wyprostować Ci wertepy przy następnym rozdziale.
Co do ludzia, jeśli będziesz wczytywać się w treść to sądzę, że bardzo szybko połączysz fakty.
Moja wena bardzo często odwraca się ode mnie plecami i nie chce współpracować, dlatego z chęcią przyjmę życzenia! :D
Paaaa! ♥
Serio, o co chodzi z przeszłością SAKURY?! What the hell? XD
OdpowiedzUsuńA Tamura? Co za dziad - widać, że chce mieć Sakurę owiniętą wokół palca. Jak przeczytałam, że Sasuke sam wychowuje dzieciaki, to głupio, ale się uśmiechnęłam. xD Sakura przynajmniej nie ma rywalki (chyba xD).
Dobra, ale teraz serio koniec z czytaniem, bo zaraz wysiadam z autobusu. XD